Skąd Ty jesteś?

Benedykt XVI

GN 47/2012 |

publikacja 22.11.2012 00:15

Pytanie o pochodzenie Jezusa to pytanie o Jego istotę i posłannictwo.

Skąd Ty jesteś? JÓZEF WOLNY/GN Mozaika we Franciszkańskim Domu Pielgrzyma w Betlejem.

W trakcie przesłuchiwania Jezusa Piłat nieoczekiwanie stawia oskarżonemu pytanie: „Skąd ty jesteś?”. Nawoływaniu do skazania Jezusa na śmierć oskarżyciele nadali dramatyczny charakter, oświadczając, że ów Jezus czynił siebie Synem Bożym – co było przestępstwem, za które Prawo przewidywało karę śmierci. Oświecony sędzia rzymski, który już wcześniej wyraził swój sceptycyzm w związku z pytaniem o prawdę (zob. J 18,38), mógł te roszczenia oskarżonego uznać za śmieszne. Jednak przestraszył się. Nieco wcześniej oskarżony oświadczył, że jest królem, dodając jednak, że Jego królestwo „nie jest z tego świata” (J 18,36).

Następnie uczynił aluzję do tajemniczego „skąd” i „po co”, mówiąc: „Ja się po to narodziłem i po to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie” (J 18,37). Rzymskiemu sędziemu wszystko to musiało się wydać fantasmagorią. Nie potrafił jednak oprzeć się tajemniczemu wrażeniu, które wywierał na nim ów człowiek, różniący się od innych znanych mu osób walczących z rzymskim panowaniem i o przywrócenie królestwa Izraela. Sędzia rzymski pyta o pochodzenie Jezusa, chcąc zrozumieć, kim On właściwie jest i czego chce.

Pytanie o to, „skąd” jest Jezus,

jako pytanie o Jego wewnętrzne pochodzenie, a tym samym o Jego rzeczywistą istotę, pojawia się także w innych decydujących miejscach Ewangelii Jana i podobnie też odgrywa pewną rolę w Ewangeliach synoptycznych. Zarówno u Jana, jak i u synoptyków ma ono charakter osobliwego paradoksu.

Z jednej strony przeciwko Jezusowi i Jego misyjnym roszczeniom przemawia fakt, że Jego pochodzenie jest dokładnie znane: nie pochodzi przecież z nieba, od „Ojca”, z „wysoka”, jak sam mówi (J 8,23). Nie: „Czyż to nie jest Jezus, syn Józefa, którego ojca i matkę my znamy? Jakże może on teraz mówić: »Z nieba zstąpiłem«?” (J 6,42). Synoptycy przekazują informację o bardzo podobnej dyskusji w synagodze w Nazarecie, rodzinnej wiosce Jezusa. Słów Pisma Świętego Jezus nie objaśniał w zwyczajny sposób; z władzą wychodzącą poza granice wszelkiej interpretacji odnosił je do siebie i swojej misji (zob. Łk 4,21). Zupełnie zrozumiałe jest, że słuchaczy przeraża takie traktowanie Pisma i Jego pretensje do bycia wewnętrznym punktem odniesienia i kluczem interpretacji świętych słów. Przerażenie przeobraża się w opozycję: „Czyż nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także jego siostry? I powątpiewali o Nim” (Mk 6,3). Wiadomo przecież dokładnie, kim Jezus jest i skąd pochodzi – jest jednym spośród wielu innych.

Jego roszczenia mogą być tylko przejawem arogancji. Dochodzi do tego fakt, że Nazaret nie był miejscem, do którego odnosiła się taka zapowiedź. W związku z tym Jan przekazuje słowa Filipa do Natanaela: „Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i Prorocy – Jezusa, syna Józefa, z Nazaretu”. Znana jest nam odpowiedź Natanaela: „Czyż może być co dobrego z Nazaretu?” (J 1,45n). Wydaje się, że w przeciętności Jezusa, robotnika z prowincji, nie kryje się żadna tajemnica. Jego pochodzenie ukazuje Go jako równego wszystkim innym. Istnieje jednak także odwrotny argument przemawiający przeciw autorytetowi Jezusa; znajduje się on w dyskusji o uzdrowionym niewidomym od urodzenia, który odzyskał wzrok: „My wiemy, że Bóg przemówił do Mojżesza. Co do niego (= Jezusa) zaś, to nie wiemy, skąd pochodzi” (J 9,29). Coś zupełnie podobnego powiedzieli mieszkańcy Nazaretu po przemówieniu w synagodze, zanim uznali Jezusa za znanego wszystkim, równego im: „Skąd to u niego? I co to za mądrość, która mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez jego ręce!” (Mk 6,2). Również tutaj pojawia się pytanie: „skąd?” – nawet jeżeli zostaje następnie zbagatelizowane przez wskazanie na Jego krewnych.

