Nos z grajdoła

ks. Artur Stopka

Skupieni na samych sobie, na mniej lub bardziej wydumanych problemach katolików w Polsce, wpatrzeni w czubek własnego nosa, zapominamy, że jesteśmy częścią Kościoła katolickiego.

Nos z grajdoła

Mam wśród znajomych na Facebooku między innymi pewnego zakonnika, który pracuje na drugiej półkuli, w Ameryce Południowej. Od czasu do czasu natrafiam na zamieszczane przez niego zdjęcia indiańskich dzieci i młodzieży, wśród których pełni swoją misję. Jest w tych fotografiach za każdym razem jakąś emanująca z wielką siłą radość. Radość życia. Choć zabrzmi to dziwnie, widzę ją nawet na tych zdjęciach, niezbyt częstych, na których uwieczniony jest zapłakany malec.

Lubię oglądać fotografie zamieszczane na FB przez tego polskiego zakonnika. Pomagają mi podnieść wzrok i spojrzeć dalej niż za płot kurialnego czy parafialnego ogrodu. Przypominają o czymś, o czym chyba ostatnio coraz rzadziej pamiętamy.

Skupieni na samych sobie, na mniej lub bardziej wydumanych problemach katolików w Polsce, wpatrzeni w czubek własnego nosa, zapominamy, że jesteśmy częścią Kościoła katolickiego. Kościoła powszechnego. Kościoła, który nie kończy się na granicach parafii, diecezji, ani na granicach naszego kraju. Nawet na granicach Europy. Jesteśmy częścią Kościoła, którego członkowie w innych zakątkach świata mają o wiele większe problemy, niż my. Kościoła, którego członkowie w wielu miejscach, aby wyznawać swą wiarę, muszą się wykazać naprawdę ogromną odwagą i nieprzeciętnym męstwem. Ale żeby o tym nie zapominać, trzeba jak najczęściej wystawiać nos z grajdoła, w który zadziwiająco często zamieniamy Kościół w Polsce.

Kilka dni temu w jednej z gazet przeczytałem zdanie, które mnie z jednej strony zasmuciło, a z drugiej poirytowało. „Podczas gdy 11 listopada w Polsce świętować będziemy odzyskanie niepodległości, chrześcijanie w wielu krajach modlić się będą za wyznawców Chrystusa, którzy są prześladowani z powodu wiary”.

Skąd moja tak emocjonalna reakcja? Stąd, że przecież również Kościół katolicki w Polsce 11 listopada br. już po raz czwarty obchodził Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym, którego tematem przewodnim tym razem był los chrześcijan w Egipcie. Od dwóch dni zastanawiam się, w ilu świątyniach w Polsce w minioną niedzielę, oprócz jak najbardziej zrozumiałych i potrzebnych odniesień do Święta Niepodległości, padło choć kilka zdań na temat potrzebujących naszej pomocy współwyznawców Jezusa Chrystusa w Egipcie...

Mój facebookowy znajomy zakonnik w poniedziałek po 11 listopada br. zamieścił na swoim profilu zdjęcie drzewa, na które wspina się dwóch indiańskich chłopców. Na fotografii umieszczone zostały cytaty w piosenki Marka Grechuty „Wolność”. „Z dedykacją tym wszystkim, którzy we wczorajszych starciach, pomówieniach, oskarżeniach zagubili znaczenie słowa Wolność...” - napisał pracujący po drugiej stronie globu polski zakonnik.

Ledwo to przeczytałem, a natychmiast pojawiło się w mojej głowie niepokojące pytanie: „Czy przypadkiem nie zagubiliśmy też znaczenia słowa „Kościół”?

TAGI: