Oglądaj twarz swoją

Andrzej Kerner; GN 36/2012 Gliwice

publikacja 11.09.2012 07:00

Franciszkański duch w wersji wielonarodowej. EuroFraMe 2012.

Oglądaj twarz swoją Andrzej Kerner/ GN Adoracja krzyża San Damiano.

Takiego tygodnia w długiej historii Góry Świętej Anny jeszcze nie było. Portugalczycy, Hiszpanie, Włosi, Węgrzy, Niemcy, Holendrzy, Anglicy, Szkoci, Irlandczycy, Litwini, Rumuni i Polacy w jednym miejscu i czasie. Złączeni jednym duchem – franciszkańskim. Od 27 do 31 sierpnia odbywało się tu III Europejskie Spotkanie Młodzieży Franciszkańskiej EuroFraMe 2012. Miejscem pierwszego spotkania był Asyż (2007), drugiego – Santiago de Compostela (2009).

Vrede en alle goeds!

Najpierw uderzają różnice. Język, kolor skóry, temperament, wiek. Franciszkanin z Irlandii ma fryzurę trochę na wzór mnichów iroszkockich, a trochę wojowników celtyckich – podgolone boki głowy, z tyłu zapleciony warkocz. Hiszpan w habicie na widok aparatu kładzie się na ramionach współbraci, wyciąga ręce w szerokim geście i krzyczy. Hiszpanów jest najwięcej – dwa pełne autokary. Szkotka Katie z Edynburga już w pierwszym zdaniu – wyspiarskim zwyczajem – nie potrafi nie zażartować. – Musieliśmy trochę pieniędzy ukraść, żeby tu przyjechać – śmieje się zawadiacko. Polscy duszpasterze młodzieży z pięciu franciszkańskich prowincji, zaaferowani, zabiegani, przejęci. Franciszkanie z Hiszpanii palą papierosy przed domem pielgrzyma. – To kwestia śródziemnomorskiej kultury – tłumaczy zdziwionym ministrantom ze swojej zabrzańskiej parafi i o. Tytus Boguszyński. Grupa holenderska ze stoickim spokojem (a może i zdziwieniem?) przygląda się próbie śpiewu, pełnego mocnych rytmów, wzywającego do entuzjazmu. Kiedy o. Łukasz Buksa z Krakowa zaczyna rapować na scenie auli, porywa 350 młodych i nieco starszych ludzi do szaleństwa. Spełniają się słowa młodego prowincjała śląskich franciszkanów o. Alana Brzyskiego: „Ta góra, która kiedyś była wulkanem, dzięki wam staje się wulkanem radości i szczęścia”. Fiesta, jaką urządzają Hiszpanie podczas prezentacji grup narodowych, nie pozwala w to wątpić. – I_want to_be close to_You (chcę być blisko Ciebie) – śpiewają wszyscy refren hymnu spotkania.  Holenderka Annemiek Ziyp van Ginneken w trzy tygodnie po ślubie przyjechała tutaj, bez męża. Do strojnej sukni ślubnej założyła, mimo zdziwienia i oporu rodziny, silikonową, franciszkańską bransoletkę „Vrede en alle goeds!” (Pokój i Dobro!). Tutaj wszyscy rozumieją te słowa dobrze.

Głośna radość, cisza, obecność

Msza św. dla języków romańskich – nie mija pół minuty pieśni na wejście, a bazylika św. Anny wypełnia się echem głośno klaszczących w dłonie Hiszpanów, Włochów, Portugalczyków. Msza dla grupy angielskojęzycznej – znacznie mniej ludzi, cisza, skupienie, zastanawiam się nawet przez chwilę, czy nie smutek. Ale kiedy zaczynają śpiewać kanon z Taizé „Adoramus Te Domine”, ich wielogłosowy śpiew zdaje się wyrażać tęsknotę za Chrystusem, a może bliskość z Nim – opuszczonym, ukrzyżowanym? – W młodych trzeba dużo inwestować. Przede wszystkim czasu. Są spragnieni obecności dorosłych. Uważnie obserwują – podkreśla o. Tytus. – Nie potrzebują kumpli ani nawet przyjaciół, ale naszego autentyzmu – dodaje o. Idzi Soroburski z Chorzowa, rzecznik spotkania, które wymagało skomplikowanych przygotowań i zabiegów. Chyba najbardziej zabiegany jest o. Augustyn Feliszek z Góry Świętej Anny, gospodarz. W pewnym momencie na scenie zrzuca ze stóp sandały i biega boso. – W duchu franciszkańskim najbardziej pociąga mnie prostota. Świat, w którym nie potrzeba zbyt wielu pieniędzy, wielkiego dostatku, wystarczy żyć dniem dzisiejszym, a Pan Bóg już zatroszczy się o resztę. Nie przejmować się. Co ma być, to będzie – i przyjmować to z pokorą. Pan Bóg chce dla nas najlepiej – mówi Kinga Olejnik z Sośnicowic, która do franciszkanów na Górę Świętej Anny przyjeżdża od kilkunastu lat.

EuroFraMe na Górze Świętej Anny przyświecały słowa z listu św. Klary do św. Agnieszki z Pragi: „Oglądaj w Chrystusie twarz swoją”. Czy wszyscy uczestnicy spotkania będą to potrafi li? Przez pięć dni patrzyli na kopię krzyża z San Damiano, z którego Ukrzyżowany przemówił do Franciszka z Asyżu.

