Niezniszczalny

Marcin Jakimowicz


GN 37/2012 |

publikacja 13.09.2012 00:15

Ponad 6 tysięcy uzdrowień w ciągu 60 lat. Ciało, które od ponad stu lat nie ulega rozkładowi. Brodaty pustelnik z Libanu zaskakiwał za życia i po śmierci. Zwłaszcza po śmierci.

Słynący cudami Charbel jest najbardziej popularnym świętym Libanu. Małgorzata Pilecka-Hilal z mężem Majdim w ich domu w Kornayel henryk przondziono Słynący cudami Charbel jest najbardziej popularnym świętym Libanu. Małgorzata Pilecka-Hilal z mężem Majdim w ich domu w Kornayel

Wizerunki Charbela spotykałem na każdym kroku. Na gwarnym Placu św. Piotra, na wyprażonych słońcem straganach w Guada­lupe. Brodaty zakapturzony starzec zerkał na mnie z setek portretów leżących obok ton lepkich słodyczy i koszulek z królową Meksyku. Sława skromniutkiego libańskiego mnicha przerosła najśmielsze oczekiwania. Nic dziwnego. Czytając jego duchową biografię, ze zdumieniem zauważymy, że cud dosłownie goni cud. Prawdziwą eksplozję niezwykłych zjawisk zanotowano po śmierci pustelnika.


Pod cedrami Libanu


Youssef Makhlouf urodził się 8 maja 1828 r. w Bekaa-Kafra, 140 km na północ od Bejrutu. Był piątym dzieckiem w rodzinie. W domu nie przelewało się, a jednak chłopak rzadko słyszał narzekania. Rodzice zarazili go ogromną ufnością i zawierzeniem Opatrzności. 
Jako nastolatek długie godziny spędzał na samotnej modlitwie. Wtedy dojrzało w nim pragnienie zostania maronickim mnichem. W wieku 23 lat, wbrew woli rodziny, wstąpił do klasztoru w Mayfouk. Był zdeterminowany. Uciekł z domu na bosaka, bez kawałka chleba. Matka ruszyła w pościg razem z wujem Taniosem (ojciec Józefa zmarł, gdy chłopak miał 3 lata). Po dwóch dniach znaleźli uciekiniera w klasztorze. – Wracaj. Musisz pomóc w pracach przy domu! – wuj nie zamierzał ustępować, jednak widząc determinację syna, matka orzekła: – Niech dzieje się wola Boża! Youssef wrócił do celi.
Po dwóch latach przeniesiono go do klasztoru św. Marona w Annaya, gdzie w 1853 r. złożył śluby zakonne i przyjął zakonne imię Charbel, czyli Pomazaniec Boży.


Niezwykły nauczyciel


Przez kilka kolejnych lat w klasztorze w Kfifan studiował filozofię i teologię. Na uczelni poznał niezwykłego mnicha. Uważany za życia za świętego (beatyfikowany w 1998 r. przez Jana Pawła II) Nimatullah Kassab Al-Hardini – asceta i filozof – stał się ojcem duchowym Charbela. Jego wykłady były wielką manifestacją mocy Ducha. Pewnego razu nauczyciel ostrzegł zapatrzonych w niego uczniów: „Mam przeczucie, że za chwilę runie potężny mur tego klasztoru. Uciekajmy!”. Mnisi posłuchali proroctwa i wybiegli na zewnątrz. Potężna ściana zawaliła się jak domek z kart. 
Uczniowie widywali często mistrza spędzającego długie nocne godziny przed Najświętszym Sakramentem. Kassab zmarł 14 grudnia 1858 roku. Jego ostatnie słowa brzmiały: „Tobie, Maryjo, powierzam mą duszę”. Gdy po sześciu latach otwarto jego grób, okazało się, że ciało pozostało nienaruszone. Przy grobie zanotowano wiele uzdrowień. Władze zakonu zdecydowały się wystawić ciało na widok publiczny aż do 1927 roku. 
Charbel chyba niezwykle uważnie słuchał lekcji Kassuba, skoro – jak się okazało po kilkudziesięciu latach – powtórzył jego drogę. Z detalami. 


