Maria

Ks. Zbigniew Niemirski; GN 41/2012 Radom

publikacja 18.10.2012 09:03

To nie był pseudonim nadany belfrowi przez uczniów. To było jej imię wypowiadane z szacunkiem. Świadkowie wiary na Rok Wiary.

W zachowanych kronikach niełatwo znaleźć zdjęcia polonistki. Świadomie pozostawała w cieniu, eksponując swych uczniów. Tutaj w czasie jednej ze szkolnych uroczystości z Anną Caban Archiwum szkoły W zachowanych kronikach niełatwo znaleźć zdjęcia polonistki. Świadomie pozostawała w cieniu, eksponując swych uczniów. Tutaj w czasie jednej ze szkolnych uroczystości z Anną Caban

Uczyła opoczyńską młodzież literatury i języka polskiego w czasach stalinizmu, w latach siermiężnej gomułkowszczyzny i propagandy sukcesu doby Edwarda Gierka. O wątkach religijnych potrafiła mówić dyskretnie, ale jasno i konkretnie. Gdy przyszedł czas osobistej próby, swój egzamin zdała bez zarzutu.

Tajne komplety

– Mogła zrobić karierę uniwersytecką. Świetnie ukończyła studia polonistyczne na Uniwersytecie Łódzkim. Otrzymała tam indeks z numerem H1 – dokument wydany w 1945 r. przez Wydział Humanistyczny. Świadomie wybrała pracę w liceum, chcąc kształcić młodzież w ukochanym rodzinnym mieście – mówił w czasie jej pogrzebu bratanek, Jan Jędrzejewski. W archiwum opoczyńskiego liceum im. S. Żeromskiego zachowało się jej podanie o pracę z dołączonym życiorysem. Maria Jędrzejewska pisała: „Urodziłam się 3 lutego 1922 roku w Paradyżu jako córka Jana i Marii ze Stańczyków, małżonków Jędrzejewskich. Do szkoły powszechnej chodziłam w Opocznie, dokąd rodzice przeprowadzili się wkrótce po moim urodzeniu… W chwili wybuchu wojny miałam ukończone trzy klasy gimnazjum.

Czas okupacji niemieckiej spędziłam przy rodzicach w Opocznie, przerabiając na kompletach tajnego nauczania klasę IV gimnazjum i I licealną typu mat.-fiz. Po skończeniu działań wojennych w roku 1945 zostałam przyjęta do klasy II liceum i w lipcu otrzymałam świadectwo dojrzałości. W jesieni tegoż roku zapisałam się na Wydział Humanistyczny Uniwersytetu Łódzkiego, obierając jako specjalność polonistykę”. Była jedną z pięciu maturzystów, którzy jako pierwsi stanęli do egzaminu dojrzałości w powojennym Opocznie. Tajne komplety, o których pisała, organizował z narażeniem życia Stanisław Kowalski, matematyk, absolwent Uniwersytetu w Liège. On także przyczynił się do powstania w Opocznie szkoły średniej. On wreszcie w 1951 r. zatrudnił Marię Jędrzejewską w swoim liceum. Odszedł potem z tego stanowiska, wyrzucony przez komunistów.

Lista, której nie podpisała

W swoim podaniu o pracę polonistka musiała podać też i tę informację; w rubryce „Przynależność partyjna” napisała: „Nie należałam i nie należę”. Dziś to nie dziwi, ale w tamtych latach, gdy nauczyciele powinni być ludźmi niewierzącymi, opoczyńscy licealiści wiedzieli, że to sprawa niebagatelna: Maria chodzi do kościoła. Systematycznie widywali ją w świątyni, a w małym miasteczku opowiadano sobie, że jest osobą głęboko religijną. Ów czas szczególnej próby przyszedł w 1965 roku. Tak to wspomina nasz czytelnik: „Kiedy 18 listopada 1965 roku biskupi polscy wystosowali list-orędzie do biskupów niemieckich »Przebaczamy i prosimy o przebaczenie«, komuniści polscy podnieśli wrzaskliwy sprzeciw odmawiający Kościołowi polskiemu prawa występowania w imieniu narodu i potępiający tę prawdziwie chrześcijańską, przełomową, historyczną inicjatywę. W całym kraju organizowali masówki-wiece, zbierali podpisy potępiające te inicjatywę… Również w naszym opoczyńskim liceum zorganizowali zebranie pracowników szkoły, a do przemówienia potępiającego naszych biskupów ówczesny dyrektor perfidnie zmuszał niepartyjnych (niektórzy odmówili). Sporządzono też odpowiedni »cyrograf« z imienną listą wszystkich zatrudnionych, na którym każdy musiał złożyć swój podpis. I tylko dwie osoby nie podpisały tego haniebnego dokumentu: śp. prof. Leokadia Pieczko, wspaniała nauczycielka historii, i wybitna nauczycielka języka polskiego Maria Jędrzejewska. To było wtedy aktem heroizmu i dowodem wierności Kościołowi, wbrew realnie grożącym za taką postawę represjom, świadectwem prawdziwie świadomej, głębokiej wiary chrześcijańskiej”.