Lubię być bratem

Z bratem Ferdinandem van der Reijken, gwardianem klasztoru w Megen, psychologiem klinicznym i teologiem, rozmawia Andrzej Kerner

Andrzej Kerner: Czy w zsekularyzowanym holenderskim społeczeństwie można żyć duchem franciszkańskim?

Br. Ferdinand Van der Reijken: – Dla mnie to w ogóle nie jest problem. Ponieważ jedynym moim zadaniem jest być bratem, zakonnikiem franciszkańskim. A ja lubię być bratem. Nasz klasztor jest stary, pochodzi z XVI wieku, położony jest w wiejskiej okolicy. Przyjmujemy w nim gości, w tym wielu młodych, by żyli z nami przez kilka dni. Modlą się z nami, razem jemy posiłki, mogą rozmawiać z braćmi, mają również czas na osobistą refleksję. Gości mamy w klasztorze przez trzy weekendy w miesiącu i przez dwa pełne tygodnie w miesiącu...

To chyba nie jest łatwe?

– Ależ oczywiście! Niektórzy bracia franciszkanie mówią: nie możemy żyć w klasztorze w Megen, to jest zbyt trudne. W naszym klasztorze jest dziesięciu braci. Przyjmujemy po dziesięciu gości. To dobra proporcja. Ludzie, którzy do nas przychodzą, nie zawsze są wierzący, czasem są to protestanci, zdarzają się nawet muzułmanie. Prosimy ich o jedno: szanujcie nasz sposób życia i nasz plan dnia. Jeśli nie chcecie dzielić naszego życia, to traktujecie nasz klasztor jak hotel. A my nie jesteśmy hotelem. W takim spotkaniu podstawową wartością jest autentyczność.

Gościcie głównie zaangażowanych katolików?

– Przeciwnie. Przychodzą do nas ludzie, którzy często nie znają Biblii i Kościoła. Myślą, że jesteśmy staroświeckimi ludźmi o ciasnych umysłach. Kiedy widzą nas, nasze życie, że jesteśmy prawdziwie żyjącymi istotami ludzkimi, otwierają swoje serca, przychodzą z ważnymi pytaniami. Młodzi, którzy wyjeżdżają od nas, mówią często: w ciągu tych kilku dni nauczyliśmy się więcej niż w ciągu roku nauki religii w szkole. Bo zobaczyliśmy braci, którzy modlą się, żyją Biblią. Nie zdarzyło się, żeby jakaś grupa młodzieży wyjeżdżała od nas bez entuzjazmu, poczucia radości. Są nam wdzięczni. Właśnie dlatego osobiście nie mam problemu z zsekularyzowanym społeczeństwem. Mówię sobie często: jeśli ludzie nie wiedzą o Jezusie, o św. Franciszku, o Biblii, to nie jest ich problem. To jest mój problem, bo to znaczy, że ja im tego nie powiedziałem, nie wytłumaczyłem. Wielu ludzi w zsekularyzowanym społeczeństwie nie ma okazji, by usłyszeć Dobrą Nowinę. Oni widzą tylko dalekie od ich życia struktury Kościoła, ich potęgę, majątek, władzę i grzech, grzech, grzech. A ja im mówię, że jestem szczęśliwym grzesznikiem!

Chrystus to lustro

O. Tytus Boguszyński, franciszkanin

– Z diecezji gliwickiej udział w EuroFraMe 2012 wzięła młodzież zorganizowana w liturgicznej służbie ołtarza i Dzieci Maryi przy parafii franciszkańskiej w Zabrzu oraz z Wieszowej. W trakcie spotkania młodzież z całej europy pochylała się nad rozważaniami odnoszącymi się do swojego życia. Jak dzisiaj, w XXI wieku, na nowo przyjąć orędzie, które zostawili nam św. Franciszek i św. Klara? Idąc za przykładem ich życia, możemy spotkać i zobaczyć Chrystusa poprzez oblicze drugiego człowieka. Tak jak Franciszek, który miał wszystko, a jednak zobaczył Go dopiero w trędowatym. Dzięki niemu mógł zdjąć maskę, zobaczyć, kim jest naprawdę i czego pragnie? Jest to potrzebne także i dzisiaj, kiedy żyjemy w dobie pustyni duchowej, braku bliskości z drugim człowiekiem. Internet, komórka, portale społecznościowe zamykają mnie na prawdziwe odkrycie swojego człowieczeństwa. Co zrobić, by je zobaczyć? Podstawa to eucharystia, sakrament pokuty, adoracja, wspólne pochylanie się nad słowem Bożym czy także zabawa, jako stałe punkty dnia. Dzięki tym elementom mogliśmy spojrzeć na siebie w świetle oblicza Jezusa i drugiego człowieka. Młodzi z całej europy zgromadzeni na „Festiwalu radości i uśmiechu”, stworzyli wspaniałą atmosferę braterstwa franciszkańskiego. Spoglądając na Chrystusa, odkrywamy siebie i drugiego człowieka obok nas. Chrystus to lustro naszego życia, tylko w nim możemy wyglądać pięknie.