Cztery pory roku

Karol Białkowski; GN 15/2012 Wrocław

publikacja 16.04.2012 05:56

Do prowizorycznej „przychodni” zorganizowanej w kaplicy przyszło kilku Jezusów, siostry: Fatima, Lourdes i Guadalupe, cała „święta rodzina” oraz wiele innych. Czworo lekarzy z Polski przez cały marzec zapewniało opiekę medyczną w okolicach Guarambaré w Paragwaju.

Cztery pory roku Agnieszka Jalowska/ GN Najczęściej gabinetami lekarskimi w terenie stawały się kaplice.

Paragwaj to kraj kontrastów. Nazwy prawie każdej miejscowości mają swoje źródło w chrześcijaństwie. Stolica kraju, Asunción, to Wniebowzięcie, jedno z większych miast, Encarnación – Wcielenie. „Świętych” miast jest tam na pęczki. Z drugiej strony władze państwowe w pakiecie z opieką medyczną rozprowadzają środki antykoncepcyjne, które mają pomóc regulować poczęcia i zmniejszyć liczbę dzieci.

Ponad limit

– Pomysł zrodził się dwa lata temu. Już w ubiegłym roku do Paragwaju wyruszyła pierwsza misja, a tegoroczna jest kontynuacją – mówi Agnieszka Jalowska, wrocławski członek ekspedycji. Jest lekarzem pediatrą, na co dzień pracuje w Klinice Pediatrii i Chorób Infekcyjnych na ul. Bujwida. Wszystko zaczęło się w momencie, gdy posługujący w Ameryce Płd. franciszkanin, o. Grzegorz, podczas urlopu w Polsce zwierzył się swojemu przyjacielowi, że w jego parafii potrzebna jest pomoc medyczna. Wkrótce znaleźli się sponsorzy i medycy, którzy wyruszyli w podróż. Jak przyznaje A. Jalowska, do śląskiej grupy lekarzy dołączyła trochę przez przypadek. Gdy jednak dostała propozycję wyjazdu, nie zastanawiała się długo. – Na ten wyjazd wykorzystałam swój cały urlop wypoczynkowy, ale warto było. Odkryłam, ile szczęścia jest w bezinteresownym pomaganiu potrzebującym – mówi.

Guarambaré jest oddalone o 40 km od stolicy Paragwaju. Cały plan działania był przygotowany przez polskie siostry elżbietanki posługujące w parafii razem z polskimi franciszkanami. – Siostry założyły tam specjalny dom dla dzieci ze świetlicą i kuchnią oraz dobrze wyposażoną przychodnią. Brakowało tylko lekarza – opowiada A. Jalowska. Stąd pomysł na sprowadzenie chętnych do pomocy medyków. Nie oznacza to, że ludzie są pozbawieni opieki zdrowotnej, gdy lekarzy z Polski nie ma, ale jej standard jest dużo niższy niż w naszym kraju. – Miałam różne wyobrażenia o moim wyjeździe. Zastanawiałam się, czy to ma sens. W ciągu miesiąca nie da się przecież zmienić ludzkiego losu. Zrozumiałam jednak, że nasz przyjazd wniósł bardzo wiele w relacje misjonarzy z Paragwajczykami – mówi.

Wraz z pracą medyczną postępowała ewangelizacja. Posługa wolontariuszy polegała na przyjmowaniu pacjentów w przychodni sióstr, która w końcu miała cztery pełnowymiarowe etaty. Mogli tam przychodzić wszyscy chętni. – Robiliśmy USG, EKG, stawialiśmy diagnozy, które czasem zmieniały bieg choroby naszych pacjentów. Dojeżdżaliśmy też do potrzebujących z biednych dzielnic – opowiada wrocławska wolontariuszka. Według obliczeń, dziennie na jednego pediatrę przypadało ok. 50–60 dzieci. Limity NFZ wyczerpane... 300 proc. normy.