Pełne zanurzenie


Jako młody kapłan w 1860 r. Charbel był świadkiem straszliwej masakry ponad 20 tys. chrześcijan, dokonanej przez muzułmanów i druzów. Jak tylko mógł, pomagał przerażonym rodakom chroniącym się w klasztorze.
Cel mojego życia? Całkowite zjednoczenie się z Bogiem – opowiadał po powrocie do klasztoru św. Marona w Annaya. Gdy jedna z jego bratanic przybyła do klasztoru, by skonsultować z nim kwestię spadku, usłyszała:

– Nie mam już nic wspólnego z tym światem. Zupełnie tak jak mój brat, który umarł w tym roku, ja umarłem w chwili, gdy opuściłem Bekaa-Kafra.


Po 16 latach pobytu w klasztorze św. Marona uzyskał zezwolenie na zamieszkanie w położonej w górach, nieopodal klasztoru, pustelni świętych Piotra i Pawła. Była niewielka. Miała zaledwie 6 metrów kwadratowych. Pustelnik narzucił sobie nieprawdopodobnie surowy rygor. Jego życie wypełniała modlitwa, umartwienia, praktyki pokutne i surowe posty. Widywano go odmawiającego godzinami Różaniec przed wizerunkiem Maryi. Pod habitem nosił włosiennicę, spał kilka godzin na dobę na twardej ziemi, jadał raz dziennie skromny, bezmięsny posiłek z resztek, które pozostały po klasztornym obiedzie.
 „Baranek Boży pożywał baranka. Kto kiedy widział, by Baranek pożywał baranka?” – śpiewał w swym hymnie o cudzie Eucharystii św. Efrem Syryjczyk (jego poezja jest gęsto cytowana w liturgii maronickiej).

Przez 39 lat swego kapłaństwa Charbel odprawiał Msze św. po długim przygotowaniu, a każdą Eucharystię kończył kilkugodzinnym dziękczynieniem. „Tracił” mnóstwo czasu przy Najświętszym Sakramencie. W pustelni spędził ostatnie 23 lata swego życia.
Powszechnie znany był dar proroctwa, którym posługiwał. Gdy pewnego dnia wybrał się ze współbratem do pewnego chorego, w połowie drogi zatrzymał się i rzucił: „Zawróćmy, chory właśnie umarł”. Okazało się to prawdą.


Przełożeni niezwykle cenili sobie jego bezwarunkowe posłuszeństwo. Gdy poprosił opata, by dał mu chusteczkę do nosa, przełożony zdumiał się: „Dlaczego nie wziąłeś sobie jednej? Ludzie przynoszą tyle podarków i darów”. „Nie mam zwyczaju brać czegokolwiek bez pozwolenia przełożonych” – odpowiedział pustelnik. Sława świętości mnicha rozlała się po dolinach Libanu. 
Opowiadano o tym, jak w 1885 r. uratował plony, odganiając wodą święconą gigantyczną chmurę szarańczy. Szeptano o psychicznie chorych, którzy wychodzili z pustelni o zdrowych zmysłach, o uzdrowieniu konającego na tyfus syna księcia Rachida Beika Al-Khoury. 


16 grudnia 1898 r., gdy w czasie Podniesienia trzymał w ręku Hostię, by zgodnie z maronicką liturgią prosić Boga o przyjęcie jego ofiary, Charbel dostał udaru mózgu. Zmarł osiem dni później, w Wigilię Bożego Narodzenia. Został pochowany na przyklasztornym cmentarzu. Rychło okazało się, że nie był to koniec fascynującej historii. Parafrazując anegdotę, można śmiało stwierdzić, że pokora mnicha stała się sławna w kraju i za granicą.


Eksplozja cudów


„Szalony, kto śmierć uważa za sen, mający trwać wiecznie” – wołał Efrem Syryjczyk. To, co działo się przy trumnie świątobliwego mnicha, potwierdza prawdziwość tego okrzyku. Zgodnie z zakonną tradycją, niezabalsamowane ciało zmarłego złożono we wspólnym grobie bez trumny. Tuż po pogrzebie współbracia mieli zauważyć nad miejscem pochówku oślepiające, tajemnicze światło. Było widoczne w całej dolinie przez 45 nocy od dnia pogrzebu. „Straciliśmy błyszczącą gwiazdę, która swoją świętością ochraniała Zakon, Kościół i cały Liban” – notował przeor.

