Gdy położna jest jak grabarz

Agata Puścikowska

GN 45/2012 |

publikacja 08.11.2012 00:15

W szpitalach położniczych położne asystują przy aborcjach. Często wbrew swojej woli.

Praca położnej kojarzy się  z przyjmowa-niem nowego życia,  a nie z jego odrzucaniem jakub szymczuk Praca położnej kojarzy się z przyjmowa-niem nowego życia, a nie z jego odrzucaniem

Położne. Ich rolą jest przyjmowanie porodów, pomaganie kobietom w trudnym i pięknym czasie ciąży, połogu. Pielęgniarki anestezjologiczne asystują też m.in. przy cesarskich cięciach. Tak najczęściej myślimy o ich pracy. I tak zazwyczaj w skrócie zakres ich obowiązków wygląda. Ale na szlachetnym zawodzie położnej kładzie się cień dramatu. W szpitalach położniczych, w których wykonuje się aborcje eugeniczne, czyli tzw. terminacje ciąż, pielęgniarki i położne asystują przy zabiegach. Często wbrew swojej woli. Położne, jeśli już zabierają głos w tej sprawie, to szeptem. Tylko między sobą i ze strachem mówią o dramatach na oddziałach ginekologicznych. Gdy miesiąc temu na portalu gosc.pl zamieszczono tekst „Łamane sumienie położnych”, zachęcając, by położne zmuszane do asystowania przy terminacjach ciąż opowiedziały publicznie o swojej sytuacji, odezwało się sporo kobiet. A także kilka rodzin, które nie mogą patrzeć, jak matka czy żona cierpi w miejscu pracy.

Żaden z rozmówców jednak, bojąc się utraty pracy lub procesu o zniesławienie, nie pozwolił na ujawnienie prawdziwych danych osobowych czy nazwy szpitala. Obecnie pracownicy ochrony zdrowia mogą odmówić udziału w procedurach medycznych sprzecznych z wyznawanymi przez nich wartościami. Teoretycznie położna może więc odmówić asystowania przy aborcjach eugenicznych. Zgodnie z art. 23 Ustawy o zawodach pielęgniarki i położnej, „pielęgniarka i położna może powstrzymać się, po uprzednim powiadomieniu na piśmie przełożonego, od wykonania świadczenia zdrowotnego niezgodnego z jej sumieniem, jednakże z wyjątkiem przypadków niebezpieczeństwa utraty życia lub poważnego uszczerbku na zdrowiu pacjenta”. Ta regulacja prawna jest powszechnie znana jako „klauzula sumienia”. I właśnie tę regulację, opierając się na niewinnym „wyjątku”, łamie się regularnie.

Przypadek 1.: Krystyna, pielęgniarka anestezjologiczna

Krystyna, lat 34. Duże miasto na północy kraju. Zawód wykonywany od lat z sercem: pielęgniarka anestezjologiczna. Miejsce pracy: blok operacyjny. Fakty: od zakończenia studiów aż do ubiegłego roku pracowała m.in. przy cięciach cesarskich, drobnych zabiegach chirurgicznych, ginekologicznych. Gdy na emeryturę odszedł ordynator ginekologii i położnictwa, a nastał bardzo ambitny, rzutki i pragnący sukcesów na medycznej niwie „nowy”, zmieniły się i zasady pracy. Szpital do swojej „oferty pomocowej” dorzucił terminacje ciąż. Jak to się dzieje i gdzie? Krystyna znać szczegółów nie chce. Widzi tylko efekty. Na blok przywożą kobietę w zaawansowanej ciąży. Dziecko, prawdopodobnie po wcześniejszym podaniu „leków” na umieranie gdzieś na oddziale ginekologii i położnictwa, już nie żyje. Wtedy przystępują do „dzieła” lekarze i położne… – Ile można patrzeć na zabite dzieci? Zabite w naszym szpitalu? – pyta Krystyna. – Dlaczego musimy w tym uczestniczyć? Nie po to jestem pielęgniarką, która pomaga żyć, by asystować przy umieraniu! Krystyna i jej kilka koleżanek próbowały protestować, rozmawiać z przełożonymi. Powiedziano im, co następuje: pracownic to my mamy aż za dużo, więc mogą sobie szukać bardziej „komfortowego” zajęcia.

A gdy powołały się na klauzulę sumienia dla położnych i pielęgniarek, usłyszały: zabieg usunięcia martwego płodu z jamy macicy jest zabiegiem ratującym życie matki. Zabiegiem zagrażającym życiu kobiety, nagłym. Więc… klauzula nie obowiązuje. – Jak to nagłym? – pyta retorycznie Krystyna. – Przecież to zabieg planowy. Wystarczy tak dobrać personel, by przy terminacjach asystowały tylko te pielęgniarki, które nie mają dylematów moralnych. Mówią nam lekarze: „Wy nic złego nie robicie. Pomagacie kobietom, by nic złego im się nie stało”. A dzieje się coś złego: szpital zabija chore dzieci, a nie pomaga w ich przyjęciu. I szpital zmusza nas, byśmy były grabarzami tych dzieci. Jestem pielęgniarką, nie chcę być grabarzem. Krystyna próbowała o swoim i innych pielęgniarek dramacie informować terenowy oddział Izby Pielęgniarek i Położnych. Pielęgniarka urzędniczka grzecznie jej wysłuchała. I na tym koniec. Krystyna więc od pół roku szuka innej pracy. Może znajdzie.

