publikacja 09.02.2012 00:15
Na początku był ogród Eden, ale na końcu będzie miasto – wyjaśniają mnisi ze Wspólnot Jerozolimskich. Dlatego od dwóch lat modlą się tuż przy warszawskiej Żylecie.
Jakub Szymczuk
„Miasto, masa, maszyna”. Nie! „Miasto, milczenie, modlitwa” – poprawiają mnisi
Powracają obrazy. Tory. Peron. Rozkład jazdy. 10 kwietnia 2007 r. Rozpędzony ekspres do Warszawy. – Nie boję się tego, co małe – wyjaśnia siedzący w przedziale założyciel wspólnoty ojciec Pierre-Marie Delfieux. – Drożdże w cieście są też małe, a Jezus zapewnił, że taki zaczyn wystarczy, by wyrosło ciasto. Widzę tylko jeden problem: zaczyn musi być prawdziwy. Historia pokazuje jasno: jeśli chrześcijaństwo nie promieniuje, to nie dlatego, że napotyka w świecie opór, ale dlatego, że zabrakło mu gorliwości i świętości. W przedziale mniszki i mnisi w błękitno-białych habitach. Pędzimy do stolicy. Na rekonesans.
6 kwietnia 2010 r. „Miasto, masa, maszyna” – wołali poeci Awangardy Krakowskiej. „Miasto, milczenie, modlitwa” – poprawiają mnisi ze Wspólnot Jerozolimskich. Właśnie rozpakowują walizki. Między stadionem Legii a rozpędzoną Trasą Łazienkowską będą tracić czas dla Boga.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.