Pochodzenie Jezusa jest jednocześnie znane

i nieznane, z pozoru łatwe do wyjaśnienia, przez to nie otrzymuje jednak wyczerpującej odpowiedzi. W Cezarei Filipowej Jezus zapyta swych uczniów: „Za kogo uważają Mnie ludzie? … A wy za kogo Mnie uważacie?” (Mk 8,27nn). Kim jest Jezus? Skąd pochodzi? Obydwa pytania ściśle łączą się ze sobą. Celem czterech Ewangelii jest danie odpowiedzi na te pytania. Zostały napisane właśnie po to, by dać na to odpowiedź. Jeśli Mateusz zaczyna swą Ewangelię od genealogii Jezusa, czyni to dlatego, że chce na samym początku we właściwym świetle umieścić pytanie o pochodzenie Jezusa; genealogia jest swoistym nagłówkiem całej Ewangelii. Łukasz natomiast umieścił genealogię Jezusa na początku Jego publicznej działalności, jakby dla oficjalnego przedstawienia Jezusa, ażeby przez odmienne rozmieszczenie akcentów odpowiedzieć na to samo pytanie, antycypując to, co potem będzie omawiane w całej Ewangelii. Spróbujmy teraz dokładniej zrozumieć istotny cel obydwu genealogii. Dla Mateusza pragnącego zrozumieć pochodzenie Jezusa istotne znaczenie mają

dwa imiona: Abraham i Dawid.

Po rozproszeniu się ludzkości spowodowanym budową wieży Babel od Abrahama zaczyna się historia obietnicy. Abraham odsyła do tego, co dopiero ma nadejść. Jest on pielgrzymem nie tylko idącym z kraju swego pochodzenia do Ziemi Obiecanej, lecz pielgrzymem, który od teraźniejszości zmierza ku przyszłości. Całe jego życie jest ukierunkowane na przyszłość, jest dynamizmem posuwania się drogą prowadzącą do tego, co ma nadejść. Słusznie więc List do Hebrajczyków przedstawia go jako pielgrzyma wiary opartej na obietnicy: „Oczekiwał bowiem miasta zbudowanego na silnych fundamentach, którego architektem i budowniczym jest sam Bóg” (Hbr 11,10). Obietnica dana Abrahamowi odnosi się bezpośrednio do jego potomstwa, jednak sięga dalej: „Przez niego otrzymają błogosławieństwo wszystkie ludy ziemi (Rdz 18,18).

Tak więc w całej tej historii, zaczynającej się od Abrahama i prowadzącej do Chrystusa, wzrok kieruje się na całość – przez Abrahama przyjdzie błogosławieństwo dla wszystkich. Tak więc już na samym początku genealogii spojrzenie zwraca się ku zakończeniu Ewangelii, w którym Zmartwychwstały mówi uczniom: „Czyńcie moimi uczniami wszystkie narody” (Mt 28,19). W tej partykularnej historii ukazanej w genealogii jest rzeczywiście od początku obecne napięcie skierowane na całość; uniwersalizm misji Jezusa jest zawarty w Jego „skąd”. Strukturę genealogii i ukazanej w niej historii określa jednak w całości postać Dawida, tego króla, któremu została dana obietnica wiecznego królestwa: „Twój tron będzie utwierdzony na wieki” (2 Sm 7,16). Obietnica ta wycisnęła wyraźne piętno na genealogii przedstawionej przez Mateusza.

Na jej strukturę składają się trzy grupy czternastu pokoleń: pierwsza obejmuje okres od Abrahama do Dawida, druga od Salomona do niewoli babilońskiej, a trzecia dochodzi do Jezusa, w którym spełnia się obietnica. Pojawia się król, który pozostanie na wieki – całkowicie inny, jednak taki, jakiego można było sobie wyobrazić na podstawie modelu Dawida. Układ ten staje się jeszcze jaśniejszy, gdy uwzględnimy fakt, że hebrajskie litery imienia Dawida dają razem liczbę czternaście oraz że w ten sposób, także w wyniku symbolizmu liczb, Dawid, jego imię i obietnica charakteryzują drogę od Abrahama do Jezusa. Na tej podstawie można by powiedzieć, że ze swymi trzema grupami, po czternaście pokoleń każda, genealogia ta jest autentyczną Ewangelią Chrystusa Króla; cała historia kieruje wzrok na Tego, którego tron będzie utwierdzony na wieki.

Fragment I rozdziału najnowszej książki Benedykta XVI „Jezus z Nazaretu. Dzieciństwo”, wydanej przez Instytut Wydawniczy Znak.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.