Chodzące duchy odzyskują twarze dzieci

Krzysztof Błażyca

Samochód zakupiony dzięki akcji "Małego Gościa" służy w Zambii jako bus, karetka, karawan. A Dom Nadziei się rozwija, czytamy w raporcie przesłanym naszej redakcji.

Chodzące duchy odzyskują twarze dzieci

68 chłopców zabranych z ulic Lusaki przewinęło się w 2011 r. przez Dom Nadziei, prowadzony przez brata Jacka Rakowskiego. Raport z działalności ośrodka, wspartego w 2010 r  przez czytelników "Małego Gościa Niedzielnego" w ramach akcji "Samochód za grosze" trafił właśnie do naszej redakcji.

Pochodzący z Krajenki misjonarz ze zgromadzenia Ojców Białych od ośmiu lat od świtu odwiedza slamsy zambijskiej stolicy, ufnie przyjmowany przez młodych, którym ulica wydała się być namiastką lepszego życia. I choć tylko niektórzy z nich decydują się opuścić ponure zaułki "Devil Street", to ci, którzy zaryzykowali wychodzą na prostą - choć to  proces trwający latami .

Niestety zmniejsza się średnia wieku chłopców odnajdywanych na ulicy. W 2011 r. do ośrodka trafiło m.in. dwóch sześciolatków, jeden ośmiolatek i kilku chłopców pomiędzy 9-11 lat. Z spośród 68 wychowanków ośrodka, 37 uciekało z powrotem na ulicę. Do rodzin wróciło 24 chłopców, wciąż mogąc liczyć na  wsparcie w edukacji.

Rozwija się współpraca Domu Nadziei z ośrodkiem pomocy społecznej, wydziałem policji ds. ochrony dzieci i organizacją ds. migrantów. Doszło do kilku spraw sądowych. Na ulicy najmłodsi padają ofiarami gwałtów, dochodzi do aborcji, samobójstw, morderstw. Ofiary mają 10 -13 lat. Misjonarz kilkakrotnie zajmował się organizowaniem pogrzebu ofiar ulicznych dramatów. "Na dziś nasza pomoc ogranicza się do transportu ciał do kostnicy, uzyskaniu dokumentacji, poinformowaniu rodziny". Dodaje, że "na ulicy pogrzeby stają się formą społecznej rozrywki".

Miniony rok  pozwolił na rozbudowę Domu Nadziei, dzięki pomocy osób prywatnych i organizacji pozarządowych z różnych krajów. Ośrodek obecnie jest w stanie zapewnić optymalne warunki 50 chłopcom (gdy trwała akcja "Małego Gościa" kilkunastu spało na podłodze z braku łóżek). Remontu wymaga wciąż łazienka, sanitariat, potrzeba pralek. Miejscowy megastore dwa razy w tygodniu dostarcza artykuły spożywcze.  

Od kwietnia do grudnia 2011 r. w poszukiwaniu rodzin chłopców misjonarz przejechał 27 tys. km. "Z powodu braków finansowych, wiele razy jesteśmy zmuszeni do przełożenia ważnych projektów, jak "Family tracing programm" czyli zapoznania się ze środowiskiem rodzinnym nowoprzyjętego dziecka. To daje lepsze szanse na podęcie pełnej rehabilitacji, ukazując sytuację dziecka na tle rodziny".

Ale jako, że brat Isaac, jak go nazywają na ulicy, to człowiek pogodny, więc ponad brakami z jakimi boryka się Dom Nadziei podkreśla: "Patrzymy z ufnością w przyszłość naszego ośrodka, który stał się prawdziwym domem niosącym nadzieję młodym zagubionym w zaułkach zambijskiego podziemia. I za każdy ich uśmiech dziękujemy Bogu. Za ich hałaśliwe gry i kłótnie, które wypełniają nasz zatłoczony wspólny domu. Zaledwie kilka miesięcy temu przypominali chodzące duchy, teraz mogą znów cieszyć się dzieciństwem.  Wierzymy że to Jego dzieło".

Bieżące wydarzenia wokół Domu Nadziei nie wymagają komentarza w słowach. Rozpowszechniania takich treści - nigdy za wiele! "Rób co możesz, za pomocą tego co masz, tam gdzie jesteś" - to motto ośrodka i zarazem zaproszenie.

Dom Nadziei na: http://www.facebook.com/pages/St-Lawrence-Home-of-Hope/224173332793

Film o pracy brata Jacka Rakowskiego na ulicach Lusaki:

wiara Lusaka - dzieci ulicy