Koło Polonistów i teatr

– Bałam się przed lekcjami, bo profesorka była bardzo wymagająca. Ale była też bardzo sprawiedliwa. Dziś, po latach, postrzegam ją jako prawdziwego pedagoga. Nie wiem i nie mogę osądzać, ale wydaje mi się, że dziś niełatwo w szkole o takie postaci – wspomina Mirosława Sokół. – Była wymagającą polonistką. Uczyła samodzielnego myślenia. Pracowaliśmy na lekcjach, mozolenie szukając wymowy ideowej i literackiej lektur. Nie lubiła posługiwania się jakimiś starymi gotowcami, przynoszonymi ze starych opracowań – dopowiada Małgorzata Chrustowicz. Obie absolwentki należały do elitarnego grona Koła Polonistów. Powstało ono w połowie lat 60., zastępując wcześniejsze, również założone przez polonistkę, Koło Miłośników Książki. Koło działało do 1980 r., gdy pojawiły się problemy zdrowotne i Maria Jędrzejewska kończyła pracę w liceum. Nie było łatwo wejść do tego grona. Punktem wyjścia była porządna ocena z języka polskiego. Potem był czas kandydowania, a na koniec formalne przyjęcie w poczet członków. Spotkania odbywały się w czwartki. Na początek była prasówka. „Życie Literackie” i „Literatura” były tygodnikami, które każdy członek miał znać i systematycznie czytać. Koło organizowało wystawy, sesje i spotkania dyskusyjne. Te bardziej uroczyste z zaproszeniami kierowanymi do nauczycieli i uczniów nazywano „obiadami czwartkowymi”.

Młodzi poloniści mierzyli się także z kolejną pasją swej opiekunki, jaką był teatr. Na przestrzeni lat Maria Jędrzejewska przygotowała całą gamę przedstawień. Sięgała do klasyki, wystawiając ze swymi uczniami choćby „Antygonę” Sofoklesa, „Wyzwolenie” i „Wesele” Wyspiańskiego czy „Odprawę posłów greckich” Jana Kochanowskiego. Przede wszystkim jednak dbała o to, by każdego roku godnie uczcić patrona szkoły, Stefana Żeromskiego. Wystawiona przez nią sztuka „Uciekła mi przepióreczka”, najlepszy dramat pisarza – jak mówiła, wygrała w wojewódzkim konkursie przeglądów teatrów zorganizowanym w 1975 r. w Kielcach z okazji 50. rocznicy śmierci pisarza. Pamiętała także o tym, co w Opoczyńskiem było jej bliskie, a przecież mało pamiętane. W 1977 r., na stulecie urodzin pochodzącego z Opoczna dramatopisarza Włodzimierza Perzyńskiego, ze swymi aktorami wystawiła jego komedię „Lekkomyślna siostra”.

Dzwony jak dzwonki

Odeszła cicho, bo takie było jej życie. Można by rzec, że bliższa była jej pozytywistyczna praca u podstaw niż romantyczne zrywy. Ale jej pogrzeb był czymś wyjątkowym. Kościelne dzwony zabiły w dniu, w którym po wakacjach po raz pierwszy rozdzwoniły się szkolne dzwonki. Czy można sobie wymarzyć lepszy moment? Czy nie jest to jakiś symbol? – Dzisiaj dzieci i młodzież poszli do szkoły. Całe lata Maria tego dnia szła do szkoły pełnić swoje szczególne powołanie. Jakże to bardzo wymowne: w dzień inauguracji nowego roku profesorkę odprowadzamy na cmentarz. Taki wymowny dzień pogrzebu, gdy dziękujemy jej za wszelki trud – mówił w czasie uroczystości pogrzebowej opoczyński proboszcz i dziekan ks. kan. Jan Serszyński. – Życie miała piękne, sprawiedliwe i błogosławione. W ostatnich latach dotknięte cierpieniem. Na takich ludziach jak ona stoi Kościół i społeczeństwo. Kiedy inni szukając korzyści, zatruli ducha narodu, ona swe oczy kierowała na krzyż. Jako nasza profesor uczyła łączyć życie, pracę, cierpienie i poświęcenie dla innych z ofiarą Jezusa Chrystusa. Jako uczniowie i wychowankowie przychodziliśmy do tego ołtarza, z którego karmiła nas swoją mądrością, wiedzą, umiejętnością i uczyła nas, jak żyć – mówił w homilii jej uczeń ks. kan. Henryk Kołodziejczyk.

Autor dziękuje Małgorzacie Mróz--Dudzie, dyrektor opoczyńskiego Zespołu Szkół Ogólnokształcących im. S. Żeromskiego, oraz emerytowanym pracownikom szkoły dyr. Annie Caban i prof. Stefanowi Fudalejowi za życzliwość i pomoc przy zbieraniu materiału do tego artykułu.