Na wyrębie

ks. Włodzimierz Lewandowski

Starzy pamiętają a młodzi w zasobach Internetu poszukać muszą. Albo z pamiątek rodziców stare płyty winylowe odgrzebać.

Na wyrębie

Warkot pił od rana przeszywa ciszę leśną. Pod ich naporem walą się stare sosny. Drewno na wiązarek tylko z Czarnego – mawiali starzy parafianie. Tam właśnie trwa słyszalny z okien plebanii wyrąb. Jakże inny od tych sprzed lat, a żywych we wspomnieniach. Bo piła ręczna zastąpiona mechaniczną. Ale i cieśla żaden się nie przechadza, i stolarz, by materiał odpowiedni wybrać. Na kozły, łaty, drzwi, okna czy podłogi. Na kredens jakiś czy stół. Grzybiarz jakiś przypadkowy czasem się trafi. W głębi lasu drogi do zostawionego nie wiadomo gdzie auta poszukujący.

Ten akurat skojarzeniami prowokuje. Starzy pamiętają a młodzi w zasobach Internetu poszukać muszą. Albo z pamiątek rodziców stare płyty winylowe odgrzebać. Jeden ze skeczy kabaretu Dudek też nosił tytuł „Na wyrębie”. Przypomnę. Grzybiarz zagubiony z lasu się wyłonił. Ze zdziwieniem opowieści o wojnie i następujących po niej zmianach wysłuchał. Gdy pilarz o domach i wygodach opowiadał ten na pięcie się obrócił i do lasu skierował. Panie, dokąd? – wołał za nim robotnik leśny. Na grzyby…

Czasem mam ochotę, jak ten grzybiarz zagubiony, świata nie rozumiejący, zaszyć się gdzieś w lesie i przeczekać. Miejsce nawet upatrzyłem. W starej chacie nad Gościążem. Prądu tam nie ma. Zasięgu telefonii komórkowej też. Zwierz tylko jakiś rzadki czasem pod domem przemknie. Tylko co z tym przeczekaniem? Bo ono i powrót zakłada, i zmiany oczekuje. Że ludzie będą mądrzejsi i lepsi. Że racje wzniosą się nad emocje. Że głupot w radiu nie trzeba będzie słuchać. Że…

Na jednym z ukrytych w głębi lasu pagórków młodnik rośnie sosnowy, a z niego strzela ku niebu wieża obserwacyjna, dla strażaków zbudowana. Wystarczy wspiąć się na górę, by z ostatniego balkonu na Włocławek i Płock popatrzeć. Pierwsze lata kapłaństwa i życia zakonnego kardynała Wyszyńskiego i Siostry Faustyny. Przysiadłem pod wiatą i z plecaka biografię Faustyny wyciągnąłem. „Tymczasem w Płocku Siostra Faustyna strofowana przez przełożone zaczęła, jak wyznała, ‘trochę opuszczać’ się, czyli unikać wewnętrznych natchnień. ‘Zaczęłam unikać spotkania z Panem we własnej duszy, bo nie chciałam być ofiarą złudzenia’. Ale na nic się to zdało, bo ‘mowa Boża wymowna jest i nic jej zagłuszyć nie może’ – pisała.”