Prorok Kowalski

Marcin Jakimowicz

GN 28/2012 |

publikacja 12.07.2012 00:15

Czy obraz misia z długimi rzęsami może być komunikatem od Najwyższego? Oto krótka instrukcja obsługi daru proroctwa.

Prorok  Kowalski józef wolny

Jeszcze do niedawna przy słowach „charyzmat proroctwa” można było znaleźć notkę: „chodzi o dar, który zanikł w pierwszych wiekach chrześcijaństwa”. Sam odkurzyłem Biblię sprzed lat, w której przy fragmencie Listu do Koryntian znalazłem ten przypis. Ponieważ jednak obserwujemy nad Wisłą „hurtowe” wylanie darów Ducha Świętego, proroctwo stało się dziś duszpasterską „klasyką gatunku”. Występuje jako narzędzie ewangelizacji, modlitw o uzdrowienie, spotkań setek wspólnot. Jak działa?

Ani me, ani be

Zamiast uciekać w teoretyczne wycieczki, opowiem o tym, jak charyzmat zakiełkował w naszej wspólnocie. Modliliśmy się od kilku dobrych lat. Byliśmy jednak odporni na charyzmaty. Jeździliśmy wprawdzie na kongresy Odnowy w Duchu Świętym, gdzie siedzący obok nas ludzie wstawali z wózków inwalidzkich, a tłum wielbił Boga, śpiewając w językach, ale my nie byliśmy w stanie wydobyć z siebie żadnego charyzmatycznego dźwięku.

Ani me, ani be, nie mówiąc już o kukuryku. Staliśmy jak kołki i spoglądaliśmy spode łba na uwielbiające Boga wspólnoty. Gdy na diakonię przyjechał o. Augustyn Pelanowski, rzucił: „Otwórzcie się na dar proroctwa”. I cytował św. Pawła, który przypominał: „Chciałbym, żebyście wszyscy mówili językami, jeszcze bardziej jednak pragnąłbym, żebyście prorokowali”. Wszyscy to wszyscy. Nawet wspólnotka z Katowic-Józefowca, która mogłaby za dewizę obrać hasło „obraz nędzy i rozpaczy”.

Otwórzcie się na dar proroctwa – prosił paulin. Równie dobrze mógł zaproponować, byśmy zaczęli konstruować reaktory jądrowe. „Nasłuchujcie. I podzielcie się obrazami czy słowami, które przyjdą wam na myśl w czasie modlitwy. Jeśli – zauważył zakonnik – zapomnicie o nich po tygodniu, będą to słowa ludzkie. Bóg sam zatroszczy się o to, by słowo, które do was wypowie, stało się w waszym życiu „ciałem”. Nie robiliśmy niczego na siłę. Odmawialiśmy Różaniec. I właśnie w czasie tej maryjnej modlitwy (rzecz niezrozumiała dla zielonoświątkowców!) zaczęliśmy odkrywać charyzmaty opisane w Liście do Koryntian. Staraliśmy się nasłuchiwać. Pierwsze obrazy, które otrzymaliśmy, były wstrząsające. „Zobaczyłem konewkę” – powiedział kolega, wzbudzając uzasadniony chichot.

Wspólnota przestała rechotać, gdy stojący obok chłopak rzucił: „A ja widziałem konwie z wodą”. Sami przyznajcie, jest jakieś podobieństwo... Gdy otworzyliśmy na chybił trafił Biblię i przeczytaliśmy słowa o cudzie w Kanie Galilejskiej, nie było nam już do śmiechu. Może rzeczywiście to był jakiś znak? W kolejną niedzielę (również po Różańcu) jedna z osób powiedziała: „Przychodzi mi na myśl pewien obraz. To… sekator”. „Panie Boże – westchnąłem – czy nie możesz potraktować nas poważniej? Konewki, sekatory? Czy nie mogłeś dać jakiegoś mrożącego krew w żyłach opisu zniszczenia Sodomy? Jakiegoś konkretnego proroctwa à la Izajasz?”.

Wróciliśmy do domów z poczuciem niedosytu. Po tygodniu na diakonię przyjechał po raz kolejny o. Pelanowski. Nie wiedząc o tym, że otwieramy się na ogrodnicze charyzmaty, wygłosił konferencję o Jezusie, który jak ogrodnik… sekatorem odcina suche, nieprzynoszące owocu gałęzie. Przypadek? Być może. My zaczęliśmy uważniej nasłuchiwać.

