Zawrócona znad przepaści

Agnieszka Gieroba; GN 21/2012 Lublin

publikacja 31.05.2012 09:39

Jezus był rano, w południe, wieczorem. Cały czas mówiła o Nim. Myślałam, że zwariowała i trzeba ją leczyć. Zrozumiałam ją dopiero wtedy, gdy sama się nawróciłam – mówiła w Lublinie Maria Vadia podczas spotkania Magnificatu.

Zawrócona znad przepaści Agnieszka Gieroba/ GN Maria Vadia dzieliła się w Lublinie świadectwem swojego życia.

Zawrócona znad przepaści   Agnieszka Gieroba/ GN Modlitwa uwielbienia. Za wszystko Bogu dziękujcie, wierząc, że spełni wasze pragnienia. Przyjdź, Duchu Święty! – wołała cała sala podczas lubelskiego spotkania Magnificatu. Kobiety, mężczyźni, dzieci. Wszyscy przyszli po to, by posłuchać, jak dzisiaj działa Pan Bóg. – Te spotkania to umocnienie w wierze, czasami cuda. Czekam na nie z niecierpliwością – mówi Małgorzata Wasilewska, jedna z uczestniczek. Gościem jest zawsze kobieta, która doświadczyła przemiany swojego życia i świadczy o Bożym działaniu w różnych miejscach na świecie. Maria Vadia, Amerykanka kubańskiego pochodzenia, w Lublinie była po raz drugi.

Życie bez sensu

Odkąd pamięta, była bogata. Jej rodzina miała ogromny majątek, a kiedy wyszła za mąż także za Amerykanina kubańskiego pochodzenia, stała się jeszcze bogatsza. – Dużo podróżowaliśmy, mieliśmy domy, samochody, wielkie łodzie, średnie łodzie, małe łódki. Sądziłam, że jestem dobrą katoliczką. Chodziłam do kościoła, dawałam na tacę. Myślałam, że w moim życiu jest wszystko w porządku. Tak było do czasu, kiedy moja starsza siostra spotkała Jezusa i została napełniona Duchem Świętym. Jezus stał się dla niej kimś rzeczywistym. Przybiegła do mnie, wołając „znalazłam Jezusa!”. Myślałam, że jest z nią coś nie tak. Mówiła, że ja jestem w środku zgniła, że mam tylko zewnętrzną piękną otoczkę – opowiadała Maria. Dziś jest siostrze wdzięczna, że podzieliła się z nią świadectwem. – Słyszałam, co mówi, ale nie rozumiałam tego. Ona cały czas ze swymi przyjaciółmi modliła się za mnie. Nie wiedziałam o tym, ale w moim życiu zaczęła pojawiać się pustka. Patrzyłam na swój wielki dom, na pieniądze, na czwórkę pięknych dzieci, męża i czułam pustkę. Płakałam, myśląc, że brakuje mi czegoś, co daje sens – wspomina.

Deszcz z nieba

W 1987 roku do Stanów przyjechał papież Jan Paweł II. Maria dostała od męża bilet, by iść na spotkanie. – Pomyślałam, że pójdę, bo bardzo go lubię – mówi. Spotkanie było na wielkiej otwartej przestrzeni. Nagle zaczął padać tropikalny deszcz, rozpętała się burza, biły pioruny. Musiała wracać do domu. – Wtedy stało się coś niesamowitego. Czułam, że wraz z tym deszczem napełniam się jakimś nowym uczuciem miłości do Pana Boga i długa lista osób, których nienawidziłam, zmienia się w listę ludzi, którym przebaczam i których zaczynam kochać – tłumaczy. – Opowiedziałam o tym mojej przyjaciółce, która zaprosiła mnie na spotkanie grupy charyzmatycznej. Nie wiedziałam, co to jest. Przyjaciółka powiedziała mi tylko, że to grupa osób, które idą za Jezusem i starają się żyć jak chrześcijanie w pierwotnym Kościele. Poszłam. Gdybyście mogli mnie wtedy zobaczyć. Moja minispódniczka, wysokie obcasy, mnóstwo bransoletek, sterczące włosy. Wyglądałam jak kogut, choć wydawało mi się, że wyglądam świetnie. Przekroczyłam próg i zaniemówiłam. Zobaczyłam ludzi, kobiety i mężczyzn, którzy mówią „Jezu, kocham Cię, jesteś Panem mojego życia”, spontanicznie płynęła z nich modlitwa. Mężczyźni w mojej rodzinie mówili tylko o pieniądzach, a ci nie wstydzili się mówić o Bogu i do Boga. Po raz pierwszy zobaczyłam wtedy szczęśliwych katolików, a byłam  przyzwyczajona do katolików smutnych. Przysłuchiwałam się im, kiedy modlili się w jakimś dziwnym języku. Nie był to angielski ani hiszpański. Później zaczęli śpiewać. Były to najpiękniejsze dźwięki, jakie kiedykolwiek słyszałam. Okazało się, że to dar języków. Byłam tak dotknięta tym, co usłyszałam, że po raz pierwszy w życiu zaczęłam rozmawiać z Panem Bogiem. Powiedziałam: „Boże, jeśli mam iść za Tobą, muszę być jak ci ludzie, nie mogę mieć jednej stopy tu, a drugiej tam” – opowiada.

