Niebezpieczny eksperyment

KAI |

publikacja 07.09.2012 10:47

Wprowadzanie „paramałżeństw” homoseksualnych to niebezpieczny eksperyment - uważa o. Józef Augustyn SJ, znany duszpasterz oraz redaktor naczelny kwartalnika „Życie Duchowe”.

Niebezpieczny eksperyment Józef Wolny/ Agencja GN O. Józef Augustyn SJ

KAI poprosiła go o komentarz w związku ze złożeniem 3 września przez Klub Platformy Obywatelskiej zapowiadanego od dawna projektu ustawy regulującej funkcjonowanie związków partnerskich, zawieranych niezależnie od płci. Projekt został skierowany do analizy pod względem zgodności z konstytucją i prawem unijnym.

Publikujemy treść komentarza o. Augustyna:

Wprowadzanie swego rodzaju „paramałżeństw” homoseksualnych, jakimi mogą być związki partnerskie między osobami tej samej płci, to początek niebezpiecznego eksperymentu na społeczeństwie. Ucierpią na nim przede wszystkim najsłabsi: dzieci i młodzież. One bowiem potrzebują dla swojego wzrostu jasnego przekazu społecznego: jaka jest rola mężczyzny i kobiety, czym jest małżeństwo i rodzina. Udawanie, że homoseksualiści mogą tworzyć związek analogiczny do związku małżeńskiego jest zakłamywaniem prawa naturalnego.

Definicja małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny nie odwołuje się najpierw do religii, objawienia i Biblii, ale do «ratio recta», prawego rozumu, do prostej refleksji biologicznej i psychologicznej o człowieku. One mówią o tym, co to jest małżeństwo, płodność, ojcostwo i macierzyństwo.

Związki homoseksualne jako takie nie są dzisiaj oczywiście żadną nowością. To fenomen stary jak cywilizacja ludzka. Absolutną „nowością” ostatnich dziesięcioleci jest natomiast cywilizacyjne udawanie, że związki te mogą stanowić alternatywę dla małżeństw rzeczywistych i mogą wychowywać dzieci.

Wiele zachodnich społeczeństw doszło do cywilizacyjnego absurdu. Używając pojęcia „małżeństwo”, muszą dodawać, o jakie „małżeństwo” chodzi: homoseksualne czy też heteroseksualne. Tego historia ludzkości nie pamięta. Więcej nawet. W społeczeństwach zachodnich środowiska gejowskie bardzo chętnie posługują się pojęciem „małżeństwo, mąż, żona”, podczas gdy wiele innych środowisk zdecydowanie rezygnuje z używana tego pojęcia w stosunku do związku kobiety i mężczyzny. Autorzy większości książek psychologicznych o małżeństwie nie używają już pojęć: małżeństwo, mąż i żona, ale partnerstwo i partnerzy.

W projekcie zaproponowanym przez Klub Platformy Obywatelskiej nie ma jeszcze mowy o adopcji dzieci. Ten projekt to tylko wstęp do pełnego procesu uznania homoseksualizmu jako alternatywy dla małżeństwa heteroseksualnego. Doświadczenia krajów zachodnich pokazują, a Polska idzie dokładnie ścieżką przez nie wytyczoną, że środowiska gejowskie swoje roszczenia rozkładają w czasie. Jak na razie, społeczeństwo polskie nie byłoby w stanie zaakceptować oddawania dzieci gejom. Ale to może się zmienić, i to w krótkim czasie. A wtedy przyjdzie kolei na dalsze żądania środowisk gejowskich.

Społeczności zachodnie, gdzie funkcjonują już takie zapisy prawne, z czasem wpadają w swoistą spiralę prawną. Prawa par homoseksualnych do adopcji dzieci pociągają za sobą konieczność uchwalania kolejnych praw. Ostatnio czytałem, że w jednym z zachodnich krajów wysuwa się potrzebę ustanowienia praw, które chroniłyby dzieci wychowywane przez gejów, ponieważ są one nękane przez rówieśników. Najpierw krzywdzi się dzieci, oddając je na wychowanie homoseksualistom, a potem ustala się prawo, które miałoby je chronić. Są to brutalne eksperymenty robione kosztem najsłabszych.

Ludzie „ratio recta” winni głośno pytać, dlaczego prawa homoseksualistów do „satysfakcji” bycia rodzicem, choć nimi nie są, są ważniejsze od prawa dziecka do posiadania ojca i matki? Ponieważ papier wszystko przyjmie, można uchwalić wszystko, jeżeli zgromadzi się większość w parlamencie. Ale to nie parlamenty decydują o tym, kto rodzi dzieci oraz jakiej płci ma być matka, a jakiej ojciec.

