Gdzie te ogrody?

Marcin Jakimowicz

„Opanuj Gniew”, „Rybnik – miasto z ikrą”, „Toruń – gotyk na dotyk”, „Malbork – Murowane Oczarowanie”. Da się?

Gdzie te ogrody?

Od kilku lat śledzę poczynania lokalnych władz wymyślających hasła promujące miasta, którymi zarządzają. Jest kilka strzałów w dziesiątkę, dewiz idealnie pasujących do „okoliczności przyrody”, historii i infrastruktury. Mój prywatny ranking najlepszych haseł promocyjnych polskich miast? Proszę bardzo:

1. Opanuj Gniew
2. Malbork – Murowane Oczarowanie
3. Rybnik – miasto z ikrą
4. Toruń – gotyk na dotyk
5. Bielsko-Biała – przeżyjesz dwa razy więcej

Świetnie brzmią też „Tarnów – polski biegun ciepła” czy „Bytom – energia kultury”. W rankingu najgorzej wypada moje rodzinne miasto. Miasto ogrodów. Bez ogrodów. Ilekroć zwracałem uwagę zaangażowanym w ten projekt, za każdym razem słyszałem opowieści o Nikiszowcu (zapraszam do odwiedzenia tej dzielnicy po 22! Wspomnienia na długo zapadają w pamięć), o odkurzonych projektach architektonicznych. A na koniec padało nieśmiertelne: „Pozwól ludziom marzyć”.
Pozwalam. Tylko dlaczego za każdym razem muszę tłumaczyć tłumiącym śmiech znajomym przejeżdżającym przez zalane betonem Katowice ideę miasta-ogrodu? Jest bardzo odległa od tego, co widzą między Superjednostką, Spodkiem a rozkopanym Rynkiem. A jeśli trzeba za każdym razem dorabiać do niej ideologię, to znaczy, że jest chybiona. Dlaczego o tym piszę? Bo kilka dni temu znajoma spod Nowego Sącza przejeżdżając przez Katowice zadała mi pytanie: Słuchaj, a właściwie dlaczego…