Czas chowania pistoletów?

Piotr Legutko; GN 40/2012 Kraków

publikacja 15.10.2012 08:24

O nowej ewangelizacji Krakowa, rozdawaniu wody i modlitwie przez 6 dni i 6 nocy z bp. Grzegorzem Rysiem rozmawia Piotr Legutko.

Czas chowania pistoletów? Roman Koszowski /GN – Zależy nam, żeby człowiek, który przyjdzie na stadion, dowiedział się, że jest dla niego w Kościele bardzo konkretna propozycja – mówił przed zeszłoroczną ewangelizacją Krakowa bp Ryś

Piotr Legutko: Kampanie pod hasłem „Bliżej, Mocniej, Więcej” oraz „Jestem” robi wrażenie. Są billboardy, ulotki, naklejki… Trudno jej nie zauważyć.

Bp Grzegorz Ryś: – Robimy, co się da. Nawet wodę rozdajemy na ulicach. Korzystamy z wszystkich skutecznych sposobów docierania do człowieka. Ale tak naprawdę liczymy na coś jeszcze. Na zaproszenie od osoby do osoby. I to nieprzypadkowej. Liczymy, że ci, którzy są w Kościele, zaproszą swoich przyjaciół, członków rodzin, o których wiedzą, że im do kościoła nie po drodze. Rachunki są dość proste. Jeśli w Krakowie jest 1500 studentów w duszpasterstwach akademickich i każdy zaprosiłby po dwóch kolegów, to razem z nimi na stadionie mamy już 4500 osób. A zaproszeń wydrukowaliśmy ponad 600 tysięcy.

Stadion Cracovii nie jest, oczywiście, ani początkiem, ani końcem nowej ewangelizacji?

– Początek... Trudno mi powiedzieć, gdzie on jest. Ufamy, że w Duchu Świętym, który inspiruje Kościół w sposób ewidentny, nawołując do nowej ewangelizacji od 50 lat, czyli od soboru. Próbujemy nasłuchiwać tego, co Pan Bóg do Kościoła mówi przez papieży, biskupów, wzbudzając takie, a nie inne charyzmaty. Patrzymy też na to, co robią inni. Kraków nie jest pierwszym miastem, gdzie były realizowane duże projekty ewangelizacyjne.

Ale ma swoją specyfikę. W Krakowie na początku była... modlitwa.

– To, co pojawiło się jako pierwsze i od razu w fantastycznych wymiarach, to rzeczywiście posługa diakonii modlitwy. Prawdziwym wydarzeniem stało się „Jerycho”. To jest piękne, że są ludzie, którzy chcą się modlić przez 6 dni i 6 nocy. A tych ludzi jest w dodatku tylu, że przez cały czas było w kościele św. Katarzyny 100, 150 osób. A na Eucharystię w środku tygodnia przychodziło 300. To są wszystko ludzie świeccy, którzy sami prowadzą modlitwę, to jest żywy Kościół. Są razem, cieszą się sobą nawzajem. Czego więcej potrzeba?

Kiedy pojawiły się pierwsze zapowiedzi BMW, zastanawiano się, czy jesteśmy już przygotowani na takie wydarzenie w Kościele krakowskim.

– Za rok nie będziemy lepiej przygotowani. W historii zbawienia zawsze tak było. „Idź z tą siłą, którą masz” – mówił w Starym Testamencie Pan Bóg do sędziów, którzy ratowali Izrael z opresji. Ale mamy też inny, zgoła odmienny dylemat. Zastanawiamy się, czy nie jesteśmy zbyt silni, czy potrafimy jeszcze odejść od tych wszystkich autopromocyjnych narzędzi. Dlatego we wspólnotach zajmujących się nową ewangelizacją mówi się wręcz o potrzebie „schowania pistoletów”.

Co to znaczy w praktyce?

– To znaczy, że nie patrzymy, gdzie są ci od Alfy, a gdzie od Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży czy noekatechumenatu. Nie liczymy, kto ilu ludzi zebrał, kto jest głośniejszy i kto bardziej przebojowy. Każdy z nas musi być na tyle mały, żeby było czytelne, że chodzi o Jezusa Chrystusa, a nie o te wszystkie szyldy, sztandary, naklejki.

Stadion nie może też być końcem całej akcji.

– W żadnym razie! Planujemy całą serię wydarzeń, które będą mieć potem miejsce w parafiach i kościołach Krakowa. Od listopada chcemy uruchomić dziesiątki kursów Alfa, seminariów Odnowy, katechez Drogi Neokatechumenalnej. A wszystko to nie zamiast, ale obok tego, co już w miarę dobrze działa. Zależy nam, żeby człowiek, który przyjdzie na stadion, dowiedział się, że jest dla niego w Kościele bardzo konkretna propozycja, że może tu znaleźć odpowiedź na pytania, które w sobie nosi. Chcemy, by każdy uczestnik spotkania na stadionie czy Eucharystii w Łagiewnikach poczuł się osobiście wezwany. Niech to wydarzenie będzie masowe – daj, Boże – w liczbach, ale punkt dotarcia musi być w osobie.

A jeśli ktoś nie mieszka w Krakowie?

– Każdy jest zaproszony i wiemy, że na pewno będą obecni liczni goście z całej diecezji. Chcemy tu zacząć i spróbować, a kierunki dalszych prób będą różne. Chcemy na przykład zorganizować podobne wydarzenie dla samej Nowej Huty, która ma swoją własną tożsamość. Ale, oczywiście, otwarte pozostaje pytanie, jak przenieść ten model na inne obszary diecezji. Pytanie niełatwe, bo Kraków ma już 50 różnych wspólnot, które jeszcze w dodatku mają swoje mniejsze wspólnoty w parafiach. Kłopot polega na tym, że nie w każdym dekanacie jest takie bogactwo.

Nie tylko we wspólnotach są ludzie, z którymi można prowadzić ewangelizację.

– W takim razie z kim? – to pierwsze pytanie, na które musimy znaleźć odpowiedź. Drugie pytanie: do jakich wspólnot potem odesłać tych, którzy przyjdą z konkretnymi pytaniami? To nie jest takie proste. Przygotowując tak wielkie wydarzenie, trzeba spełnić szereg warunków. Natomiast wiadomo, że na Krakowie skończyć się nie może, bo to dopiero połowa diecezji.

Przez te dni żywy Kościół jest widoczny na ulicach, w przestrzeni publicznej. Czy tylko na chwilę, by potem znów zamknąć się w swoich świątyniach?

– Zależy nam, by ludzi zaprosić do kościoła. Punktem dojścia jest to, byśmy razem przeżywali Eucharystię. Czasem odprawia się ją na placach, ale zasadniczo właśnie w kościele. Natomiast na trwałe powinna pozostać świadomość w nas wszystkich, że jesteśmy posłani. Nie tylko po to, by krytykować i osądzać, ale by się dzielić własną wiarą. Na Kongresie Nowej Ewangelizacji biskup Czaja powiedział, że skoro 40 proc. Polaków chodzi do kościoła, to znaczy, że wszyscy oni są ewangelizatorami. Tej świadomości w nas pewnie wciąż nie ma, dlatego o to też powinniśmy się modlić w trakcie całej akcji.