Miejsce osobne

GN 9/2012 Opole

publikacja 10.03.2012 07:00

Z ks. Romanem Hoszem, twórcą domu rekolekcyjnego „Droga Eliasza” w Jasionie, rozmawia Andrzej Kerner.

Miejsce osobne Andrzej Kerner/ GN Kaplica pw. Przemienienia Pańskiego w Domu Rekolekcyjnym „Droga Eliasza”. Klęczy ks. Roman Hosz.

Andrzej Kerner: Od 17 lat prowadzi Ksiądz tzw. weekendy ciszy, bazując na myśli i modlitwie Ojców Kościoła. Po co wracać do duchowości ludzi sprzed półtora tysiąca lat albo i starszej?

Ks. Roman Hosz: - Po co dbać o korzeń drzewa, które owocuje? Jeśli odetniemy pień, gałęzie i owoce od korzenia, to żywot drzewa będzie krótki.

Czy jest to duchowość tylko dla wybranych, dla głębiej żyjących modlitwą?

– Nie jest to duchowość zamknięta w przestrzeni i czasie w swoim pojmowaniu obecności Chrystusa. Jest to tradycja Kościoła. Kościół żyje dzięki temu, że oddycha dwoma płucami: słowem Bożym i tradycją. Każdy, kto czuje wartość Kościoła, kto w przestrzeni Kościoła buduje relację z Jezusem, prędzej czy później musi dotknąć tradycji. Po to, żeby to przeżywanie jedności z Chrystusem było mądre, nie chaotyczne, żeby szło w głąb.

Świat duchowy pierwszych wieków chrześcijaństwa, do którego Ksiądz nawiązuje podczas rekolekcji, to świat pustelników, mnichów. Co mogą powiedzieć współczesnemu człowiekowi?

– Myślę, że jesteśmy w bardzo podobnym punkcie historii, jak wtedy, gdy w pierwszych wiekach ogromna liczba ludzi szła na „miejsce osobne”. Pustynia, pustelnia, klasztor – forma ma tu znaczenie drugorzędne, istotą jest odejście na miejsce pozbawione szaleństwa świata – bez wyścigu szczurów, nienasyconego łaknienia nowości, pomnażania majątku, chaosu moralnego etc. Odejść, aby odnaleźć i zachować relację z Jezusem. Aby żyć Ewangelią – bo o to chodzi – człowiek musi w pewnym momencie podjąć decyzję odsunięcia się na bok od pędu, w jakim toczy się świat.

Ale człowiek świecki jednak wraca w ten świat, w nim płynie jego życie...

– Mądrość Ojców Kościoła nie polega na uciekaniu od ludzi i od problemów, ale na przebóstwieniu codzienności. Nie chodzi o miejsce życia, ale o jego styl. Tam, gdzie jestem, żyję, pracuję, mieszkam – tam jest moja pustelnia, moje odejście na pustynię, by być z Bogiem.

Apotaxis, haplotes, katharsis, apatheia, monologistos, hesychia i theosis – siedem greckich pojęć. Siedem duchowych kroków według Ojców Kościoła. Czy da się je krótko streścić?

– Da się, bo to proste pojęcia, choć każdemu z nich poświęcam czasem całe rekolekcje. Apotaxis – zdolność do wyrzeczenia, początek jakiejkolwiek drogi duchowej. Prawda o życiu i jego wartość nie tkwi w nadmiarze. Chodzi o takie posiadanie i korzystanie z rzeczy, by się nie przywiązywać do nich, aby uwolnić się od nadmiaru trosk i utrapień. Haplotes, czyli prostota – w zachowaniu, w sposobie mówienia, jedzenia, w relacjach z ludźmi, ale także prawość w postępowaniu, brak udawania i okłamywania. Zdolność do znalezienia radości życia w zwyczajności. Katharsis – oczyszczenie. Chodzi o szczególny rodzaj czystości wewnętrznej, niewinności serca, która jest jednością, niepodzielnością serca i umysłu. Apatheia – beznamiętność, niepoddawanie się namiętnościom. Zdolność zbudowania w sobie takiego stanu serca, aby nie rządziły mną samolubność i niekontrolowane pragnienia. Monologistos – modlitwa nieustanna, w ciągu wieków utożsamiona z Modlitwą Jezusową, czyli nieustannym powtarzaniem inwokacji: „Panie Jezu Chryste, Synu Boga Żywego, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem”. Z tym, że istotą nie jest powtarzalność słów, ale taki stan, w którym sam Duch Boży modli się w nas. Hesychia to wewnętrzny pokój, zamilknięcie, skupienie, uspokojenie, uciszenie serca. Nie chwila, przebłysk, moment olśnienia, fajerwerk duchowy, ale życie, które promieniuje światłem. Właśnie to wewnętrzne światło powodowało, że do ojców duchowych, pustelników lgnęli ludzie, przychodząc po słowo. Wreszcie – theosis, czyli przebóstwienie codzienności, które jest konsekwencją i zwieńczeniem wszystkich kroków. Czego się dotknę, to zawłaszczam na chwałę królestwa Bożego. Przestaje mieć znaczenie mój stan społeczny czy materialny, to, czy jestem rozumiany, chwalony lub nie. Jedyne znaczenie ma fakt, że przez każdy godziwy czyn życia mogę oddawać chwałę Bogu.

Ile czasu potrzeba na przejście tych siedmiu kroków?

– Całe życie, oczywiście. Nie są to kolejne stopnie czy szczeble wtajemniczenia. To nieustanny proces, poszczególne kroki się przeplatają, wzajemnie na siebie oddziałując. Jeżeli którykolwiek z nich w nas się rozwija, to wszystkie inne też się „podciągają”. Jeśli troszczę się, by w moim życiu było więcej prostoty, to i modlitwa staje się lepsza. Są bardziej filarami, które wyznaczają kierunek, niż punktami, do których się dochodzi. To styl życia, a nie zdobywanie kolejnych sprawności.

W wielu ruchach religijnych obiecuje się „szybkie” spotkanie z Jezusem, a Ksiądz mówi o drodze duchowej na całe życie…

– Żaden człowiek nie może obiecać drugiemu człowiekowi, że zapewni mu „szybkie” spotkanie z Chrystusem, bo przecież w spotkaniu człowiek–Bóg to Bóg ma pierwszeństwo działania. On wybiera czas i miejsce. Samo pojęcie spotkania jest zbyt szerokie – może się w nim zmieścić wszystko i nic. Natomiast wierząc, zawsze spotkamy Chrystusa w sakramentach świętych. To jest fundament. W krokach Ojców Kościoła nie chodzi więc o jakieś jeszcze cudowniejsze spotkanie Chrystusa, ale o jakie przysposobienie kondycji człowieka, aby nie zmarnował łaski, która wynika z tego spotkania.

Na rekolekcje czy weekendy pewnie przyjeżdżają ludzie mocno religijni?

– Zróżnicowanie jest wielkie. Gościmy osoby poszukujące, nawet dalekie od Kościoła, ale i głęboko zaangażowane, jak np. ojcowie duchowni seminariów, gościmy ludzi bardzo młodych, studentów, ale i osoby bardzo wiekowe. Mądrość Ojców w tradycji Kościoła jest tak wielka, że każdy znajdzie w niej coś, czego do tej pory nie odnalazł w doświadczeniu wiary.