I ty możesz pomóc

Jarosław Jurkiewicz; GN 42/2012 Koszalin

publikacja 24.10.2012 07:00

Niewysoki, uśmiechnięty kapłan przed koszalińskim kościołem pw. Podwyższenia Krzyża Świętego zbiera datki na budowę świątyni. Wierni dopytują, jak żyje się katolikom na Białorusi. Kresy w Koszalinie budzą żywe skojarzenia, więc i o białoruskim Kościele jest komu słuchać.

Kiedy jest ciepło, katechezy odbywają się pod gołym niebem Archiwum parafii w Orszy Kiedy jest ciepło, katechezy odbywają się pod gołym niebem

Ksiądz Walery ma dużo obowiązków. Jest proboszczem rozległej parafii, dziekanem, sędzią sądu biskupiego i kapelanem w więzieniu. Na studia dojeżdża do Warszawy, a w Orszy na wschodzie Białorusi właśnie rozpoczyna budowę kościoła. Postawienie świątyni to dla katolików z Orszy nie lada wysiłek. Dlatego duszpasterz ich wspólnoty szuka pomocy w Polsce.

Karczma w kościele

Położona nad Dnieprem Orsza to miasto z bogatą historią. Od XIII wieku w granicach Rzeczypospolitej. W 1514 r. doszło tu do wielkiej bitwy, podczas której wojska polskie rozbiły oddziały moskiewskie. To z Orszy pochodził legendarny chorąży Andrzej Kmicic, sportretowany w „Potopie” przez Henryka Sienkiewicza. Jeszcze przed rewolucją bolszewicką istniało tu siedem kościołów katolickich i kilka klasztorów. Potem część z nich zburzono (dawny kościół franciszkański już w czasach carskich zamieniono na więzienie, rozebrano go w latach 70. XX w.). Dziś w jednej z ocalałych świątyń działa urząd stanu cywilnego, w innej jest archiwum i mieszkanie, w kolejnej – karczma. Kilkanaście lat temu katolicy odzyskali podominikański kościół św. Józefa. W czasach ZSRR był stajnią i magazynem, po wojnie urządzono tam dom kultury. Dzisiaj świątynią opiekują się księża marianie. Sześć lat temu zarejestrowano drugą rzymskokatolicką parafię, pw. Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny. Od trzech lat jej proboszczem jest ks. Walery Orsik.

Pomagają zakonnice

Ksiądz Walery urodził się w katolickiej rodzinie w okolicach Nowogródka na zachodniej Białorusi. Jego rodzice w metrykach chrztu mają wpisaną narodowość polską. – Nie umieją mówić po polsku, ale wszystko rozumieją. Z dzieciństwa pamiętam, że modlili się tylko po polsku – opowiada kapłan. – Mieli specjalne książeczki z polskimi modlitwami zapisanymi rosyjskim alfabetem. Proboszcz z Orszy ukończył Wyższe Seminarium Duchowne w Kielcach i świetnie włada polszczyzną. Święceń kapłańskich udzielił mu bp Władysław Blin, ordynariusz diecezji witebskiej, na której terenie leży Orsza. Warto wspomnieć, że biskup Blin urodził się w naszym Świdwinie. Młody duszpasterz nie narzeka na brak obowiązków. – Jestem najmłodszym dziekanem w diecezji, a mój dekanat jest jednym z najmniejszych. Obejmuje trzy powiaty: Dubrowno, Tołoczyn i Orszę – opowiada. Ponadto jest sędzią w sądzie biskupim w Witebsku. Zaocznie studiuje też prawo kanoniczne na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Został mu tylko ostatni rok studiów. W Orszy są dwa duże więzienia. Ksiądz Orsik służy osadzonym duszpastersko. Na początku uczył też dzieci religii, ale od ubiegłego roku ma do pomocy dwie siostry franciszkanki od pokuty i miłości chrześcijańskiej, które przybyły z domu zakonnego w Orliku pod Chojnicami. Siostry zajmują się chorymi i prowadzą Caritas.

Będzie kościół!

Na Białorusi, dziesięciomilionowej, katolicy to zaledwie kilkanaście procent obywateli, przy czym większość z nich mieszka w zachodniej części kraju. Parafia orszańska, choć rozległa, skupia 150 rodzin (kilkaset osób). – W niedzielę na porannej Mszy św. jest około 100 osób, na wieczornej – 30 – tłumaczy ks. Walery. Raz w miesiącu dojeżdża do punktów, w których mieszka kilka rodzin katolickich. To z reguły potomkowie żyjących tu Polaków. W okolicy dominuje prawosławie. W samej Orszy jest sześć cerkwi. Na początku zdziwienie budził więc sam ksiądz. Młodzi zachodzili w głowę, co to za kapłan, który nie ma żony i brody. – Dziś mam bardzo dobre kontakty z prawosławnymi. Bywa, że ich dzieci przychodzą do nas na nabożeństwa. Rodzice się nie buntują. Mówią, że Bóg jest jeden – objaśnia proboszcz. Na początku nabożeństwa odbywały się na dworze, pod młodym świerkiem. – Zostawiłem to drzewko na pamiątkę – wspomina z uśmiechem ks. Walery. Potem gościny udzieliła wspólnota pw. św. Józefa, kilka zaś lat temu parafianie zbudowali prowizoryczny barak, który służy jako kaplica. – Niektórzy myśleli, że to garaż, inni – że sklep – śmieje się kapłan. Od początku parafia zabiegała o budowę własnej świątyni. Proboszcz zdobył już niemal wszystkie pozwolenia. – Trzeba było nawet zrobić badania, czy teren nie jest skażony, i sprawdzić, czy bijące dzwony nie będą przeszkadzać sąsiadom – wyjaśnia proboszcz. Udało się zdobyć bloczki na fundamenty i cegłę na ściany. Potrzebne są jednak jeszcze pieniądze na resztę materiałów i opłacenie robotników. A z tym nie jest łatwo, bo parafianie nie są zamożni. Średnia płaca to równowartość 300 zł. Dlatego kapłan z Białorusi szuka pomocy w odległym Koszalinie. Czy marzenie o świątyni uda się zrealizować? – Nie może być inaczej! – uśmiechnięty kapłan nie ma wątpliwości.