Wygrać, ale z kim?

Andrzej Macura

To chyba nie przypadek. Nuncjusz drugi raz w ostatnim czasie porusza kwestię relacji Kościoła do państwa i świata.

Wygrać, ale z kim?

Najpierw w Krakowie abp Celestino Migliore  wychowawcom seminaryjnym przypomniał, że „Chrystus nie przyszedł tworzyć nowej cywilizacji, ale by zbawić ludzi wszystkich kultur”.  Jeśli z czasem powstało coś takiego jak cywilizacja chrześcijańska, to jako pewien „całościowy zbiór efektów wtórnych, jakie osobista wiara w Chrystusa wnosi w kulturę”. Wczoraj z kolei, podczas Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej w Lublinie, mówiąc o roli Jana Pawła II w rozumienie misji Kościoła w polityce i przywołując soborową konstytucję Gaudium et spes przypomniał, że Kościół „w żaden sposób nie utożsamia się ze wspólnotą polityczną i nie łączy się z żadnym systemem politycznym” oraz że w imię dobra wspólnego, a zwłaszcza obrony praw i godności człowieka, możliwa jest współpraca ze wszystkimi środowiskami politycznymi.

Trudno mi oprzeć się wrażeniu, że wypowiedzi nuncjusza to w pewnym sensie odpowiedź na to, co ostatnimi laty dzieje się w polskim Kościele. Być może nie mam racji, ale wydaje mi się, że część środowisk kościelnych, starając się o wprowadzanie chrześcijańskich zasad w życie społeczne, zbytnio uwikłała się w polityczne przepychanki. Ze szkodą „dla dobra wspólnego, a zwłaszcza obrony praw i godności człowieka”. Chcąc być „niewinni jak gołębie” zapomnieliśmy o „roztropności węża”.

Na szczęcie oprócz tego o czym głośno w mediach cały czas trwa też zwyczajne duszpasterstwo. To na tym polu rozgrywa się prawdziwa walka o to, jakim społeczeństwem za jakiś czas będziemy. I mimo wielu niepokojących symptomów, sporo jest też znaków nadziei. W mojej parafii to na przykład pełny kościół podczas niedawnych misji czy cieszące się sporym powodzeniem grupy parafialne. To mało? Dopóki jest nas tyle, ze możemy być zaczynem w cieście dzisiejszego świata, wystarczy.

Bo przecież w walce jaką  toczą chrześcijanie w dzisiejszym świecie nie chodzi o to, by innych pokonać  – jak w boksie czy piłce nożnej. Bardziej o to, by – jak w alpinizmie – zafascynować wszystkich wymagającą zmagań z samym sobą i troski o towarzyszy wspinaczką ku szczytom.