Kilometry korytarzami

Teresa Sienkiewicz-Miś; GN 5/2012 Opole

publikacja 11.02.2012 07:00

Jest do dyspozycji każdego chorego w ciągu dnia i nocy. Jak lekarz dyżurny.

Kilometry korytarzami Teresa Sienkiewicz-Miś/ GN Każdego dnia ks. kapelan odwiedza swoich „parafian”

Do pracy przychodzi każdego ranka, razem z innymi pracownikami Szpitala Wojewódzkiego i Opolskiego Centrum Onkologii przy ulicy Katowickiej i Kośnego w Opolu. I tak jak lekarze i pielęgniarki rozpoczyna obchód pacjentów chirurgii, pulmonologii, ortopedii, zakaźnego, intensywnej terapii, dermatologii, stacji dializ, oddziału radowego, chemioterapii, onkologii, oddziałów wewnętrznych A i B, odwiedza intensywną terapię i anestezjologię. Ma sporo kilometrów do pokonania. Obchodzi wszystkie stanowiska, wszystkie łóżka, nie opuszcza nikogo. Jako pracownik służby zdrowia ma prawo wejść do każdego pokoju: – Serdecznie wszystkich witam, kto z państwa ma życzenie skorzystać z posługi duszpasterskiej i posługi sakramentalnej, a może ktoś chce ze mną porozmawiać, zapiszę i przyjdę po południu – mówi ks. dr Józef Tarnawa SJ, kapelan szpitalny.

Jest dyspozycyjny przez całą dobę. Gdy jest taka potrzeba, przychodzi wieczorem, także w nocy. Numer jego telefonu widnieje przy obu kaplicach, jest na dyżurkach. Codziennie oprócz czwartków odprawia Msze św. o godz. 18.00, na przemian w kaplicy na onkologii albo na wewnętrznym.

Szpitalna parafia
– Mam wspólnotę liczącą tysiące osób, ale po 27 latach pełnienia posługi kapelana wiele z nich znam, bo co jakiś czas pacjenci wracają do szpitala. I zarówno oni, jak i ja pamiętamy siebie, witamy się serdecznie, a ja zawsze pytam, czy zechcą korzystać z mojej posługi tak jak dawniej – mówi ks. Józef Tarnawa i kontynuuje: – Odpowiadają, że oczywiście. Proszą o spowiedź, o rozmowę, modlitwę. Panie pielęgniarki udostępniają pokój, żebyśmy mogli w ciszy porozmawiać, bo pacjenci są w różnych budynkach, na różnych piętrach i nie zawsze mogą przyjść do kaplicy. Jeżeli są leżący, spowiadam w pokoju, nachylam się nad pacjentem, inni chorzy często wychodzą. Jeżeli mówi, że jest za słaby, daję ogólne rozgrzeszenie, wzbudzam żal, postanowienie poprawy i tak zwaną dyspozycję duchową do tego, by przyjął Komunię świętą, którą staram się poprzedzić sakramentem namaszczenia chorych. W poważnej chorobie nie należy tego odkładać, nie trzeba czekać do chwili granicznej.

W miarę lat nabieram doświadczenia zarówno w kontaktach z chorymi, jak i z ich rodzinami. Rzadko się zdarza, żeby rodzina prosiła księdza o udzielenie sakramentu chorych. To ja czuję się w obowiązku, żeby być osobą towarzyszącą tego człowieka. Moje wieloletnie doświadczenie każe mi przygotować duchowo pacjenta i udzielić mu sakramentu. Tym bardziej że sakramentu namaszczenia chorych można udzielać kilkakrotnie – uzasadnia kapelan, który od początku prowadzi księgę osób przyjmujących sakrament namaszczenia. Rocznie jest ich około 2200, a osób, które spowiada i udziela im Komunii św., jest kilkakrotnie więcej.

