Trzeba rozmawiać

GN 25/2012 |

publikacja 21.06.2012 00:15

O trudnym dialogu Kościoła ze światem, polskiej pobożności i angielskiej subtelności z abp. Vincentem Nicholsem rozmawia Szymon Babuchowski.

Trzeba rozmawiać zdjęcia henryk przondziono

Szymon Babuchowski: Natknąłem się kiedyś na smutny raport biskupa Patricka O’Donoghue o brytyjskim Kościele katolickim. Pisał o opustoszałych świątyniach, braku powołań i wszechogarniającym marazmie. Czy ta tendencja jest nadal aktualna?

Abp Vincent Nichols: – Musimy pamiętać, że biskup O’Donoghue jest biskupem Lancasteru. I raport dotyczył jego diecezji, a nie całej Anglii. Lancaster to bardzo szczególny przypadek diecezji z dużym odsetkiem terenów wiejskich. I ta wiejska część Anglii i Walii, nastawiona na rolnictwo, przeżywa dziś kryzys. Zmniejsza się liczba ludności, bo rolnictwo nie funkcjonuje tak dobrze jak kiedyś. Dlatego diecezje takie jak Lancaster podlegają większym zmianom niż inne. Katolickie tradycje są tam bardzo zależne od tradycji wiejskich, które odchodzą dziś w przeszłość. I to zaniepokoiło biskupa O’Donoghue.

A w Londynie, w diecezji westminsterskiej, jest inaczej?

– W każdym tygodniu odwiedzam parafie i widzę pełne kościoły, entuzjazm i szacunek dla księży. Być może wynika to stąd, że mamy tu do czynienia z mieszanką ludzi pochodzących z wielu różnych krajów. Wybierając się do jakiejkolwiek parafii w Londynie, muszę oczekiwać, że spotkam tam ludzi należących do ok. 40 różnych narodowości. Tu są ludzie z Anglii, Irlandii, z całej Europy, także tej Wschodniej, z Indii, Wietnamu, Korei czy Ameryki Południowej. Przybysze, którzy praktykują, są często bardzo pobożni, pełni czystej i bardziej ekspresyjnej wiary niż ta, którą znajdziemy u tradycyjnych angielskich katolików. Wiele na tym zyskujemy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.