Made in Heaven

Wojciech Teister

publikacja 14.07.2012 08:40

Dorośli na oazie? Nieporozumienie? Skądże! Organizowane od kilku lat rekolekcje oazowe dla dorosłych cieszą się coraz większą popularnością. Przyjeżdżają studenci, pracujący i emeryci, kobiety i mężczyźni, małżeństwa z dziećmi i single. Odkrywają, że Bóg nie jest rozzłoszczonym dziadem, który tylko czeka na okazję, żeby dokopać człowiekowi.

Made in Heaven http://www.centrumduchowosci.pl/ / CC 2.0 Rekolekcje oazowe to możliwości doświadczenia obecności żywego Boga w swoim życiu

Do Kluczborka pojechałem z niewielkimi oczekiwaniami. Po męczącym i niełatwym dla mnie roku miałem ochotę zwyczajnie odpocząć przy Bogu. Tak po prostu, zatrzymać się, znaleźć więcej czasu na modlitwę, pobyć z ludźmi, którzy żyją tą samą wiarą. To co przeżyłem w ciągu tego tygodnia przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Dostałem znacznie więcej niż mógłbym sobie wyobrazić.

Ale po kolei. Najpierw odpowiedzi na pytania: co to? Skąd się wzięło? Dlaczego? O Ruchu Światło-Życie słyszał chyba każdy. Powszechnie znany obrazek to spora grupa kilkunastolatków z animatorami, gitarką i księdzem. Piętnaście dni rekolekcji i cotygodniowe spotkania przy parafii. Zwykle, wraz z wkroczeniem w dorosłość oazowa przygoda dobiega kresu, by po paru latach zostać tylko wspomnieniem z kategorii utopijno-religijnego science-fiction. Niejeden uważa, że wraz ze znalezieniem pracy kończy się „zabawa w oazę” i zaczyna „prawdziwe życie”. Tymczasem nie tak to widział ojciec Blachnicki. Koncepcja założyciela zakładała, że formacja oazowa prowadzi do dojrzałego przeżywania relacji z Jezusem i swojego miejsca w Kościele. Przez całe życie.

Wizje wizjami, a rzeczywistość rzeczywistością. Formację młodzieżową przechodziły co roku dziesiątki tysięcy osób. Przechodziły i znikały w czarnej dziurze codzienności. Żywe wspólnoty dorosłych były zjawiskiem sporadycznym, można rzec: prawdziwą oazą na pustyni. Niektórzy nawet zaczęli wieścić, że oaza zaczyna wysychać i niebawem pustynia wchłonie również te nieliczne, zielone poletka. Coś zaczęło zmieniać się po roku 2000. Zaczęły powstawać kolejne wspólnoty dorosłych, których dziś działa już całkiem sporo.

Skąd idea rekolekcji dla dorosłych? Kiedy diakonia modlitwy z parafii bł. Karoliny w Tychach zaczęła organizować Seminaria Odnowy Wiary, trzeba było opracować jakąś formację dla tych, którzy SOW ukończyli. Tak zrodziła się tyska Wspólnota Dorosłych Ruchu Światło-Życie. Niedługo po tym Centrum Duchowości zorganizowano pierwsze letnie rekolekcje. Są one prowadzone według tego samego programu co młodzieżowe, z tą tylko różnicą, że piętnastodniowe turnusy zostały ze względów praktycznych (konieczność wywalczenia urlopu) rozbite na dwa siedmiodniowe.

Turnus, w którym uczestniczyłem to pierwsza część pierwszego stopnia. Brzmi tajemniczo? Najistotniejsze wydarzenie to osobiste przyjęcie Pana Jezusa jak swojego Pana i Zbawiciela. Plan dnia napięty. Rano jutrznia, Msza Święta, spotkania w grupach, osobista modlitwa Pismem Świętym, po południu konferencja, spontaniczna modlitwa wieczorna połączona z adoracją Najświętszego Sakramentu. Jest też czas na świętowanie i odpoczynek. Uczestnicy też różni. I wiekowo i życiowo. Niektórym wiedzie się w życiu wspaniale i przyjechali tu, aby po prostu zaczerpnąć nowej świeżości wiary. Ale są i tacy, którzy przeżywają poważne trudności w życiu osobistym i wydaje się, że ich świat leży w gruzach.

Początek bywa zachowawczy. Jednak z każdym kolejnym dniem coraz wyraźniej widzę działanie Bożej łaski. I to działanie bardzo intensywne. Ludzie otwierają serca przed Panem Jezusem. Zapraszają Go do swojego życia i powierzają wszystko to czym żyją. Dla jednych to wychowywanie dzieci czy praca, dla innych kryzys małżeństwa lub poranione relacje z bliskimi. I wtedy dzieje się coś niezwykłego. We wszystkich tych przestrzeniach Jezus zaczyna działać. Uzdrawia, leczy, porządkuje, daje łaskę przebaczenia. Pozwala doświadczyć tego jak bardzo ukochał każdego człowieka. Niejeden odkrywa, że Bóg nie jest mściwym tyranem, który szuka każdej okazji, aby przywalić karnym piorunem z nieba. Wręcz przeciwnie. On czeka, aż do Niego przyjdziemy i pozwolimy Mu się kochać. W końcu stworzył nas z miłości, na swój obraz i podobieństwo. Każdy z nas ma głęboko w sercu wyryty napis: MADE IN HEAVEN. Jedyne co musimy zrobić, żeby tego doświadczyć to pozwolić Jezusowi działać w swoim życiu. Całym życiu, bez żadnych przestrzeni z tabliczką „zakaz wstępu”. I nie chodzi o to, że odtąd nie będzie już żadnych trudności. Ale te, które się pojawią będą przeżywane z Wszechmogącym Bogiem. Takie doświadczenie wyzwala. Później jest już tylko zachwyt i uwielbienie. Przedsionek nieba.

Brzmi bajkowo i niewiarygodnie? Tylko dla kogoś kto tego nie przeżył. Ja widziałem na własne oczy cuda, które działy się w kluczborskiej kaplicy. Nie tylko ośmiolatka, modlącego się w językach, ale też małżeństwa, którym Jezus dawał nowe doświadczenie wzajemnej miłości. I wiele, wiele innych. Bóg przychodził do rybaka, celnika, jawnogrzesznicy, bankowca, górnika, hazardzisty i małego dziecka. Bez żadnych różnic. Przychodzi zapewniając o swojej bezgranicznej miłości i trosce. Bzdury wygadują ci, co głoszą tezy o zesztywniałym i bezdusznym Kościele. Jeśli naprawdę wierzą w swoje teorie powinni sami wybrać się na takie rekolekcje. Tam dzieje się Ewangelia w wersji live.   

Więcej informacji o rekolekcjach oazy dorosłych można znaleźć na stronie http://www.centrumduchowosci.pl