Jak pomóc?
Ksiądz kapelan często odwołuje się do swoich wieloletnich doświadczeń, które nauczyły go cierpliwości, życzliwości, tolerancji. Szanuje przekonania każdego, spotyka osoby niewierzące, obojętne, zagubione, wątpiące. Nie przeszkadza mu to w życzliwych kontaktach z ludźmi o odmiennych poglądach. Próbuje mimo wszystko szukać drogi dotarcia do duszy każdego człowieka. – Przecież człowiek cierpiący, jak podkreślał Jan Paweł II, stoi w samym centrum uwagi i troski Kościoła, stanowi jedną z jego „najważniejszych dróg”. Choroba jest tragedią, nieszczęściem, wyrywa człowieka z naturalnego życia. Chory boi się, nie wie, jaki będzie wyrok, czy ma ustawiać się do życia pozytywnie, czy jego życie powoli się kończy. Ciągłe obawy, ciągłe lęki, stresy rodzą bunt.

Już pierwsze przyjście do szpitala z własną chorobą napawa buntem, bo człowiek nie jest stworzony, by cierpieć, chorować, lękać się o przyszłość każdego dnia, żyć stresami, ale po to, żeby cieszyć się życiem jako darem Bożym i błogosławieństwem, rozwijać swoje życie, zdolności, talenty, szukać szczęścia na drogach ludzkiego powołania. Nagle wszystko się przed nim zamyka, on widzi tylko czarną ścianę, zaczyna się buntować. Przychodzą załamanie, depresja, oscylowanie między nadzieją a rozpaczą. Są różne sposoby pomocy, ale jest to trudne, bo każdy człowiek jest inny – mówi ks. dr Józef Tarnawa. – Jak mu pomóc? Trzeba ogromnej mobilizacji jego duchowej strony, jego psychiki – opowiada, wyjaśniając: – A wiara może być fundamentem, na którym można budować nadzieję. Rzecz w tym, że my musimy cały czas tę nadzieję utrzymywać, budować i tworzyć przed chorym obrazy rzeczywistości pogodnej, radosnej. Jest to możliwe tylko wtedy, gdy jest klimat zaufania: zaufania do Boga, do lekarzy, do personelu, do rodziny, która go kocha, i do wszystkich osób towarzyszących.

Rodzina ma niezwykle ważny wpływ na sposób życia i zachowania człowieka, gdy on żyje na rozdrożu, w wielkiej niepewności, gdy nie wie, co będzie dalej, kto mu pomoże. Jeżeli jest wierzący, to liczy się z pomocą Boga, ale równocześnie liczy na naturalną pomoc od rodziny, lekarza i personelu. Widzę, jak bardzo duży wpływ na stan chorego ma lekarz, jego zrozumienie, serdeczny kontakt z pacjentem.

Jesteśmy wspólnotą
– Jest między nami bardzo przyjazna atmosfera. Nie ma lekarza, który by się nie ukłonił, nie zagadnął, bo my w naszej służbie codziennie się widzimy, wspieramy, gestem, uśmiechem, zrozumieniem. Pacjenci, widząc i czując tę naszą współpracę, mają większy szacunek dla całej kadry, także dla kapelana. Z mojej posługi duszpasterskiej korzystają lekarze, pielęgniarki, spowiadają się, uczestniczą we Mszy św., proszą, żebym ochrzcił ich dzieci. Wiedzą, że zawsze jestem do ich dyspozycji i chyba czują moją życzliwość, a ja ich rozumiem, bo wiem, jak ciężko pracują, jak nieustannie się kształcą, dbają o pacjentów. Radością jest praca w takiej wspólnocie.

27 lat posługi kapelana
Ks. Józef Tarnawa SJ wstąpił do Zakonu Towarzystwa Jezusowego w 1961 roku. Święcenia kapłańskie przyjął 31 sierpnia 1971 roku; śluby zakonne złożył 22 kwietnia 1980 roku. Przez kilkanaście lat pracował w jezuickich parafiach: w Nowym Sączu, w Starej Wsi, w Wambierzycach. W roku 1985 został przeniesiony do jezuickiej parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Opolu, aby objąć funkcję kapelana szpitalnego. Jest autorem wielu publikacji, w tym trzech książek: „Katecheza o cierpieniu i umieraniu w nauczaniu Jana Pawła II ” (dysertacja doktorska), WAM , Kraków 2002; „Cierpienie, umieranie, nadzieja” WAM , Kraków 2003, „Wiara pomogła mi żyć. Świadectwa dotkniętych chorobą oraz osób im pomagających” WAM , Kraków 2011.