KKCh: Miłosierdzie to nie hobby

Stefan Sękowski

publikacja 28.09.2012 16:40

„Jeśli nie mamy swojego ubogiego, nawet nie myślmy, że trafimy do czyśćca!”

Troje osób, które na co dzień pomagają potrzebującym, dzieliło się w piątek z uczestnikami IV Kongresu Kultury Chrześcijańskiej swoimi świadectwami. - Nie robię nic innego, niż inni ludzie na świecie – piorę, gotuję, sprzątam, nawet wychowuję przybrane dzieci – mówiła s. Małgorzata Chmielewska, która we Wspólnocie „Chleb Życia” żyje z biednymi i bezdomnymi. Jak mówi, miłosierdzie ma nadal za mały wpływ na kulturę. – Stwarzamy ubogim kawałek chleba, ale nie stwarzamy przestrzeni, w której mogliby żyć dobrem, pięknem i miłością. Kiedyś zorganizowaliśmy pielgrzymkę na Święty Krzyż dla chorych, starszych, niepełnosprawnych. Po kilku latach spotkałam w Warszawie mężczyznę, którego nie poznałam. Ale on mnie poznał i powiedział: Siostro, byłem bezdomny, stanąłem na nogi. Najważniejsze przeżycie dla mnie to pielgrzymka na Święty Krzyż.

Podobnego zdania był ks. Jacek Stryczek, organizator „Świątecznej Paczki”. – Kontestuję wiele form pomagania biednym. Nie ma w nich miłosierdzia. Jeśli biednym dzieciom dajemy poszarpane zabawki, to kodujemy im w mózgu: „jesteś biedny, gorszy, tobie należą się najgorsze rzeczy” – opowiadał. Tłumaczył także, że Świąteczna Paczka stała się „modelem kulturowym”. - Naszą grupą docelową są ludzie, którzy często nawet nie wiedzą, gdzie obok nich jest bieda. Ale w naszej bazie danych mogą znaleźć rodziny, które ich potrzebują. Nasz przekaz jest taki: zanim zrobisz prezent bliski, zrób potrzebującym. Ostatnio wzięło w tym udział 200 tys. osób.

Ze sposobem ujęcia tematu nie zgodziła się s. Chmielewska: - Nie chcę krytykować księdza, ale klient, grupa docelowa, to język achrześcijański. Chrześcijańska kultura miłosierdzia musi polegać na przemianie języka. To zrozumienie, że drugi człowiek, który nie ma co jeść, jest moim bratem. A przed tym się bronimy – tłumaczyła. Ks. Stryczek ripostował: - W przypowieści o siewcy siewca idzie siać, ale nie wie, gdzie ziarno trafi. To jest grupa docelowa. Gdy ziarno trafi na podatny grunt, zaczyna się indywidualna relacja.

W słowach nie przebierał ks. Mieczysław Puzewicz, twórca Centrum Wolontariatu w Lublinie. - Miłosierdzie traktuje się często jako nieszkodliwe hobby w chrześcijaństwie. Tymczasem jeśli ktoś z nas nie ma swojego ubogiego, bezdomnego, niech nawet nie myśli, że trafi do czyśćca. Niech drży o swoje zbawienie – mówił. - Co roku mam bezdomnych na Wigilii. Czy w Lublinie nie ma  500 rodzin, które by przyjęły wszystkich lubelskich bezdomnych na wigilię, żeby nie musieć organizować szopek pt. „wigilia dla bezdomnych”? Na sterylnych stolikach stawiamy talerzyk dla „niespodzianego gościa”, kiedyś Pan Jezus te talerzyki porozbija nam na głowach – dodał.