W Jego ranach nasze zdrowie

Grzegorz Brożek; GN 8/2012 Tarnów

publikacja 12.04.2012 06:51

Za komuny po chleb w piekarni stały olbrzymie kolejki. Dziś stoją podobne. W kościołach po błogosławieństwo w czasie nabożeństw o uzdrowienie i uwolnienie. Czyli też w pewnym sensie po pokarm, tyle że duszy.

W Jego ranach nasze zdrowie Marian Kostrzewa/ GN Brzesko. Do modlitwy z włożeniem rąk ustawiają się długie kolejki.

Ostatni piątek miesiąca w Brzesku i „u Kazimierza” w Nowym Sączu. Poza tym w Tarnowie-Mościcach i na tarnowskim Rzędzinie. W inne dni także w Niskowej i być może w paru innych miejscach raz w miesiącu kościoły zapełniają się wiernymi, którzy modlą się, prosząc o uzdrowienie. – Odkryłam, że całkowite zawierzenie Bożemu miłosierdziu rodzi głęboki pokój w sercu i zdrowy dystans do problemów codzienności. Dzisiaj potrafię podziękować Bogu nawet za trudności – wyznaje Katarzyna. – Dzięki modlitwie rzuciłam palenie, bo zniewolenie jest wtedy, gdy czynimy rzeczy, których nie chcemy robić. Uświadomiłam sobie to z mocą i powierzyłam tę sprawę Jezusowi – dodaje. Czasem uczestnicy są świadkami spektakularnych wydarzeń: fizycznych uzdrowień, spoczynków w Duchu, etc. – To się może zdarzyć, ale nie jest istotne. Najważniejsze jest uzdrowienie duchowe – przypomina ks. Janusz Faltyn, prowadzący nabożeństwa w sądeckiej par. pw. św. Kazimierza. Zaczynają Mszą św., potem jest adoracja Najświętszego Sakramentu, procesja z Jezusem Eucharystycznym po kościele, indywidualne błogosławieństwa z włożeniem rąk i modlitwa o uzdrowienie. – Cały czas kilku kapłanów spowiada w konfesjonale. Ludzi bywa tylu, że modlitwa z nakładaniem rąk trwała ostatnio całą godzinę, a posługiwało czterech księży – dodaje ks. Faltyn.

Nie chodzi o „cuda

Formy, które się praktykuje, nie są niczym nowym; w arsenale środków Kościoła dostępne są od wieków. Mimo wszystko forma nabożeństw o uzdrowienie i uwolnienie rodzi u niektórych pewne kontrowersje. Także wśród duchowieństwa. Bywa, że nie zawsze szczytna idea znajduje dobrych realizatorów. Czasem też uczestnicy nabożeństw biorą w nich udział z niewłaściwym nastawieniem. Przed paru laty do Zakliczyna przyjeżdżał zakonnik, który prowadził tam modlitwy o uzdrowienie, na które zjeżdżały tłumy nieraz z bardzo daleka. – Byłam, widziałam i drugi raz tam nie pojechałam. Słyszałam, jak ludzie mówili, że uzdrowiciel przyjeżdża, niektórzy z nich przybywali wprost po „cuda”. Z takim nastawieniem dość łatwo było niektórym ludziom z sakramentaliów, jakimi są poświęcona woda, sól czy olej, czynić przedmioty magiczne, wierzyć, że sól rozsypana w kątach domów chroni od Złego etc., a takie rozumienie to już magia, bałwochwalstwo – mówi tarnowianka Anna Szatko, która od kilku lat uczestniczy w nabożeństwach w Brzesku. Z religijnego wydarzenia, jak się wydaje, uczyniono „ludową medycynę”. – W Brzesku, a wiem, że gdzie indziej także, kapłani odpowiedzialnie traktując posługę uwalniania, dokładnie tłumaczą ludziom jej sens i istotę – dodaje pani Ania.

Pokój duszy

O co chodzi? Spowiedź św. gładzi grzech, odpuszczona zostaje kara doczesna, ale skutki grzechu zostają. Obrazowo: jak ktoś przepił majątek i poszedł do spowiedzi, to grzech można odpuścić, ale człowiek pozostaje biedny. Po spowiedzi nadal żyjemy z bagażem doświadczeń, czasem smutnych i dramatycznych, zmagamy się z pokusami. – Jeśli człowiek łatwo się irytuje czy złości, jest niespokojny, nie potrafi rozmawiać z bliskimi, ma dręczące myśli, to prawdopodobnie potrzebuje wewnętrznego uzdrowienia. Ludzie mają rany, uprzedzenia i zły duch na tym buduje, kiedy drażni te sfery, bo ich rozwinięcie może prowadzić do grzechu, a o to szatanowi chodzi. Można to uleczyć. Owocem działania Ducha Świętego jest pokój; jak nie mam pokoju wewnętrznego, to być może coś we mnie go blokuje – dodaje ks. Werner. Podkreśla przy tym, że jeśli mówimy o uzdrowieniu, to podstawowe jest uzdrowienie duchowe, czyli spowiedź św. i odbudowanie relacji z Panem Bogiem. – Dopiero potem możemy mówić o uzdrowieniu psychicznym, emocjonalnym, uzdrowieniu relacji z ludźmi, bo jak jestem pogodzony z Bogiem, to lepiej układają się relacje z ludźmi. Na samym końcu może wreszcie nastąpić uzdrowienie fizyczne, które w tym wszystkim jest najmniej ważne – tłumaczy ks. Wojciech.

