Jeszcze o symbolach

Jacek Dziedzina

Nawet Trybunał Konstytucyjny przyznał, że polskie prawo jest niekonsekwentne w ocenie faszyzmu i komunizmu. A mimo to sam Trybunał trochę tu nabroił.

Jeszcze o symbolach

Wiemy już, że 12 czerwca w Warszawie rosyjscy kibice będą demonstrować swoje święto narodowe. Nie będę rozwodził się dłużej nad tym kuriozum, tzn. nad brakiem wyobraźni stołecznych urzędników. Ale będę rozwodził się nad zapowiedzianą przez samych Rosjan demonstracją z użyciem symboli powszechnie kojarzonych z systemem, który na całym świecie pochłonął ponad 100 milionów ofiar (wg „Czarnej księgi komunizmu”).

Otóż mieliśmy do niedawna nowelizację kodeksu karnego, który pozwalał ścigać za propagowanie na różnych nośnikach treści zarówno faszystowskich, jak i komunistycznych (wcześniej z „imienia” był wymieniony tylko faszyzm). Trybunał Konstytucyjny orzekł w zeszłym roku, „że posłużenie się w przepisie karnym wyrażeniem: „druku, nagrania lub innego przedmiotu będących nośnikami symboliki totalitarnej” narusza zasadę określoności przepisów prawa karnego. Trybunał podziela wątpliwości wyrażone przez komentatorów art. 256 § 2 k.k. Wskazywali oni m.in., że «nie jest wiadome, czy za symbol komunizmu uznany zostanie czerwony sztandar, czy też np. będzie to musiał być czerwony sztandar z sierpem i młotem, czy też koszulka z wizerunkiem Che Guevary» (…). Uwagi te są również prawdziwe w odniesieniu do przedmiotów będących nośnikiem symboliki faszystowskiej. Poza bowiem swastyką, jednoznacznie kojarzoną obecnie z narodowym socjalizmem i jego zbrodniami przeciwko ludzkości, istnieją inne symbole, które będąc faszystowskimi, mogą mieć także inne znaczenie”.

To z powodu tego orzeczenia politycy rządzącej partii zaczęli mówić, że w Polsce noszenie koszulek z Leninem nie jest zakazane. Ale czy na pewno? Dalej przecież obowiązuje zapis o zakazie propagowania faszyzmu „i innych systemów totalitarnych”. Co więcej, ten sam Trybunał, w tym samym wyroku przyznał, że w polskim prawie istnieje nierówne traktowanie ideologii faszystowskiej i komunistycznej. To długi fragment, ale przytoczę go w całości:

„Trybunał zauważa również, że jakkolwiek w art. 256 § 2 ustawodawca kryminalizuje na równi czynności służące propagowaniu skrajnie prawicowego ustroju państwowego (faszyzmu) jak i skrajnie lewicowego ustroju państwowego (komunizmu), to w sferze ideologicznych fundamentów tych reżimów ogranicza się do tego pierwszego ustroju, zakazując – w art. 256 § 1 k.k. – nawoływania do szerzenia nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych – pomijając szerzenie nienawiści na tle różnic klasowych. Tymczasem publiczne propagowanie lub nawoływanie do nienawiści klasowej było i wciąż jest w wielu państwach podstawą ideologii oficjalnej albo podstawą programu skrajnej lewicy”, stwierdził TK. I uznał, że takie zawężone spojrzenie na ideologie totalitarne w kodeksie karnym jest pochodną Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych przyjętego przez ONZ w 1996 roku. Czytamy w nim: „Popieranie w jakikolwiek sposób nienawiści narodowej, rasowej lub religijnej, stanowiące podżeganie do dyskryminacji, wrogości lub gwałtu, powinno być ustawowo zakazane”. Ani słowa o nienawiści klasowej, która jest podstawą ideologii komunistycznej! Sam Trybunał Konstytucyjny skomentował to w ten sposób: „To znaczy, że prawodawca międzynarodowy w sposób niepełny określił zakres szerzenia nienawiści w odniesieniu do ideologii komunistycznej”.

Na koniec wypowiedź, jakiej udzielił mi Stephane Courtois, były francuski maoista i historyk, współautor wspomnianej „Czarnej księgi...”:

- Stajemy w konfrontacji z pamięcią, jaką w całej Europie narzucili komuniści po wojnie: zapomnieć o zbrodniach komunizmu i często wspominać zbrodnie nazizmu. To operacja perfekcyjnie uzupełniona przez Chruszczowa w czasie XX Zjazdu KPZR: rozdzielenie między Leninem i Stalinem i przekonywanie ludzi, że jest coś takiego, jak „dobry” i „zły” komunizm.