Nawet nie można zgrzeszyć

Ks. Włodzimierz Piętka; GN 10/2012 Płock

publikacja 02.06.2012 07:00

To nie fatamorgana wspomnień, ale prawdziwa oaza, gdzie jest ruch i życie, duch radości i świadectwa. Opowiadają o tym księża, którzy przed ponad 30 laty zakładali pierwsze oazy w diecezji płockiej.

Nawet nie można zgrzeszyć Ks. Włodzimierz Piętka/ GN – Dla mnie oaza była i jest miejscem osobistego i głębokiego spotkania z Bogiem, umiłowania liturgii i Kościoła jako wspólnoty żywych wspólnot – podkreśla ks. Wiesław Gutowski.

Ale ja tu dzisiaj nie widzę oazy! – mówił do zebranych w ciechanowskim kościele bł. Jana Pawła II ks. Henryk Lewandowski. Blisko 100 osób spotkało się 27 lutego, aby modlić się o wyniesienie na ołtarze sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego. – Kiedyś była diakonia muzyczna… wszyscy głośno śpiewali. Nawet ci, którzy fałszują. Oazowicz zawsze pozdrawiał słowem „Alleluja” i nosił foskę. Dawniej bez tego znaczka nie wychodziło się na ulicę, do szkoły, do kościoła – mówił z ekspresją proboszcz parafii Bogate, który był uczestnikiem i świadkiem rodzącego się ruchu oazowego w naszej diecezji.

Pod prąd

Wśród płockich księży, którzy najwcześniej spotkali założyciela oazy ks. Franciszka Blachnickiego, byli obecni profesorowie seminarium duchownego: ks. Wojciech Góralski i ks. Andrzej Rojewski. Pierwszy z nich był na pierwszych ogólnopolskich rekolekcjach oazowych dla kleryków w 1960 r. w Wadowicach. – Byłem wtedy subdiakonem. Z bliska podziwialiśmy zdrową pobożność, opanowanie i mądrość ks. Blachnickiego. Uczestniczyliśmy również w liturgii w katedrze wawelskiej i wtedy po raz pierwszy zobaczyłem młodego biskupa Karola Wojtyłę – wspomina ks. prof. Góralski. Ale już pod koniec lat 50. sam ks. Blachnicki przyjechał do Płocka. – Na zaproszenie bp. Piotra Dudźca, który był delegatem episkopatu do spraw trzeźwości, przyjechał do naszego seminarium. Mówił rzeczowo, konkretnie i z emocjonalnym zaangażowaniem. Konferencje oparł na znaku Krucjaty Wstrzemięźliwości: ryba płynąca pod prąd rzeki. Potem spotkałem się z nim w czasie studiów na KUL-u. W 1965 r. zaprosił mnie na dwutygodniową Oazę Żywego Kościoła w Krościenku. Mimo że cel oazy i środki były jasno określone, to jednak dzień po dniu on szukał lepszej metody prowadzenia grup. Imponowała mi ta otwartość – wspomina ks. Andrzej Rojewski.