Do klasztoru w Annaya zaczęły przybywać tłumy wiernych: chrześcijan i muzułmanów 
Gdy po czterech miesiącach specjalna urzędowa komisja otwarła grób, okazało się, że mimo wypełniającej go wody z mułem ciało jest w doskonałym stanie. Zachowało elastyczność i temperaturę ciała osoby żyjącej.

Ponadto – relacjonowali świadkowie – wydzielało przyjemny zapach oraz specyficzną ciecz. Zwłoki pustelnika złożono w drewnianej trumnie w klasztornej kaplicy. Co dwa tygodnie trzeba było zmieniać szaty nieboszczyka ze względu na nieustannie wydzielający się płyn nieznanego pochodzenia. 
24 lipca 1927 r. ciało eremity zostało włożone do metalowej trumny i przeniesione do marmurowego grobowca w kościele klasztornym.

Ponieważ w 1950 r. z grobowca zaczął obficie wyciekać tajemniczy płyn, patriarcha Kościoła maronickiego wydał polecenie powtórnej ekshumacji zwłok. Dokonano jej w obecności komisji lekarskiej, przedstawicieli Kościoła oraz władz cywilnych. Ponownie okazało się, że ciało Charbela pozostało w doskonałym stanie. 7 sierpnia 1952 r. nastąpiła ponowna ekshumacja zwłok w obecności patriarchy syryjskokatolickiego, biskupów, pięciu profesorów medycyny, ministra zdrowia i innych obserwatorów. Ciało świętego eremity było nienaruszone, ale zanurzone w tajemniczym płynie. Ekshumacja z 1955 r. potwierdziła brak śladów rozkładu ciała. Podejmowane próby zahamowania wydzielania płynu (przez usunięcie niektórych narządów) nie dały żadnych rezultatów.

Do dziś zjawiska nie potrafią wyjaśnić najwybitniejsi naukowcy.
Georgio Sciukrallah, ceniony libański profesor medycyny, w ciągu 17 lat badał ciało św. Charbela aż 34 razy. „Zawsze ze zdumieniem stwierdzałem, że było ono nienaruszone, giętkie, jakby zaraz po śmierci. Gdyby ciało wydzielało tylko 3 gramy płynu dziennie – a w rzeczywistości wydzielało kilka razy więcej – to w ciągu 66 lat łączna jego waga wynosiłaby 72 kg, czyli o wiele więcej aniżeli waga całego ciała. Z naukowego punktu widzenia jest to zjawisko niewytłumaczalne” – stwierdził.


Od 1950 r., gdy w Annaya zaczęto prowadzić rejestr uzdrowień, stwierdzono ich ponad 6 tysięcy. 5 grudnia 1965 r. Paweł VI beatyfikował libańskiego mistyka, a 9 października 1977 r. ogłosił go świętym Kościoła, nazywając go „cudownym kwiatem świętości”. 
Mnich miał obiecać, że po śmierci będzie orędował za tymi, którzy poproszą go o pomoc. Pod jednym warunkiem. Że pomodlą się przy tym za jego ojczyznę. O to, by jak prorokował Izajasz: „Liban zamienił się w ogród, a ogród za bór został uznany. By głusi usłyszeli słowa księgi, a oczy niewidomych, wolne od mroku i od ciemności, zaczęły widzieć”. 


Kim są maronici?


Śpiewają hymny po syriacku (aramejsku) – w języku, którym posługiwał się sam Jezus. Kościół maronicki (modli się od VII w.) jako jedyny z Kościołów Wschodu w całości pozostaje w unii z Rzymem, nawiązanej w czasach wypraw krzyżowych.
Nazwa Kościoła pochodzi od imienia św. Marona – żyjącego w IV w. mnicha i cudotwórcy. Do założonej przez niego wspólnoty wstąpiło aż 800 mnichów, którzy rozpoczęli chrystianizację kraju. Dziś na całym świecie modli się ponad 3 miliony maronitów.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.