Przypadek 2.: Kamila, ze względnym happy endem

Kamila, lat 27. Obecnie pracuje w szpitalu, w którym dzieci się wyłącznie przyjmuje. Nie odbiera… – W liceum uważałam, że położnictwo to jest najpiękniejszy zawód na świecie. Pomagać rodzić się nowemu życiu, troszczyć się, opiekować, chronić malutką, bezbronną istotę. Takie były moje wyobrażenia o pracy położnej, gdy szłam na studia. W trakcie nauki były ciche wzmianki o tym, że jeżeli coś jest niezgodne z naszym sumieniem, to mamy prawo odmówić bez żadnych konsekwencji. I to tyle na temat aborcji oraz naszych praw. Kamila po studiach rozpoczęła poszukiwanie pracy. Koleżanka napisała do niej kiedyś: „W moim szpitalu, w W., jest praca. Chcesz?”. – Ucieszyłam się, bo u nas z pracą krucho. Koleżanka odpisała jednak: „U nas są terminacje ciąż, jakby coś. Nie przeszkadza ci to?”. Do dzisiaj nie wiem, dlaczego nie powiedziałam, że jednak nie chcę tej pracy... Pierwszego dnia na rozmowie u przełożonej pielęgniarek i położnych: „Pani Kamilo, chciałabym, żeby Pani wiedziała, że u nas na oddziale dokonywane są terminacje ciąż i położne w nich uczestniczą”.

– Nie wyrażę słowami tego, co wtedy poczułam… Ogromny sprzeciw wewnętrzny, bunt. Zawsze miałam swoje zdanie, starałam się kierować własnym sumieniem, nie ulegałam wpływom innych, żeby się przypodobać, a tu nagle ktoś narzuca mi coś, co jest niezgodne z moją wiarą i przekonaniami. Nie dostałam żadnego prawa wyboru! Kamila dowiedziała się też, że dyrekcja szpitala uważa, że terminowanie „chorych” ciąż to jest… pomoc kobietom. – Zabijanie to pomoc? W szoku poszłam na oddział. I się nasłuchałam... Kamila szybko odkryła, że pracujące w szpitalu położne cierpią. Niektóre opowiadają o krwi, płaczu, koszmarze. A zaraz potem inne, szczególnie gdy słyszą przełożeni, głośniej ripostują: to kwestia przyzwyczajenia, ktoś to z dobrze pojętego obowiązku musi robić… Kamila rozmawiała też z położną, która nie uczestniczy w aborcjach. Kobieta żyje w ciągłym stresie i nerwach, bo choć niby respektuje się jej wybór, wciąż ktoś jej grozi zwolnieniem... Z płaczem powiedziała Kamili: – Jeśli możesz, uciekaj stąd jak najszybciej! Ostateczne stanowisko Kamili, zakomunikowane przełożonym: – Nie obchodzi mnie to, jakie są „zasady” szpitala. Terminacja to zwykłe mordowanie dzieci i nie chcę tak pracować. Kamila odeszła. Pracę dobrą (!) znalazła. Dzieci przyjmuje, nie odbiera.

Przypadek 3.: Nawet wolno ochrzcić

Anna, obecnie już nie pracuje jako położna. Pisze, jakie rzeczy na swoim oddziale widziała: „Pacjentka, 23. tydzień ciąży, otrzymuje środki naskurczowe zaaplikowane przez lekarza i czeka na poród, który uwolni ją od problemu, jakim byłoby wychowanie upośledzonego dziecka. Stwierdzone wady rozwojowe. Zapada decyzja o natychmiastowym zakończeniu ciąży. Dziecko rodzi się zniekształcone: skrócone kończyny, wodogłowie i zapewne wady narządów wewnętrznych. Zaraz po urodzeniu traktowane jest jak preparat do badania. Nie zdecydowano jeszcze tylko, czy ma trafić do lodówki, czy do formaliny! Zaraz zapadnie wyrok. Ale uwaga: ono żyje! Leży wraz z łożyskiem w metalowej misce i wyraźnie widać, jak bije mu serce! Wbrew przewidywaniom i diagnozie. Położna pośpiesznie i dyskretnie dokonuje wodą chrztu dziecka, przecież jest katoliczką (wszyscy uczestnicy tegoż zdarzenia są katolikami). Tyle ma prawo zrobić. Dziecko po kilku minutach umiera i trafia do lodówki. Próby oporu położnych kliniki wobec takiego procederu traktowane są jako przejaw niesubordynacji i grozi się takim położnym utratą pracy. Co kierownictwo kliniki dobitnie i jasno wypowiada”. Anna dodaje: „Są położne, które chcą asystować przy terminacjach. Mówią, że towarzyszenie kobietom w każdej sytuacji to ich powinność. Trzymają za rękę matkę, gdy lekarze zabijają jej dziecko. Ja w ten sposób nie chcę. Dlaczego mimo istniejącego prawa muszę?”.

