publikacja 11.10.2012 21:09
- Wierzę, że nikt z nas nie jest tu przez przypadek. Nie wiem, czy skończę seminarium. Wiem natomiast jedno. Jeżeli nie poszedłbym za tym głosem, byłbym naprawdę nieszczęśliwy – mówi Wojtek, jeden z kleryków pierwszego roku.
ks. Rafał Starkowicz
Klerycy pierwszego roku z księdzem rektorem
W starych, pocysterskich murach dawnego klasztoru, przylegającego do oliwskiej katedry, ma swoją siedzibę Gdańskie Seminarium Duchowne. To tutaj kształcą się i formują kolejne pokolenia przyszłych księży. W tym roku do seminarium zgłosiło się tylko 12 kandydatów. Kilka dni temu rozpoczęli wstępną formację. – Trudno jest być świadkiem Chrystusa. Dzisiaj może nawet trudniej niż kiedyś – mówi ks. Jan Uchwat, prorektor ds. wychowania w Gdańskim Seminarium Duchownym. – 12 nowych kleryków to zapewne niewiele, jak na potrzeby diecezji. Od kilku lat jednak liczba kandydatów jest zbliżona. Ale cieszymy się każdym powołaniem, jakie Bóg rodzi w ludzkim sercu – kontynuuje.
Kim są?
Pochodzą z różnych części archidiecezji gdańskiej. Jeden, aby studiować w Oliwie, przybył aż z diecezji tarnowskiej. Wie, że w Gdańsku pracują kapłani pochodzący z jego okolicy, ale nie zna żadnego z nich. Są bardzo różni, tak jak różne są historie ich życia. – Właściwie to jestem z Londynu. Kilka lat tam pracowałem. I tam dopadł mnie Pan Bóg – mówi najstarszy z kleryków I roku. – Dwa lata temu przeżyłem nawrócenie. Spotkałem Boga, ale gdyby jeszcze przed rokiem ktoś mi powiedział, że pójdę do seminarium, roześmiałbym się tylko. Chodziłem regularnie do kościoła, modliłem się, ale żeby zaraz do seminarium? Nie myślałem o tym. Tyle że Pan Bóg mnie zapytał: Czy będziesz dla mnie księdzem? Na pytanie, czy przestraszyła go ta propozycja, odpowiada bez zawahania: – Nie, ale się zdziwiłem.
Piotr o kapłaństwie myślał od dziecka. W gimnazjum przylgnęła nawet do niego ksywa „Księdzu”. Mówi o dużym wpływie przykładu młodych kapłanów. Przed maturą pojawiły się myśli o medycynie, ale, jak mówi, nie dało się oprzeć temu Głosowi w sercu.
Bardzo poważnie o medycynie myślał też Adam. Chciał służyć ludziom. Pomagać. Wszystko, co robił, podporządkowywał temu jedynemu celowi. Wybór kierunków nauczania, udział w konkursach i olimpiadach. A uczył się pilnie. Jest zdyscyplinowany. Śmieje się, że targował się z Bogiem, ale wszystko, o co się spierał, musiał zostawić. Ze wspaniałą dziewczyną rozstawali się we łzach. Została czysta przyjaźń.
– Spotkałem wspaniałych księży, którzy pokazali mi, o co idzie w życiu – zwierza się Paweł. Kiedyś traktowałem to środowisko jako totalnie zamknięte – dodaje. Zanim wstąpił do seminarium, skończył studia, bo zafascynowała go geografia. Ale już na drugim roku wiedział, że chce być księdzem.
Na zakrętach i przy ołtarzu
Konrad mówi o tym, że do 13. roku życia mieszkał w Gdańsku. Prawie nie chodził wówczas do kościoła. Dopiero po rozwodzie rodziców, gdy z mamą zamieszkali u dziadków, sytuacja się zmieniła. Został ministrantem. Po raz pierwszy myślał o tym, by zostać księdzem już w gimnazjum. Ale potem ta myśl odeszła. Chodził na imprezy. Czasem wypił piwo. Chciał zostać policjantem. Dopiero gdy kilka lat temu pojechał na rekolekcje do seminarium, na nowo odkrył Chrystusa. Myśl powróciła.
U Pawła wszystko zaczęło się od dowcipu. Kiedy szedł w pieszej pielgrzymce, na którymś z postojów dla żartu ubrał sutannę. Robili z pielgrzymami jakieś przedstawienie i potrzebowali księdza. Najpierw było śmiesznie, potem coraz bardziej czuł, że to jest jego droga. Było to 4 lata temu. To przekonanie stale mu towarzyszy.
Krystiana, Daniela i Tomka łączy fakt, że o kapłaństwie myśleli od dziecka. Daniel już na początku podstawówki chciał zostać ministrantem. Ostatecznie się nie zgłosił, ale myśl o powołaniu wzrastała. Krystian z kolei bez służenia przy ołtarzu nie wyobraża sobie życia. – Kiedy moi koledzy marzyli, by być strażakami czy żołnierzami, ja myślałem tylko o jednym – mówi. – Chciałem zostać księdzem. – Później trochę się pogubiłem – wyznaje. Po maturze przez 2 lata pracował jako budowlaniec. Stawiał mosty. – W kapłaństwie budowanie mostów to ważna sprawa – uśmiecha się. Tomek podkreśla rolę spotkanych księży. – Czuje się tu nieźle – mówi. – Mam nadzieję, że będzie jeszcze lepiej – pointuje.