Jedni za drugich

Anna Szatko przyznaje, że w jej przypadku wewnętrzny pokój jest owocem uczestniczenia w modlitwach o uzdrowienie i uwolnienie. – Odkryliśmy z mężem na nowo sakrament pokuty i pojednania i teraz nigdy nie odkładamy spowiedzi na później, na święta, ale regularnie się spowiadamy. Nauczyliśmy się też błogosławić nasze dzieci, czynić na ich czołach znak krzyża, zaczęliśmy wiarę odkrywać na nowo, regularnie czytać Pismo Święte – przyznaje. Siostra Janina Kowalska, szarytka z Piwnicznej, regularnie jeździ co miesiąc do Nowego Sącza. – Te spotkania modlitewne to wspaniałe doświadczenie wspólnoty Kościoła. Chętnie modlę się za innych i ta wspólna modlitwa wstawiennicza nad konkretną osobą, obojętnie, kim jest i z czym przychodzi do Jezusa, to dla mnie uzewnętrznienie prawdy, którą rozważamy w bieżącym roku duszpasterskim, że Kościół jest naszym domem, domem braci i sióstr w Chrystusie – mówi. Patrycja Osika pierwszy raz poszła z ciekawości, przez pocztę pantoflową. – Nic się nie wydarzyło. Po prostu byłam. Za drugim razem poczułam, jakby ktoś dotknął mojego serca. Było to dla mnie zaskoczenie – opowiada Patrycja.

Panie, to jest moje życie

– Najważniejsze to stanąć w prawdzie przed sobą i Bogiem, pozwolić Mu dotknąć swojego życia i swoich zranień, ale stanąć bez upiększania, bez dowodzenia Bogu, że jestem święty, bo chodzę czasem do kościoła w dni powszednie, a co dwa tygodnie do spowiedzi, ale stanąć przed Bogiem z całą bezradnością, z tym, że się często irytuję, że dręczy mnie wiele natrętnych myśli, że mam w sercu niepokój. Trzeba stanąć i powiedzieć Bogu: to jest moje życie. To początek uzdrowienia – przekonuje ks. Wojciech Werner.

Recepta na brak dobrobytu

Ks. prof. dr hab. Janusz Królikowski

– Posługa uwalniania ma przede wszystkim znaczenie zbawcze i ma służyć zbawieniu człowieka jako celowi jego życia. Celem wiary nie jest cieszenie się zdrowiem fizycznym, ale przede wszystkim zdrowiem duchowym, którego zwieńczeniem będzie osiągnięcie zbawienia. Zdrowie duchowe niewątpliwie przyczynia się także do lepszego samopoczucia psychicznego i cielesnego, ale te dziedziny życia nie są bezpośrednio celem oddziaływania religijnego, i nie taki cel posiada życie duchowe. Trzeba o tym pamiętać, tym bardziej że żyjemy w okresie „obsesyjnego poszukiwania terapeutycznego efektu religii”, jak zauważył kard. Gotfried Danneels. Stawianie na terapię za pośrednictwem religii prowadziłoby nie tylko do jej redukcyjnego traktowania, ale niejednokrotnie po prostu mogłoby stawać się źródłem nowego bałwochwalstwa, a więc mając służyć wyzwoleniu człowieka, mogłoby wywołać nową formę jego zniewolenia. Zdarza się, że ludzie nie chcą rozwijać życia duchowego, odbyć spowiedzi, a w odmówieniu nad nimi modlitwy o uwolnienie upatrują jedyną szansę na oddalenie od siebie wszelkich pokus. Byłoby to instrumentalnie traktowanie modlitwy. Podobnie jest w błędzie ten, kto myśli, że zasadniczą wartością są jakieś spektakularne wydarzenia, niezwykłe zjawiska, uzdrowienie fizyczne, „spoczynki w Duchu” itp. Podobnie trzeba się strzec magicznego traktowania sakramentaliów. Największe cuda dzieją się w sercu człowieka, a największym jest nawrócenie. Reasumując: spowiedź św., dobre uczynki, asceza, przy których, właściwie biorąc, ma pomóc modlitwa o uwolnienie i uzdrowienie, to jest recepta na to, co dziś nazywa się dobrobytem duchowym.