Krzyż Pański z relikwiami

Marcin Jakimowicz

„Wierzę, że Jezus wstał z grobu” – zawoła ktoś przed Całunem. No dobrze, a co dalej?

Krzyż Pański z relikwiami

Połknąłem w ciągu dwóch dni najnowszą książkę Janusza Rosikonia i Grzegorza Górnego „Świadkowie tajemnicy”.. I jestem pod wrażeniem…

Czy cesarzowa Helena dokopała się do autentycznych krzyży Chrystusa i dwóch łotrów? Skąd wiedziała, że to autentyczne krzyże z Golgoty?

W katedrze Notre Dame w Paryżu w każdy pierwszy piątek miesiąca o godzinie piętnastej odbywa się publiczne wystawienie relikwii czczonej od wieków jako Korona Cierniowa. Została ona sprzedana w 1239 roku królowi Francji św. Ludwikowi IX przez Baldwina II, młodego władcę Łacińskiego Cesarstwa Konstantynopola. Czy to ciernie, które raniły głowę najsłynniejszego Skazańca świata?

Które z gwoździ, przechowywanych w różnych kościołach świata, naprawdę przybijały ręce Jezusa do krzyża? A co z autentycznością tuniki z Argenteuil, Płotna z Oviedo czy sukni z Trewiru?

Górny i Rosikoń starają się odpowiedzieć na te pytania. Przez dwa lata jeździli po świecie dokumentując ślady Męki Pańskiej. Punktem wyjścia było założenie, że każdy człowiek pozostawia po sobie materialne ślady. – Trudno, by nie zostawił ich ktoś, kto wywarł największy wpływ na dzieje ludzkości. – wyjaśniają.

Milionom ludzi potrzebna jest taka wiara „na dotyk”. Wiara „z krwi i kości”. Przed Całunem w Turynie ustawiły się przed dwoma laty ponad dwa miliony ludzi. To jednak jedynie pierwszy krok, który nie zastąpi szczerego wyznania: „Ufam, Tobie”.

– To, że ktoś dotknie całunu czy chusty w Manoppello nie da mu tej wiary, do której wzywa nas Jezus w ewangelii – przypomina bp Grzegorz Ryś – Bo ta wiara jest zawierzeniem Bogu na słowo. W ciemno. Każdy z nas chciałby wiedzieć jak było z tym zmartwychwstaniem. A to nie jest istotne jak to było. Ważne jest to, co to znaczy dla mnie. Czy ja doświadczam Chrystusa żyjącego we mnie. To naprawdę znaczy więcej niż stwierdzenie przed Całunem: „Wierzę, że Jezus wstał z grobu”. No dobrze, a co dalej? Czy za tym idzie zawierzenie Jezusowi „na słowo” w to, że ci którzy płaczą, są ubodzy, prześladowani, cisi są… błogosławieni, czyli szczęśliwi? Że to Boży pomysł na szczęście?