O miłosierdziu wnukom samurajów

Agata Combik; GN 15/2012 Wrocław

publikacja 15.04.2012 07:00

W 1982 r. o. Julianowi Rożyckiemu Japończycy ofiarowali „porando no kokumin no tame ni reitekina hanataba”, czyli „duchowy bukiet kwiatów w intencji polskiego narodu”. Oni z kolei dzięki niemu otrzymali „Sei Faustina no nikki” – „Dzienniczek św. Faustyny”. Wymiana darów dalej trwa.

O miłosierdziu wnukom samurajów Agata Combik/ GN Ojciec Julian pokazuje swoje imię i nazwisko napisane w tzw. katakanie na okładce „Dzienniczka”. Jego kolejne wydania różnią się zamieszczonym przy tytule wizerunkiem św. Faustyny.

O miłosierdziu wnukom samurajów   Agata Combik/ GN W posłowiu przetłumaczonego „Dzienniczka” o. Julian wyjaśnił związaną z miłosierdziem terminologię s. Faustyny. Bukiet sprzed lat ofiarowany został w szczególnych okolicznościach. W Polsce trwał stan wojenny. Do o. Juliana – dominikanina obecnie pracującego we Wrocławiu, a wówczas misjonarza w Japonii – przyszła kobieta z pytaniem, czy nie można pomóc Polakom w inny sposób niż przez zbiórkę pieniędzy. Zachęcił ją do modlitwy, a ona w swojej parafii zorganizowała grupę osób wspierających Polskę. Gdy misjonarz miał wyjeżdżać do swojego kraju, Japończycy przyszli do jego klasztoru w Shibuya i wręczyli mu spisane na ozdobnej tekturce „duchowe kwiaty” – dokładną ilość ofiarowanych w intencji Polaków Mszy św., postów, różańców...

Z Łagiewnik do Mugenzai no Sono

Ojciec Różycki w Japonii pracował 27 lat. Nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego szerzył tam od dawna. Gdy w 1981 r. otrzymał „Dzienniczek” po polsku, przetłumaczył Koronkę, a następnie Nowennę do Miłosierdzia Bożego. Pomagał mu w tym m.in. pewien jezuita pracujący 40 lat w Japonii. Dla przetłumaczonej Koronki o. Różycki otrzymał od biskupa swojej diecezji imprimatur. Z czasem tę formę modlitwy przyjmowało coraz więcej Japończyków. – Tłumaczenie tekstu „Dzienniczka” zacząłem 1 stycznia 1999 r., zakończyłem w październiku 2006 r. – wspomina. Dodaje, że już wcześniej przesłanie s. Faustyny docierało różnymi kanałami do Japonii w postaci tłumaczeń fragmentów jej pism, m.in. z języka włoskiego, hiszpańskiego czy niemieckiego, ale nie z oryginału. Siostra Faustyna na pewno byłaby zdumiona, widząc swój tekst w takiej postaci. Egzotyczne litery ułożone są w słupki, które czyta się od góry do dołu, od prawej do lewej. Cena jest niebagatelna: jeden egzemplarz „Dzienniczka” kosztuje 5000 jenów, czyli 70 dolarów. Mimo to rozchodzi się błyskawicznie. Pierwsze wydanie miało miejsce 5 października 2011 roku; od tamtej pory dwa razy już dodrukowywano książkę – ostatni raz 11 lutego. „Dzienniczek” wydany był w tzw. japońskim Niepokalanowie – Mugenzai no Sono. Przetłumaczony przez o. Juliana z polskiego oryginału tekst był doszlifowywany pod względem językowym przez japońską chrześcijankę imieniem Aihara Fujiko. Redaktorem całości został miejscowy franciszkanin – o. Karol Shoji Toku OFM. Ojciec Julian zauważa, że język japoński w wersji mówionej jest dla Polaków łatwy, natomiast przyswajanie sobie tamtejszych liter to proces nie mający końca. – Podstawowych znaków jest ok. 2 tys., ale w literaturze jest ich w użyciu ok. 50 tys. – mówi. I wspomina o stosowanych w Japonii, i obecnych w przetłumaczonym dziele s. Faustyny, systemach pisma: hiraganie, katakanie (w której zapisuje się niejapońskie i niechińskie znaki) i kanji, a także romaji – literacji łacińskiej.

