Jego rany były prawdziwe

Ks. Tomasz Jaklewicz

Cierpienie Jezusa na krzyżu było czymś bardzo konkretnym. Konkretnym do bólu!

Jego rany były prawdziwe

O medycznej stronie męki Pańskiej rozmawiałem niedawno z prof. Władysławem Sinkiewiczem, kardiologiem z kliniki w Bydgoszczy (wywiad ukaże się w GN nr 13 na Niedzielę Palmową – od jutra w sprzedaży). Jest on autorem jedynej w polskiej literaturze medycznej analizy cierpień i przyczyn zgonu Jezusa. Kiedy prof. Sinkiewicz napisał pierwszy tekst na ten temat, obawiał się nieco reakcji swojego środowiska. Okazało się jednak, że artykuł spotkał się z wielkim zainteresowaniem lekarzy i został dobrze oceniony. Od paru lat prof. Sinkiewicz bywa zapraszany na prelekcje na temat medycznych aspektów Męki Pańskiej do różnych środowisk.

Przyznam, że przed wywiadem miałem pewne wątpliwości. Nieraz sam podkreślam na ambonie, że to nie cierpienie Jezusa nas zbawiło, ale Jego miłość. I konsekwentnie, kiedy adorujemy krzyż, to nie adorujemy bólu, umierania, ale miłość Boga okazaną ludziom w tak niezwykły sposób. Rozmowa z prof. Sinkiewiczem zmusiła mnie jednak do korekty myślenia. Owszem, istotą Krzyża jest miłość, ale ta miłość kosztowała Jezusa bardzo, bardzo wiele. I o tym też trzeba pamiętać. W tym sensie Mel Gibson miał rację, że w filmie „Pasja” w tak dosłowny sposób zilustrował cierpienia Jezusa. Tego nie da się oglądać, to jest tak okrutne. Ale prawda jest taka, że tak właśnie było. Śmierć na krzyżu uchodziła w starożytności za jedną z najbardziej przerażających tortur, głównie dlatego, że była agonią w potwornym bólu, rozciągniętą w czasie. Jeśli pomyślimy jeszcze o biczowaniu, korowaniu cierniem, dźwiganiu krzyża… maluje się trudny do wyobrażenia obraz cierpień. Taka była cena naszego zbawienia. W przededniu Wielkiego Tygodnia warto sobie o tym przypomnieć, bo może czasem nasze rozważania Męki Pańskiej bywają za bardzo lukrowane, abstrakcyjne, jakby znieczulone.

I jeszcze jedna refleksja: kiedy usłyszałem o tylu rodzajach bólu wynikających z uszkodzeń ciała, naczyń krwionośnych, nerwów, kości…, pomyślałem sobie, że w sensie duchowym w Krzyżu Chrystusa mieszczą się wszelkie ludzkie rany. Wszystko, co nas boli (fizycznie, psychicznie, duchowo), boli i Jego. Nasze rany są jeszcze bardziej Jego ranami. Na krzyżu każde cierpienie ludzkie zostało przecierpiane przez Boga, zbawione. Jak pisze Izajasz: „w Jego ranach jest nasze zdrowie”. Te rany były prawdziwe, nie były metaforą.