Dla rozwoju dziecka, dla jego tożsamości psychoseksualnej, ważne jest odniesienie do matki jako kobiety i do ojca jako mężczyzny. Tego nie zastąpi dwóch „ojców” ani dwie „matki”. Nie może być przecież tak, że jeden mężczyzna będzie „udawał” mamę, a w związkach lesbijskich jedna kobieta będzie udawała „tatę”. Przypominał o tym bł. Jan Paweł II, który w reakcji na wezwania Parlamentu Europejskiego, by kraje Unii tworzyły prawo „przyjazne” homoseksualistom, powiedział najprościej jak mógł, że „dziecko potrzebuje mamy i taty, nie dwóch mam lub dwóch tatusiów”.

Gdyby w Polsce zostało uchwalone prawo o związkach partnerskich, środowiska gejowskie natychmiast będą domagać się zrewolucjonizowania wychowania do życia w rodzinie, jakie proponuje obecnie szkoła. Tego możemy być pewni, ponieważ takie próby już były w polskich szkołach. Recenzowałem zaakceptowany uprzednio podręcznik do gimnazjum, w którym małżeństwa homoseksualne były prezentowane jako paralelne wobec małżeństw heteroseksualnych. Jeden z autorów, używając pojęcia małżeństwa w odniesieniu do kobiety i mężczyzny, dał cudzysłów, a przy parze homoseksualnej pisał prosto – bez cudzysłowu. Cały podręcznik był napisany pod kątem promocji homoseksualizmu wśród młodzieży. Został ostatecznie odrzucony tylko dlatego, że takie ujęcie zagadnienia jest niezgodne z polskim prawem.

Dla młodego człowieka wchodzącego w okres dojrzewania, gdy jego tożsamość psychoseksualna dopiero się kształtuje, prezentowanie homoseksualizmu jako alternatywy wobec związków heteroseksualnych może stanowić duże zagrożenie. Wielu młodych ludzi, labilnych emocjonalnie, a niekiedy także wykorzystanych homoseksualnie w dzieciństwie lub w okresie dorastania musi zmagać się, by punktem odniesienia dla ich ludzkiej miłości była osoba odmiennej płci. Robienie wrażenia, że to jest wszystko jedno, kto jest twoim „partnerem w miłości”, jest mieszaniem młodym ludziom w głowach i wyrządzaniem im głębokiej krzywdy.

Prawo, o którym mowa, jest robione na zamówienie działaczy gejowskich i nadgorliwych polityków, a nie ze względu na rzeczywiste potrzeby społeczne. Gdy wielu polityków czuje się totalnie bezradnych wobec prawdziwych potrzeb ludzkich wymagających pilnego rozwiązania, zajmowanie się kontrowersyjnymi prawami, które będą psuły małżeństwo i rodzinę, jest dość wygodnym rozwiązaniem.
Domaganie się, aby pary homoseksualne stawały na ślubnym kobiercu obok par heteroseksualnych, jest swoistym urąganiem rozumowi ludzkiemu. Na dłuższą metę propozycja cywilizacji zachodniej, w której homoseksualizm jest alternatywą dla heteroseksualizmu, nie ma żadnych szans. Tylko miłość kobiety i mężczyzny stanowi o ludzkim szczęściu, ponieważ tylko ona staje się źródłem nowego życia i zapewnia przyszłość ludzkości. Jak minęła na świecie komunistyczna utopia, że można przemocą odebrać człowiekowi prawo do własności prywatnej i wiary w Boga i tak uczynić szczęśliwą całą ludzkość, tak też przyjdzie czas, że do przeszłości należeć będzie także utopia homoseksualna, iż pary homoseksualne mogą być alternatywą dla małżeństwa.

Małżeństwo było, jest i pozostanie jedno, ponieważ o tym decyduje biologia człowieka stworzonego na obraz Boga jako mężczyzna i kobieta, a nie parlamenty. A gdyby rządy totalitarne w nowoczesnym stylu chciały stosować przemoc, by zmusić nas do „wiary w homoseksualizm”, będziemy ją znosić z pokorą, pójdziemy do więzień – a w razie potrzeby i na śmierć, jak od tysiącleci czynili to chrześcijanie, ale prawego myślenia o człowieku się nie wyrzekniemy.

Osoby homoseksualne mają pełne prawo do swojego życia prywatnego, poszanowania dla ich personalnych wyborów oraz społecznego szacunku, ale nie mają prawa tworzyć iluzji społecznej i narzucać całemu społeczeństwu, że związek homoseksualny jest małżeństwem i może zająć się „rodzeniem” dzieci i wychowaniem ich.