Cienie Dalekiego Wschodu

– Ukazanie się drukiem „Dzienniczka” to dla mnie wielka radość, ale także... ogromny ból... – mówi o. Julian. Czemu? Przetłumaczony przez dominikanina tekst został w znaczący sposób zmieniony. Okazuje się, że w Japonii przesłanie o Bożym Miłosierdziu jest przyjmowane z oporami. – Gdy Jan Paweł II kanonizował s. Faustynę, ustanowił jednocześnie Święto Bożego Miłosierdzia. Komisja liturgiczna Episkopatu Japonii Niedzielę Miłosierdzia Bożego nazwała jednak Niedzielą Bożej Łaskawości – wyjaśnia o. Różycki. – Również redaktor, o. Karol, pozamieniał w przetłumaczonym tekście słowo „miłosierdzie” (awaremi), na „łaskawość” (itsukushimi). Tłumaczyłem, że s. Faustyna używała różnych terminów – miłosierdzie, dobroć, łaskawość, litość – i nie można ich swobodnie zamieniać. Jest to niewierność wobec oryginału; grozi odejściem od istoty przesłania świętej. Niestety, tłumaczenia nie pomogły. W japońskim „Dzienniczku” słowa „miłosierdzie” prawie nie ma... O. Julian napisał nawet do Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów w sprawie wpłynięcia na zmianę nazwy japońskiego Święta Bożej Łaskawości na Święto Bożego Miłosierdzia. – Zrobiłem wszystko, co mogłem. Teraz trzeba czekać. To jest sprawa samego Pana Jezusa – mówi ze spokojem.

Dodaje przy tym, że istnieją jeszcze dodatkowe niuanse związane ze słowem awaremi, które może być pisane na dwa różne sposoby – przy jednym z nich oznacza miłosierdzie w sensie poruszenia serca, przy drugim litość. Dlaczego miłosierdzie budzi w Japonii takie opory? – To sprawa ich kultury. Z jednej strony charakterystyczna jest dla niej postawa dobroci, życzliwości, łagodności – wyjaśnia misjonarz. – Nasza polska kultura wydaje się bardzo szorstka w porównaniu z tamtą. Japończyk do nieznanego człowieka, np. w pociągu, w sklepie, odnosi się z najwyższą grzecznością. Wydaje się, że chrześcijańskie przykazanie miłości bliźniego ci ludzie mają we krwi. Jednak z drugiej strony Japończykowi trudno przyjąć stan zależności od kogoś, sytuację, w której ktoś czułby wobec niego litość.

O. Julian tłumaczy, że awaremi wyraża ludzką nicość przed Bogiem, zależność od Niego, fakt, że wszystko mamy z Bożego Miłosierdzia. Tymczasem Japończyka cechuje specyficzna duma. Chce polegać sam na sobie, nie wyciąga nigdy ręki po darmową pomoc, nie chce sprawiać innym swoją osobą kłopotu. – Do naszego klasztoru we Wrocławiu czasem przychodzi ktoś z prośbą o wsparcie. Tam, jeśli już przyjdzie ktoś ubogi, to raczej zapyta, czy może posprzątać trawnik albo umyć okna. I jeszcze postawi wymagania, jakich mu szmatek potrzeba, żeby porządnie umyć szyby – wspomina o. Różycki. I dodaje, że dla mieszkańców Dalekiego Wschodu chrześcijaństwo z wielu powodów może być trudne do zrozumienia. W Azji zasadniczo Bóg nie jest pojmowany jako osoba, lecz rodzaj energii, siły. Niełatwo zrozumieć np. chrześcijańskie spojrzenie na grzech, jeśli o Bogu nie myśli się jako o osobie.

Wśród trudności w przeżywaniu spotkania z Chrystusem jest i ta, że dla Japończyków bogiem jest praca. Przykładowo, mimo że w okolicach Wrocławia mieszka nieco przybyszów z Dalekiego Wschodu i prawdopodobnie są wśród nich katolicy (choć pewnie więcej jest protestantów), nie garną się do kościoła, do sakramentów. Ojciec pamięta raptem jednego Koreańczyka, który skorzystał u niego ze spowiedzi. – Przyjście na Eucharystię to dla nich odrywanie się od pracy – mówi. – W Japonii pół procenta ludzi jest ochrzczonych, a wśród nich tylko 1/3 uczestniczy w niedzielnej Mszy św.

Przyjaciołom z Azji

Kiedy Japonię dotknęła katastrofa związana z trzęsieniem ziemi, tsunami i wybuchem elektrowni atomowej, w Polsce zawiązała się nieformalna grupa katolików, którzy chcą nieść duchową pomoc mieszkańcom dalekiego kraju. Wszystko zaczęło się od Beaty Pyszyńskiej, która najpierw zatroszczyła się o pomoc żywnościową dla dotkniętych kataklizmami ludzi. Później postanowiła szerzyć ideę modlitewnego wspierania Japończyków. O. Julian został duchowym opiekunem grupy, a pewien informatyk z Wrocławia stworzył portal, który jest platformą spotkania osób chętnych do włączenia się w inicjatywę. Pomocą całej sprawie służy japonistka dr Agnieszka Żuławska-Umeda. Przed laty o. Julian otrzymał od japońskich przyjaciół wspomniany „bukiet” duchowych darów dla Polski. 8 maja 1982 r. podarował go – w postaci tabliczki owiniętej w kwiecistą chustkę (tzw. froshiki) – Janowi Pawłowi II. Wspominając tamto wydarzenie, na jego 30. rocznicę przypadającą 8 maja 2012 r., grupa Polaków chce przygotować podobną „wiązankę”. Więcej o tej inicjatywie i działaniach przyjaciół Japonii można przeczytać na www.modlitwazajaponie.xaa.pl.