Przypadek 4.: Matki horror incognito

Jan (19 lat) opowiada, że nie może patrzeć, jak jego matka cierpi po każdym „zabiegu”, w którym musi uczestniczyć. A uczestniczy, gdy na oddziale nie ma odpowiedniej „zmiany” – innej położnej, dla której asysta przy terminacji nie stanowi problemu. Dzieci rodzą się po 20. tygodniu, czasem to nawet 24., 25. tydzień ciąży. Mają zespół Downa, głównie. Ale także i inne dziecięce „winy” – zespół Turnera, mukowiscydoza, wielowodzie. Zazwyczaj, jak przewiduje plan terminacji, są już martwe. Matka Jana często płacze. Szczególnie wtedy, gdy „martwe” dziecko, nawet prawie kilogramowe, gdy się urodzi, to jednak chwilę zakwili. Nawet do inkubatora takiego dzieciaczka się nie bierze. Bo po co? A lekarze biorący udział w zabiegu pocieszają: „No przecież matka się z takim męczyć nie będzie. I dzieciak się męczyć nie będzie. Trudne to, ale konieczne”. Syn Jan mówi: – Moja matka jest na skraju wyczerpania nerwowego. Nie ma nawet pomocy psychologicznej. Ale co możemy zrobić? Mama nie znalazła innej pracy. Mam jeszcze dwoje młodszego rodzeństwa. Ojciec na rencie. Praca potrzebna. Gdy sam znajdę pracę, może coś się w domu zmieni… Syn próbował matkę namówić na rozmowę. By powiedziała wszystko, wyrzuciła terminacyjny horror z siebie. Nawet incognito. Bezskutecznie.

Kto obroni położne?

Nikoleta Broda, socjolog i położna, zarząd Fundacji MaterCare: – Jesteśmy fundacją wspierającą katolickie położne i ginekologów. Docierają do nas sygnały o sytuacji w szpitalach. Próbowaliśmy o problemie rozmawiać m.in. z posłami, prosić ich o pomoc. Jak do tej pory bezskutecznie. Niedawno też przedstawiłam sytuację pani minister ds. równego traktowania Agnieszce Kozłowskiej-Rajewicz. Bo przecież brak możliwości wykorzystywania klauzuli sumienia to jawna dyskryminacja! W połowie maja Nikoleta Broda na spotkaniu z minister poinformowała ją o dramacie polskich położnych. Pozostawiła też stosowny list. Oto fragmenty: „Zwracam się do Pani w imieniu położnych, które są w Polsce dyskryminowane ze względu na światopogląd. Z różnych regionów Polski docierają do nas informacje od położnych, które nie mogły skorzystać z tzw. klauzuli sumienia i zostały zmuszone do rezygnacji z pracy. Asystowanie przy procedurze terminacji ciąży jest przeżyciem traumatycznym. Wywołuje m.in. dysonans, konflikty wewnętrzne, uniewrażliwia, powoduje zaburzenia lękowe. Jest bardzo często powodem wystąpienia zespołu stresu pourazowego oraz wszelkiego rodzaju uzależnień. Traktowanie położnych, które z powodów światopoglądowych nie chcą asystować przy przerywaniu ciąży, jako gorszych pracowników, uniemożliwianie korzystania z klauzuli sumienia, sugerowanie, a nawet zmuszanie do zmiany pracy, obniżanie pensji, zmuszanie do asystowania przy pozbawianiu życia dzieci w fazie prenatalnej jest przejawem dyskryminacji”. – Od maja minęło nieco czasu. Od tamtej pory pani minister nie kontaktowała się z nami. Nie wiem, czy zainteresowała się problemem. O spotkaniu z położnymi co prawda poinformowała na swojej stronie internetowej. Ale w krótkiej notatce nawet nie zająknęła się o naszym liście – mówi Broda. – Czy naprawdę położne zmuszane do asysty przy terminacjach są w tym kraju bezbronne? Zapytaliśmy panią minister Kozłowską-Rajewicz o jej stanowisko w sprawie łamania sumień położnych. Oto odpowiedź: „Jest oczywistym naruszeniem prawa zmuszanie pielęgniarek do asystowania w planowanych zabiegach, jeśli zaistniał opisywany stan rzeczy”. Minister informuje też, że o sytuacji położnych wcześniej była raz informowana. Zapewnia, że wystąpiła do ministra zdrowia z zapytaniem, czy resort ma informacje na temat łamania prawa w opisywany przez położne sposób i jak ma zamiar przeciwdziałać tym praktykom. „Zamierzam rozpoznać ten stan rzeczy i doprowadzić do wyjaśnienia sytuacji. O efektach będę informować” – napisała pani minister. Na efekty z niecierpliwością czekamy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.