Przykład
Pojawiają się co chwila podobne motywy, choć historie życia są diametralnie różne. Wielu mówi o przykładzie, jaki dawali młodym ludziom napotkani na drodze księża. Szymon nie ma złudzeń. Jak mówi, do Kościoła wrócił 4 lata temu. Spotykał różnych kapłanów. Niektórzy działali mu na nerwy. Widzi jasno, że Kościół tworzą konkretni ludzie. Przełom w jego życiu zapoczątkował ksiądz, który był, jak to określa Szymon „Bożym człowiekiem”. – To kapłan oddany Bogu, ale bardzo ludzki. Bliski. Taki, który przejmuje się sprawami tych, którym służy – mówi. Dla Franciszka dochodzenie do odczytania powołania było długim procesem. Po drodze doświadczył zwątpień. Żył tak jak inni jego rówieśnicy. Nie stronił od imprez. Teraz, kiedy odpowiedział na głos, który usłyszał w sercu, czuje się w końcu na swoim miejscu.
Spojrzenie w przyszłość
Są tacy, jakie jest nasze społeczeństwo. Dzielili jego wzloty i upadki. Ukształtowały ich konkretna historia życia, klimat i kształt ich rodzin. A także, nierzadko, dramatyczne decyzje najbliższych. Wspólny jest głos, który usłyszeli. Wszyscy zgodnie mówią, że nie wiedzą, co ich czeka. Czy się nie boją pójścia tą drogą? Jedni patrzą w przyszłość z młodzieńczą ufnością. Inni, mimo lęków, z nadzieją. Mają świadomość długiej drogi, jaka jest jeszcze przed nimi. Chcą służyć. I dać się prowadzić. Wojtek, który ostateczną decyzję o wstąpieniu do seminarium podjął w Madrycie, podczas wyjazdu na Światowe Dni Młodzieży, chciałby pracować z młodzieżą. Nie boi się wyzwań.
– To, że świat odrzuca Ewangelię, pociąga mnie jeszcze bardziej ku temu, by pracować z młodymi. By pokazywać im, że Kościół nie jest martwą rzeczywistością. Nie jest tylko dla starych – mówi. Ma jednak świadomość trudów. Wie, że sam kiedyś będzie stary, chory, że wówczas będzie trzeba sobie radzić ze swoją samotnością. – Ale czy można być samotnym w Kościele? – pyta retorycznie. O sile Kościoła, która kryje się w Ewangelii, mówi z zachwytem: – Oceniamy Francuzów, że u nich Kościół jest w recesji. Na Światowych Dniach Młodzieży widziałem ich. Byli trzecią siłą na tym spotkaniu. Zobaczyłby ksiądz ten ich entuzjazm! Siła Kościoła kryje się w wierności Ewangelii.
Ku pełni
– Młodzież ma dzisiaj trudniej niż przed laty. Kiedyś nie było tak wielu zagrożeń. Teraz, bardziej niż kiedykolwiek, to od konkretnego człowieka i od rodziny, w jakiej przyszło mu żyć, zależy, czy będzie dobrze wybierał, czy ocali siebie – ocenia sytuację polskiej młodzieży ks. Radek, wieloletni katecheta. – Zwiększyła się dostępność używek, internet daje dostęp do przeróżnych treści, a reklamy emanują seksualnymi podtekstami – mówi ksiądz. W takim właśnie świecie Pan Bóg wciąż powołuje ludzi do kapłaństwa. Nowi klerycy zostali wzięci spośród swoich zajęć. Wyrwani z konkretnego otoczenia. Teraz uczą się nowego wymiaru Kościoła. Wchodzą w rytm modlitwy i nauki. Przed nimi wiele trudów, wiele rozterek. Pewnie także i cierpień oraz nieprzespanych nocy.
– Nie ma dwóch takich samych ludzi. W seminaryjnej formacji musimy o tym pamiętać. Trzeba tę różnorodność dostrzegać i dać się ludziom rozwijać – mówi ks. Jan Uchwat. – Nie wolno jednak zrezygnować z głębokiej formacji ludzkiej. A ta niesie różne trudności. To, co łatwe dla jednego, wcale nie musi być takie dla drugiego. Nie ma jednego modelu człowieka, do którego należy dopasować całą resztę. Są jednak niewątpliwie określone ramy. Najważniejsze jest jednak, by człowiek całym sobą pokochał Kościół. Kiedy tak się stanie, to i powołanie będzie drogą do szczęścia – stwierdza prorektor. – To trochę jak ze świętymi. Każdy jest inny. Ale każdy jest dla nas pomocą i czegoś nas uczy. Seminarium to niewątpliwie czas kształtowania postaw. Zadaniem Kościoła pozostaje dobre przygotowanie młodych, pełnych zapału ludzi do służby w niełatwych czasach. I podsycanie tego płonącego w sercach żaru, tak aby nie zgasł w obliczu największych nawet trudności.