Bóg ma plan co do Krakowa

GN 44/2012 Kraków

publikacja 11.11.2012 07:00

O wizji dla „drugiego Rzymu”, prorockim świadectwie
 dla świata i masowym zwodzeniu
 z dr. Andrzejem Sionkiem rozmawia
 Piotr Legutko.


Andrzej Sionek działa
w Sekretariacie ds. Nowej Ewangelizacji Archidiecezji Krakowskiej Miłosz Kluba /GN Andrzej Sionek działa
w Sekretariacie ds. Nowej Ewangelizacji Archidiecezji Krakowskiej

Piotr Legutko: Czy nie ma Pan wrażenia, że Kraków jest dziś w pewnym sensie miastem frontowym, gdzie ścierają się dwie cywilizacje?

Andrzej Sionek: – Myślę, że w pewnym sensie zawsze takim był. Warto zadać sobie pytanie, co mieli na myśli ludzie, którzy kiedyś zakładali to miasto. Z jaką wizją było ono tworzone i rozbudowywane? Dlaczego akurat w tym miejscu chcieli oddawać cześć Bogu, czemu zbudowano tu tyle świątyń? Dlaczego z tego miejsca wypływało tyle chwały na cały kraj?

Kto ostatnio najbardziej wpłynął na jego historię? Dobrze jest mieć więcej pytań niż odpowiedzi, aby utorować sobie drogę jeszcze raz do odpowiedzi ostatecznej, jaką wizję w tych czasach ma Bóg dla swojego ludu, który tu żyje! Jeżeli damy się pochłonąć zmierzaniu do odpowiedzi na to pytanie, będziemy skupiać się coraz bardziej na Bogu i tym, co czyni, nie będziemy się oddawać temu, co nas od Niego odwodzi i zwodzi.

Na czym to konkretnie ma polegać?
– Jeżeli nie strzeżemy siebie dostatecznie w tym wymiarze, jeśli odchodzimy od Bożego planu, wtedy to, co było niegdyś chlubą miasta, staje się przyczyną jego upadku. Jeżeli mogę odwołać się do przykładu Amsterdamu – to miasto znane ze swojej gościnności, strzegące ludzkich praw i wolności, staje się miastem wolnej, wyuzdanej miłości i stolicą seksualnej perwersji.

Na naszych oczach rozstrzyga się, jaki będzie wizerunek Krakowa?
– Być może przez to i Polski. Ludzie dzisiaj identyfikują kraje poprzez miasta. A każde z nich ma swoją osobowość, która może być definiowana w sposób negatywny i pozytywny. W Krakowie żyje lud Boży, który ma swoje powołanie. Od dawnych czasów było to miasto bardzo światłe, nazywane nawet „drugim Rzymem”. Miasto zwrócone ku wartościom, ku Bogu, z tego też powodu wielokrotnie cierpiało. Mamy w sobie piękną historię chrześcijaństwa, ale też i płynące stąd zobowiązania.

Jak powinniśmy zacząć obecnie je odczytywać?
– Skoro z tego miasta Bóg powołał Jana Pawła II i tu, w Nowej Hucie, rozpoczął przełom w dziele ewangelizacji, to znaczy, że ma On jakieś plany związane z Krakowem, nie tylko w skali Polski, ale także Europy i świata. Tak, jak powołał Jana Pawła II na świadectwo prorockie dla świata, tak może chcieć powołać tych, którzy są spadkobiercami jego dziedzictwa, żeby za tym znakiem szli. Chcemy pobudzić mieszkańców Krakowa, ażeby mieli odwagę tak myśleć.

Dlaczego tak dużo krakowian nie odpowiedziało na Wasze zaproszenie?
– Być może nie do końca wiedzieli, czego mają się prawo spodziewać. Z piątku na sobotę, kiedy dowiedzieli się, że jest to godna polecenia „impreza”, liczba odwiedzin zaczęła szybko wzrastać. Pamiętajmy, że jest to dopiero początek procesu, który domaga się od nas głębokiej przemiany mentalności. Sam, jako krakowianin, noszę w sobie ranę z powodu odrzucenia mojej działalności, ale też doznałem wiele dobrego przyjęcia, tu, właśnie w Krakowie, spotkałem ks. Franciszka Blachnickiego, kardynała Karola Wojtyłę. W ich cieniu, w ich dziedzictwie mogłem wzrastać.

Może nadziei należy szukać wśród ludzi, których to miasto przyciąga?
– Życie miastu dają ludzie z terenów je otaczających. To naturalny proces. Z zewnątrz przychodzą ludzie genialni i z zewnątrz przychodzą problemy. Każde miasto tak otwarte na świat jak dzisiejszy Kraków ma to doświadczenie rozmaitych wyzwań. W poszukiwaniu ratunku ludzie stają się zarówno podatni na odnowę, jak i na masowe zwodzenie, głównie przez połączone siły mediów. Przed tym zagubieniem chcemy krakowian chronić, a ewangelizacja miasta ma im o tym przypomnieć.

Na ile zrobiliśmy w tym dziele postęp? Gdzie szukać nadziei?
– Jestem zbudowany tym, że prawie 3 tysiące wolontariuszy zgodziło się przyjść na stadion, by służyć innym. Sobór Watykański II mocno akcentuje wagę tej naszej podstawowej postawy jako katolików, aby wyjść i służyć drugiemu człowiekowi. Postawę służby wskazuje jako centralną rzeczywistość Kościoła. W tych dniach wszystkie krakowskie ruchy, wspólnoty i stowarzyszenia dają świadectwo, że są gotowe służyć, z tą postawą wychodzą ku światu.

Dlaczego to takie ważne?
– Bo, w moim odczuciu, większość problemów Kościoła bierze się dziś z koncentracji na sobie samym, a nie na Bogu. W ewangelizacji chodzi o to, by pokazać światu Boga żywego i nas, jako gotowych dawać świadectwo. Komunikować nie tyle wiedzę o Bogu, co Boga samego. Nasze posługiwanie ma sens, jeśli ujawniamy to, co jest w Jego sercu.
Jeśli to będziemy robić, sprawy w Kościele same się uporządkują. Jeśli nie będziemy zdesperowani w naszej koncentracji na Bogu i wyjściu z pomocą upadającemu światu, pozostanie nam koncentracja na nas samych i miłości własnej.

Jak Pan odebrał opisywanie ewangelizacji Krakowa w takich właśnie kategoriach – konfrontacji różnych wizji Kościoła?
– Jest to część procesu „ewangelizacji” Kościoła przez świat, który nie potrafi inaczej myśleć i opisywać jego rzeczywistości. Niestety, to my sami zgodziliśmy się mówić językiem świata o Kościele, choć nie są to żadne biblijne kategorie, w świetle których ma się weryfikować: czy jest progresywny czy tradycyjny, otwarty czy zamknięty, toruński czy krakowski. Trzeba zmienić przekaz. Świat patrzy, co my, jako ludzie Kościoła, mu pokażemy: albo materiał na temat naszych podziałów, albo chwałę Bożą.