Zarażająca odwaga

W pierwszej połowie lat 70. zaczęło się poszerzać grono płockich księży znających ks. Blachnickiego i jego dzieło. Wśród nich byli: ks. Remigiusz Łebkowski, były proboszcz w Daniszewie, ks. Jan Decyk, i przede wszystkim ks. Romuald Jaworski, pierwszy diecezjalny moderator ruchu. – Sam byłem u ks. Blachnickiego na kilku oazach. A w diecezji wszystko się zaczęło od kilkuosobowej grupy młodzieży z Gostynina, którą zabrałem na oazę do Brzegu. Później przyszły kolejne grupy, spotkania, diecezjalne dni wspólnoty – opowiada o początkach ks. Jaworski. Księża: Tadeusz Kowalczyk, Stanisław Kaźmierczak i Marian Matusiak uczestniczyli najpierw w oazowych rekolekcjach kapłańskich. – Ksiądz Blachnicki mimo sprzeciwów, nie bał się. Podziwialiśmy jego pobożność, głęboką duchowość i odwagę – podkreśla ks. Kowalczyk. – Utkwiła mi w pamięci jego nobliwość i głęboka pobożność. Emanowały z niego pogoda ducha, zaufanie do Boga i głęboka wiara – podkreśla ks. Wiesław Kosek. Gliczarów, Białe k. Lucienia, Zambski – to były pierwsze oazy, w których po 1978 r. uczestniczył ks. Stanisław Kaźmierczak, dziś proboszcz płockiej parafii św. Jadwigi Królowej. – Na początku to wszystko budziło zdziwienie, bo garstka ludzi zaczynała coś nowego. Na jednej z pierwszych oaz uczestnicy mieszkali w domach gospodarzy, bo przecież warunki materialne na tych rekolekcjach były bardzo skromne. Jakie było ich zdziwienie, gdy młodzież zaczynała z nimi rozmowy o Bogu, Piśmie Świętym i Kościele. Ale gdy przyjechał do nas bp Sikorski, ludzie zrozumieli, że to wszystko dokonuje się w Kościele. Praca oazowa była jak ciosanie kamieni. Chodziliśmy, szukaliśmy młodych. To wszystko rodziło się z wielkim trudem, zaangażowaniem i poświęceniem – podkreśla ks. Kaźmierczak.

Tygiel pomysłów

– Ten ruch wywarł na mnie i moim kapłaństwie ogromne wrażenie. Moje spotkanie z ks. Blachnickim trwało zaledwie chwilę, ale spotkanie z oazą wypełniło wiele lat mojego kapłaństwa – mówi ks. Wiesław Gutowski, proboszcz płockiej fary. Wszystko zaczęło się od pierwszego wikariatu w Zielonej k. Mławy, gdzie była grupka młodzieży oazowej. – Chciałem dowiedzieć się więcej o tym ruchu, więc pojechałem na wakacyjną oazę do miejscowości Białe k. Lucienia. Wtedy nie tylko wiele się dowiedziałem, ale przede wszystkim odkrywałem wartość tego ruchu, który mnie pociągnął – opowiada ks. Gutowski. Gdy pracował w płockiej farze, w ciągu 3 lat do oazy przyszło ponad 200 osób. A później wielu z tych młodych zakładało grupy oazowe w innych parafiach Płocka. Tu, w płockiej farze, również powstał pierwszy w diecezji krąg Domowego Kościoła. Był to rok 1983. – Pamiętam dobrze ich imiona. Młodzież oazowa przyprowadzała rodziców do oazy rodzin. Owocem naszej pracy formacyjnej było ponad 20 osób, które wtedy, po maturze, poszły studiować na KUL. Oazowicze z fary dali początek wielu ciekawym i pionierskim inicjatywom nie tylko w Płocku. To wśród nich zrodziły się pomysły, aby powstało Katolickie Radio Płock, pierwsza katolicka szkoła w Krakowie, pierwsza prywatna szkoła w Płocku czy Stowarzyszenie Pedagogów „Natan”. Ale najważniejsze jest, że po 20–30 latach ci ludzie są wierni Kościołowi i żyją w trwałych związkach małżeńskich. Wśród nich zrodziły się również powołania kapłańskie – podkreśla ks. Gutowski.