Od ciała do ducha

Wszędobylska próchnica, pasożyty i chorobowe zmiany skórne... – dzieci w Paragwaju są bardzo zaniedbane. – Takim dramatycznym przykładem był maluch, który kilka dni wcześniej skaleczył się w palec u nogi. Rana ubłocona, duża opuchlizna, jeszcze kilka dni i konieczna byłaby amputacja. Na szczęście byliśmy na miejscu – mówi Agnieszka. Zwraca przy tym uwagę, że tam nikogo takie rzeczy nie wzruszają. Wynika to z ubóstwa materialnego, ale też mentalnego. Ciężko zrozumieć Paragwajczykom, że coś można zmienić, że można dbać o zdrowie. Zdecydowanie bardziej pozytywnym wspomnieniem jest badanie... Jezusa. – Za pierwszym razem, gdy chłopiec się przedstawił, moje serce zaczęło mocniej bić. Tam to imię jest bardzo powszechne (z hiszp. Hesus – przyp. red.) – dodaje z uśmiechem A. Jalowska. Innym razem do pani doktor przyszła rodzina, w której oprócz Jezusa była Maria i Józef – cała „święta rodzina”.

Motywy chrześcijańskie są wszechobecne. Ludzie też bardzo chętnie pokazują na zewnątrz swoją wiarę. – Kościół jest niezwykle żywy i energiczny. Religijność Paragwajczyków jest bardzo ekspresyjna, choć nie zawsze przekłada się na życie. Jeden z misjonarzy opowiadał nam o mężczyźnie, który w niedzielę czytał na nabożeństwie Pismo Święte, a na co dzień prowadził dwa domy publiczne – zwraca uwagę wolontariuszka. – To jest właśnie obszar pracy ewangelizacyjnej. Ta wiara musi się pogłębiać. Oni muszą zacząć nią żyć, a nie tylko ją wyrażać.

Koronka w buszu

– To, że nasza posługa ma coś z miłosierdzia, uświadomiłam sobie podczas pobytu w... Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Aregua – mówi A. Jalowska. Przesłanie s. Faustyny Kowalskiej dotarło nawet do Paragwaju i zapuszcza korzenie. Aregua to placówka misyjna, w której również posługują polscy franciszkanie, a wraz z nimi siostry franciszkanki z Czech. W planach jest wybudowanie całego kompleksu, który będzie nosił nazwę Centrum Miłosierdzia Bożego. Już teraz zakonnice prowadzą w tym miejscu placówkę dla dzieci. Każdego dnia zwożą je nawet z głębokiego buszu. – Dzięki wytężonej pracy misjonarek nie są one zostawione same sobie. Mogą się wspólnie bawić i uczyć – zwraca uwagę wolontariuszka. Oczywiście podczas pobytu w Aregua przebadano wszystkie dzieci i mieszkańców pobliskich osad.

– Wielkim i pięknym doświadczeniem jest pomagać komuś zupełnie bezinteresownie, a w zasadzie nawet do tego dokładając – mówi o swoich duchowych przeżyciach A. Jalowska. Dodaje, że podczas swojego pobytu w Paragwaju każdego wieczoru zasypiała z poczuciem spełnienia. Ważne były również możliwość korzystania z codziennej Eucharystii i przebywanie wśród sióstr zakonnych. – To sprawiło, że przeżyłam niesamowite wielkopostne rekolekcje – wyznaje. Znaczącym owocem wyjazdu jest również refleksja, że właściwie mechanizmy nieszczęść i biedy ludzkiej na całym świecie są takie same. – Polega to na tym, że mało ludzi ma dużo, a wielu ludzi nie ma prawie nic – podsumowuje Agnieszka i zapewnia, że chciałaby w kolejnych latach wrócić do Paragwaju, by dalej posługiwać potrzebującym.

– Tam cały czas potrzeba rąk do pracy – mówi. – Poza tym Paragwaj to po prostu piękny kraj. Oprócz duchowych i medycznych przeżyć wolontariuszka zyskała też inne doświadczenia. W ekspresowym tempie można na przykład zobaczyć kilka pór roku. – Z Polski wyjechałam zimą, a wróciłam wiosną. Będąc w Ameryce Południowej, przeżyłam przełom lata i jesieni. Ten rok mam już chyba pod tym względem zaliczony – śmieje się.

W tego typu akcjach zawsze ważne jest wsparcie sponsorów i ludzi dobrej woli. Wszystkich, których interesuje pobyt lekarzy w Paragwaju, zachęcamy do odwiedzenia strony www.to-misja.pl. Można tam znaleźć dokładne relacje z każdego dnia wyprawy, obejrzeć zdjęcia oraz zasięgnąć informacji, jak można wspomóc kolejne misyjne wyjazdy.