Dziecinada

Apogeum rozkwitu proroctwa na Józefowcu nastąpiło w czasie, gdy urodziła mi się córka. Nosiłem ją na rękach, szepcząc do niej czule o „misiach” i „żabkach” (tak nazywa się dzieci, gdy są jeszcze małe). „Hm. A może Pan Bóg też nosi mnie na ręku i mówi do mnie zdrobniale »misiu«?” – przemknęło mi przez myśl. Ale szybko ochłonąłem: „Boże, taki stary chłop, a takie infantylne rzeczy wygaduje. Wstyd!”. Wychodziłem na wieczorne spotkanie wspólnoty, gdy żona rzuciła: „Zobacz, Marta ma tak długie rzęsy jak ty”. Po kwadransie wszedłem do salki na górze. Kilkadziesiąt osób znów „powiesiło się” na Maryi, odmawiając zdrowaśki. Po Różańcu Ania – dziewczyna, która dotąd nigdy nie odzywała się publicznie – powiedziała drżącym głosem: „Widzę misia z długimi rzęsami”. Nie dokończyła. Jej słowa zagłuszył ryk śmiechu. Ludzie chichotali, a ona niemal się rozpłakała. Poczułem na plecach ciarki.

„To prawdziwe proroctwo” – powiedziałem. Prosty, jasny komunikat. Odpowiedź na myśl, którą odgoniłem. Bóg jest „jak ten, który podnosi do policzka niemowlę”. Szukaliśmy mocnych deklaracji, a otrzymaliśmy przedszkolne obrazy. „Jeśli się nie staniecie jak dzieci – przypominał Bóg – nie wejdziecie do królestwa”. Przepraszam, jeśli komuś te przykłady wydadzą się głupie. Ale piszę o naszej wspólnocie, więc nie mogło być inaczej. Wyobraźnia – powie ktoś. I będzie miał rację. Bo dar proroctwa polega na tym, że oddajemy Bogu naszą wyobraźnię. Pozwalamy Mu surfować po niej, podsyłać obrazy i słowa.

Proroctwo dla początkujących

Jak otworzyć się na proroctwo? Po pierwsze: przyjąć do wiadomości, że Pan Bóg jest komunikatywny (dla wielu nie jest to wcale takie oczywiste). Po drugie: by przekazać orędzie swej miłości, nie czeka, aż narodzi się nowa Faustyna, ale chce osobiście dotrzeć do Jana Kowalskiego. Trzeci warunek: trzeba przestać powtarzać ulubioną mantrę: „Milcz, Panie, bo sługa twój mówi” i powrócić do biblijnego oryginału.

– Na naszych oczach spełnia się przepowiednia proroka Joela: „W ostatnich dniach wyleję Ducha mojego na wszelkie ciało, i będą prorokowali synowie wasi i córki wasze” – opowiada ks. Leszek Misiarczyk, płocki egzorcysta. – Święty Paweł pisze „chciałbym, byście wszyscy prorokowali” i jest to zachęta dla całego Kościoła! Nie bójmy się charyzmatów.

Badajmy je, rozeznawajmy, ale nie wyśmiewajmy tej rzeczywistości. Pierwszy List do Koryntian jest instrukcją obsługi: „Troszczcie się o dary duchowe, szczególnie zaś o dar proroctwa” – pisze Paweł. A potem nie owijając w bawełnę, przekonuje: „Ten, kto prorokuje, mówi ku zbudowaniu ludzi, ku ich pokrzepieniu i pociesze”. Proroctwo jest zawsze skierowane bezpośrednio do osoby, za którą się modlimy. Konkretny przykład? Wspólnota modliła się nad kobietą. Widzieliśmy ją po raz pierwszy. Przyszedł wyraźny obraz. Jezus z miłością spoglądał w jej twarz i powtarzał: „Córeczko, córeczko”. Gdy powiedzieliśmy kobiecie o tym obrazie, rozpłakała się: „Jestem adoptowana, czułam się zawieszona w próżni. Marzyłam o tym, by usłyszeć słowo »córeczka«” – opowiadała.