Budowane z entuzjazmem

Ksiądz Wiesław Kosek pracował z oazą w Szelkowie, Nasielsku i Ciechanowie. – Zaczynałem od szukania ludzi wśród ministrantów i chodzących na pielgrzymki. Później przez rok przygotowywałem animatorów. Ich formacja trwała w parafii i na oazie wakacyjnej. A potem zgłaszały się nowe osoby – było tak wielu chętnych, że brakowało sal na spotkania. W Nasielsku było 160 osób, w Ciechanowie – 270. Chciałem, aby każdy z nich zatroszczył się o swoją wiarę i aby czuł się w Kościele potrzebny. Dlatego powstały: zespół, schola, gazetka, teatr czy słynne comiesięczne Wieczory Skupienia w Ciechanowie, które przyciągały tłumy ludzi – wspomina ks. Kosek. Gdy oaza w diecezji rozrastała się, powstała potrzeba tworzenia ośrodków do pracy formacyjnej ruchu. Na początku lat 80. przekształcono dotychczasowy, stary kościół w Szelkowie na dom rekolekcyjny. Wielka w tym była zasługa księży: Romualda Jaworskiego, Marka Makowskiego, Andrzeja Zembrzuskiego i wielu innych księży. – Budowaliśmy społecznie. Mimo trudności, bo milicja zamy kała kilka razy tę budowę, dzięki wielkiej ofiarności i solidarności księży, ten dom powstał. Podobny ośrodek został również zorganizowany w Osuchowej – dziś te domy należą do diecezji łomżyńskiej – mówi ks. Gutowski, który od 1985 do 1991 r. był diecezjalnym moderatorem Ruchu Światło–Życie. Wspomina, że wtedy na oazę wakacyjną wyjeżdżało ponad 2 tysiące dzieci i młodzieży.

Co powiedziałby założyciel?

Co dzisiaj stało się z oazą? – Dawniej do oazy, ministrantów przychodzili liderzy, elita młodzieży, która potem pociągała swoich rówieśników – wspomina ks. Kaźmierczak. – O tym problemie pisał już ks. Blachnicki w swoim testamencie – zwraca uwagę ks. Gutowski. – On podkreślał, że charyzmatem tego ruchu jest „eklezjologia Vaticanum II zamieniona na język pewnego ruchu i działania” – było to stwierdzenie samego kard. Karola Wojtyły. I dodał: „jeżeli miałbym coś do przekazania i chciałbym coś przekazać w moim duchowym testamencie – to właśnie ten dar – charyzmat Światło–Życie. Zrozumienie, umiłowanie, wierność wobec tego charyzmatu. Wydaje mi się bowiem, że ciągle jeszcze mało jest ludzi – także w Polsce – którzy już otrzymali łaskę zrozumienia znaczenia tego charyzmatu dla odnowy oblicza Kościoła”. Właśnie, za mało osób zrozumiało i umiłowało charyzmat Światło–Życie. Bo dzisiaj nie wszystko, co się robi i nazywa „oazą”, jest nią naprawdę. Nie została również zrealizowana jedna z metod wychowawczych oazy, zaczerpnięta od św. Jana Bosko – obecność. Jest to jeden z głównych charyzmatów ruchu. Pewna dziewczyna powiedziała mi kiedyś na oazie: „Proszę księdza, tu nawet nie można zgrzeszyć, bo ciągle ktoś przy nas jest”. I tej właśnie obecności: towarzyszącej, wychowawczej i dopingującej trochę zabrakło – mówi ks. Gutowski. – Jest to ruch, który wprowadza naukę Kościoła w życie pastoralne. Nie robi czegokolwiek. Jego aktywność wynika ze słowa Bożego i nauki Kościoła. Ruch znajduje człowieka na każdym etapie życia, aby odnalazł swoje miejsce w Kościele, poznał swą godność i charyzmaty, żeby nie był anonimowy – podkreśla ks. Stolarczyk. – Dla mnie oaza zwyciężyła, bo ocaliła piękną grupę młodzieży i zwyciężyła z bezbożnym komunizmem. A że czasy obecne są również bezbożne, to dlatego potrzeba oazy, aby wyzwolić człowieka od tego, co rozkłada jego duchową moc – podkreśla ks. Jan Jóźwiak, proboszcz u Matki Bożej Fatimskiej w Ciechanowie.