Zachwycona Bożymi obietnicami

Zaproponowano jej udział w Seminarium Odnowy w Duchu Świętym. Były to trzy dni rekolekcji. Wtedy zrozumiała to, co siostra próbowała jej przekazać od 7 lat. – Powiedziałam: „Jezu, oddaję Ci moje życie i czyń ze mną, co tylko zechcesz”. To nie tylko słowa, ale czułam, że właśnie tak chcę żyć. Na koniec ludzie położyli na mnie ręce i modlili się. Wtedy zostałam napełniona Duchem Świętym. Obudziło się we mnie coś uśpionego. Jezus stał się dla mnie rzeczywisty. Czułam, jakbym odzyskała wzrok, jakbym w końcu dotarła do domu, życie odzyskało sens. Jadę do mojej rodziny podzielić się tą radością i sądzę, że mój mąż będzie bardzo szczęśliwy z tego powodu. Wchodzę do domu biegnę do niego, by mu powiedzieć o tym, co mi się przydarzyło. Zaczynam opowiadać, a on mi na to: „Przestań, nie chcę tego słuchać, nie interesuje mnie to” – mówi. Kiedy oddała życie Jezusowi, wielu przyjaciół ją odrzuciło. Znalazła jednak w Biblii fragment, że jeśli z powodu Jezusa ludzie będą kogoś prześladować, powinien się on cieszyć i radować, bo jego nagroda jest w niebie. – Otrzymałam wtedy radość nadprzyrodzoną. Uczyłam się błogosławić ludziom, którzy mnie wyśmiewali i odrzucali. Miałam głód Biblii. Czytałam ją w każdej wolnej chwili. Płakałam przy tym z radości i byłam zachwycona tymi wszystkimi obietnicami, które Bóg dał ludziom. Patrzyłam na moją rodzinę i przyjaciół i myślałam, że większość z nich jest zagubiona, jak ja wcześniej, i że trzeba im koniecznie pomóc – wspomina.

Dar uzdrawiania

Podczas modlitwy powiedziano Marii, że otrzymuje dar uzdrawiania. – Zaczęłam kłaść ręce na moje dzieci i modliłam się, a opuszczała je gorączka, ustępował ból brzucha czy głowy – opowiada. – Mieliśmy w domu psa. Któregoś dnia pies zachorował. Mój syn przyszedł i powiedział mi o tym, więc zaproponowałam, że pojedziemy do weterynarza. Na to on: „Mamo, po co? Połóżmy ręce na psa i poprośmy w imię Jezusa, by piesek wyzdrowiał”. Tak zrobiliśmy i po jakichś dwóch minutach pies wyzdrowiał. Wcześniej ledwie powłóczył nogami, a teraz skakał po całym domu i merdał ogonem. Jezus stał się tak rzeczywisty dla moich dzieci, że dla nich było to normalne. Prosiłam też Boga, by prowadził mnie do takich miejsc, gdzie będę mogła głosić Ewangelię. Pan zaprowadził mnie do domu dla bezdomnych, chorych na AIDS, uzależnionych od seksu, alkoholu, narkotyków. Ludzie ci nie mieli nadziei, nie wiedzieli, że Bóg chce im przebaczyć. Chodziliśmy tam z przyjaciółmi i mówiliśmy o Jezusie i modliliśmy się. Wiele osób odzyskiwało nadzieję, nawracało się i umierało z pokojem w sercu. Pewnego razu spotkaliśmy tam młodego człowieka, bardzo chorego. Miał też jakąś chorobę skóry. – wyglądała ona strasznie, jakby odpadała płatami i strasznie śmierdziała. Podeszliśmy do niego i modliliśmy się nad nim. Kiedy wróciłam tam za dwa dni, zobaczyłam, że ten człowiek chodzi po ogrodzie i na mój widok zaczął wołać „Jezus, Jezus!”. Okazało się, że jest uzdrowiony.

Od spraw niemożliwych

Jedyny ból, który jej towarzyszył, był związany z mężem. Jego bogiem były pieniądze. – Modliłam się za niego cały czas. Naszym życiem wstrząsnęły wielkie burze. Straciliśmy majątek. Mąż nie mógł tego zrozumieć, zaczął się zachowywać tak, że było to nie do przyjęcia. W końcu odszedł z domu, zostawiając mnie z czwórką dzieci. Moje serce pękało z bólu. Nigdy przez myśl mi nie przeszło, że moje małżeństwo się rozpadnie. Przeczytałam, że Pan jest blisko złamanych serc. Zaczęłam polegać na Duchu Świętym 24 godziny na dobę. Sama z siebie nie miałam siły, by żyć. To Duch Święty dawał mi siłę i moc, by być matką, by funkcjonować na co dzień. Czasami rodziła się we mnie nienawiść do męża za to, że opuścił naszą rodzinę. Chciałam jednak być uczciwa, szłam do Pana i mówiłam Mu, że nienawidzę teraz mojego męża, ale chcę go kochać, jak Jezus go kocha. Pan dawał mi siłę. Modliłam się z moimi dziećmi i mówiłam im, żeby przebaczyli ojcu i mnie. Musieliśmy sprzedać nasz wielki, piękny dom. W Ameryce panował wtedy kryzys. Wiele osób przychodziło i mówiło: „nie sprzedasz tego domu, nic się teraz nie sprzedaje”. Prosiłam Ducha Świętego „Pomóż mi. Muszę sprzedać mój dom”. Chodziłam po działce wokół domu i modliłam się po angielsku, hiszpańsku i w językach, dziękując Bogu za wszystko, co dla mnie czyni. Sprzedałam dom w ciągu dwóch tygodni. Pan jest Bogiem rzeczy niemożliwych – kończyła swoje świadectwo Maria Vadia.