Piękno wiary

ks. Włodzimierz Lewandowski

Wystarczająco dużo, a może nawet za dużo słyszymy i czytamy o kryzysie wiary...

Piękno wiary

Prowadząc niegdyś dzień skupienia dla kleryków wyszedłem od świadectwa starego kapłana. Doświadczony wojną i obozem koncentracyjnym, zmaganiami o wybudowanie świątyni, u schyłku swego życia mówił o pięknie kapłaństwa. Dla moich słuchaczy musiało być ono poruszające, skoro nawiązali doń na zakończenie. Do tej pory – zauważył jeden z nich – karmieni byliśmy wizją poświęcenia, ofiary, trudów, wyrzeczeń. Potrzeba było tego czasu refleksji byśmy odkryli, że to, co wybraliśmy, jest po prostu piękne.

Chyba podobnie jest z wiarą. Wystarczająco dużo, a może nawet za dużo słyszymy i czytamy o kryzysie wiary, niebezpieczeństwach, zagrożeniach, nieprzystających do współczesności trudach i wyrzeczeniach. Nie dziwi, że nie jeden i nie jedna, patrząc na wiarę wyłącznie w tej perspektywie, myśli to nie dla mnie. Nie chcę żyć w stanie permanentnego zagrożenia, udręki, świadomości zamknięcia w getcie, nieustannej wojny z otaczającym światem. Stąd tak ważne jest świadectwo doświadczających wiary pięknej. Nie tylko świadectwo papieża, choć to właśnie jego wczorajsza katecheza była inspiracją dzisiejszego komentarza.

Próbując wydobyć z pamięci świadków pięknej wiary przypomniałem sobie świętej pamięci brata Józefa. Wędrujący po Gorcach z pewnością kojarzą tę barwną postać mieszkającego pod przełęczą Młynne górala. Mieszkającego to z pewnością za dużo powiedziane. Zbita z desek szopa, obok druga dla owiec. Jej właściciel, zawsze ubrany w przepasany biało-czerwoną szarfą garnitur, stawiał po okolicy niezliczone kapliczki i szukał kandydatki na królową Gorców. Z tego powodu wzbudzał u jednych śmiech, u innych lęk. Pewnie jako dziwak pozostał by w pamięci potomnych, gdyby nie jedno wydarzenie u schyłku jego życia. Nad szopą zapalił się las. Wiatr gnał ogień na zabudowania. Strażacy, jako że dojazd trudny i od wody daleko, byli bezradni. Widząc tę bezradność wybiegł brat Józef przed ogień, klęknął między szopą a ogniem na polu, wzniósł do nieba ręce oplecione różańcem i zaczął się modlić. Zamurowało nas – wyznał uczestniczący w akcji strażak. Brat Józef nie reagował na ostrzeżenia i wołanie by się cofnął. Trwał. A wiatr przycichł, świerki w oczach gasły, po paru minutach nawet śladu dymy nie było. Wiarą zatrzymał ogień. Dziwak był – podsumował opowieść nasz zasadniański gospodarz – ale wiary to mu tylko pozazdrościć.

Mam taką cichą nadzieję, że rozpoczynający się Rok Wiary zaowocuje nie kolejna serią narzekań na kryzys, zagrożenia i niebezpieczeństwa, ale opowieściami o ludziach wiary pięknej. I że te opowieści wszystkich nas zbudują. „Bo piękno jest na to, aby zachwycało…”