– Kiedyś na diakonii usłyszałam: „Przy Ani i Tomku: stópki dzidziusia” – opowiada Ania Marzec. – Wtedy pomyślałam, że akurat ten obraz do nas nie pasuje. Byłam u lekarza, który radykalnie powiedział, że dzieci bez pomocy medycyny to my mieć nie będziemy. Uświadomił mi, że wie, co mówi. Jego słowa mnie podłamały. Wieczorem oddaliśmy Panu Bogu decyzję o tym, czy mamy mieć potomka. Dzień po spotkaniu wspólnoty miałam wizytę u innego ginekologa. Okazało się, że jestem w 5. tygodniu ciąży. Brak mi słów na wyrażenie tego, co czułam… Proroctwo to lekcja nasłuchiwania. Ojciec Remigiusz Recław SJ przyznaje, że dla niego wypowiedzenie słów o tym, że Bóg uzdrawia tę czy inną osobę, jest rodzajem śmierci.

Nie dostaje wcześniej „odgórnego” SMS-a z listą osób, które mają odzyskać zdrowie… – Słowo poznania jest jednym z charyzmatów Ducha, a te są w Kościele od zawsze – wyjaśnia Aleksander Bańka, jeden z organizatorów Tyskich Wieczorów Uwielbienia. – Charyzmaty są precyzyjnymi narzędziami i wymagają od nas umiejętności obsługi, ale mają przedziwną właściwość, że się plastycznie adaptują do tego, kto nimi posługuje. Mogą się objawiać przez silne przeczucia, obrazy, słowa. Jak działa słowo poznania? To jest tak, jakbyś próbował przypomnieć sobie czyjeś imię. Główkujesz, pocisz się i nic. Pustka.

Odkładasz to i zaczynasz zajmować się czymś innym. I nagle przychodzi olśnienie. Przypominasz sobie to, czego szukałeś. Bez żadnego wysiłku umysłowego. To działa jak błysk. Często towarzyszy temu pewność, że to słowo jest od Ducha Świętego. Czasami jest bardziej mglisto i wtedy musimy skoczyć w nieznane. Wymaga to zawierzenia i posłuszeństwa wspólnocie Kościoła.

Trudno, wyjdę na głupka

– Prorok nie szuka własnych korzyści czy uznania, ale gotów jest narazić się na odrzucenie, prześladowanie, byle pozostać wiernym głoszonemu słowu. Idzie po linii biblijnej i tradycji Kościoła – wyjaśnia ks. dr Włodzimierz Cyran ze wspólnoty Mamre. – To podstawowe kryterium – dopowiada Aleksandra Scelina (wraz ze wspólnotą prowadzi modlitwy o uzdrowienie w chorzowskiej parafii św. Jadwigi). – Trzeba rozeznać, czy proroctwo jest zgodne ze słowem Bożym i nauczaniem Kościoła.

Kolejne kryterium: czy przez to słowo jest oddana chwała Bogu (proroctwo nie powinno „zatrzymywać się” na człowieku). Niezwykle ważne są owoce. Rozeznaje się zawsze we wspólnocie. Kryterium jest jedność. Zazwyczaj ktoś ze wspólnoty mówi: „potwierdzam”. W proroctwie chodzi o ogromną pokorę. Jeśli decydujesz się wypowiedzieć słowo, musisz zrezygnować z siebie, postanowić: „Trudno, wyjdę na głupka, ale odważę się wypowiedzieć to, co słyszę”. Z pokorą wypowiadasz słowa i z pokorą czekasz na owoce. One mogą objawić się po kilku minutach lub kilku latach. Trzeba zaufać: jeśli to słowo od Boga, to prędzej czy później zobaczysz owoce.

Ojciec Robert de Grandis podpowiada: „nie jesteś pewien, co słyszysz? Nie bój się. Wypowiedz słowo. Nawet jeśli miałoby ono jedynie po ludzku kogoś pocieszyć, wypowiedz je. Jeśli to będzie słowo Boga, On sam zatroszczy się o owoce”. Najważniejszy owoc? Pisze o nim św. Paweł, przypominając, że „Bóg nie jest Bogiem zamieszania, lecz pokoju”. W samym środku swych pouczeń na temat korzystania z charyzmatów Apostoł Narodów porzuca nagle rozważania o tych darach i przytacza hymn o miłości. Przypadkowo? Nie, to nie wątek uboczny. To kwintesencja tej służby. Proroctwa się skończą. Pozostanie miłość.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.