publikacja 09.02.2012 07:00
Śmierć męża dla każdej z nich wydawała się bardziej końcem jakiegoś rozdziału niż początkiem. Konsekracja zmieniła tę optykę. Pomogła przekuć złe doświadczenia w dobro.
Agnieszka Małecka/ GN
Pierwsza uroczystość konsekracji w naszej diecezji odbyła się w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia 28 października 2006 roku
Upłynęły dwa lata, odkąd w płockiej katedrze śluby czystości, ubóstwa i posłuszeństwa złożyła kolejna, jak dotąd ostatnia, grupa wdów, przyjmując znaki konsekracji: krzyż, brewiarz i obrączkę. Dołączyły w ten sposób do grona dziewięciu poprzedniczek; w sumie w płockiej diecezji przyjęło konsekrację 13kobiet (w tym dwie są w innej diecezji). Wszystkie panie musiały spełnić podstawowy warunek, to znaczy małżeństwo każdej z nich, zakończone śmiercią męża, było jedyne i miało charakter sakramentalny. Natomiast ile osób, tyle doświadczeń i dróg dochodzenia do stanu konsekrowanego wdowieństwa, w którym kobieta staje się „wolna dla Boga”.
Najstarsza w tym gronie Janina Wikło wyznaje, że przez konsekrację Pan Bóg dał jej najlepsze, co mogło ją spotkać. Wdowy przyznają, że nie brak w ich życiu zwyczajnych goryczy i cierpienia, ale nad tym wszystkim góruje doświadczenie, że Bóg jest blisko i wyprowadza z trudnych sytuacji. Chociaż bardzo różnią się od siebie, łączy je więcej, niż mogą przypuszczać.
To działa!
Życie wdowy konsekrowanej toczy się w domu, w pracy, wśród bliskich, słowem w świecie, do którego należała przed konsekracją. Ale już nie w takim stopniu dla świata jak przedtem. Jej podstawowa misja – modlitwa – ustawia wyraźnie nową hierarchię wartości. – Gdy był mąż, trzeba było niejako przypodobać się jemu, teraz staramy się przypodobać Panu Bogu. Codziennie rano pytam więc: Boże, czy to moje życie Tobie się podoba? Jak mam wykorzystać ten dzień, by był on na Twoją chwałę, a nie na moją? – opowiada Danuta Opalińska, która przyjęła konsekrację 2 lata temu. 30 lat spędzonych z mężem w Ruchu Domowego Kościoła było czasem, gdy modlitwy w jej życiu nie brakowało, ale wdowieństwo sprawiło, że bardziej potrafi polegać na Bogu. – Wszelkie problemy człowiek rozwiązuje na modlitwie. Dostaję czasem bardzo konkretne odpowiedzi – przyznaje.
Im więcej usłyszy się świadectw tych kobiet, tym wyraźniej widać, że intencje ich wykraczają zwykle poza wąski zakres własnych pragnień. Ich rozmowa z Bogiem ma rozwijać się w kierunku, gdzie ogarnia się potrzeby wszystkich chrześcijan. Może właśnie dlatego bywa tak skuteczna, bo ma szeroki horyzont. – Moja modlitwa staje się modlitwą całego Kościoła. Proszę teraz nie tylko w swoich osobistych intencjach, ale też za chrześcijan odłączonych, prześladowanych, za ojczyznę, duchowieństwo, słowem za sprawy ważne dla Kościoła powszechnego i świata – mówi Maria Owsik, która przyjęła konsekrację 5 lat temu. Dodaje, że gdy jedzie z Płocka do Olsztyna, by odwiedzić córkę, zdąży odmówić 4 części Różańca, i dla każdej tajemnicy znajdzie się jakaś intencja.
Wdowy konsekrowane modlą się dużo, jedna z pań szacuje, że to blisko 7 godzin. Inna wdowa z Płocka, Zofia Długozima, przyznaje, że bywa to wielkim trudem, ale z drugiej strony daje radość. – Widzę, jak zmienił się mój stosunek do modlitwy, która zawsze była obecna w moim życiu, ale teraz w znacznie większym stopniu. Bardziej zdaję sobie sprawę z tego, że mam o co prosić i za co dziękować. Chcę i mogę być bliżej Jezusa.
I właśnie o budowanie tej relacji mają zabiegać. Bardzo w tym pomaga adoracja Najświętszego Sakramentu, na którą wiele z nich chodzi do płockiego sanktuarium. – Kiedyś człowiek siedział na adoracji, bo siedział, ale teraz widzę, jak staje się ona dla mnie modlitwą serca i jak można wejść wtedy w modlitwę kontemplacyjną – przyznaje Adela Markowska, która jeszcze w Łodzi, jako pierwsza z naszej diecezji, przyjęła konsekrację, a później zabiegała o powstanie takiej wspólnoty na płockim Mazowszu. – Siedem lat temu nie było tej głębi relacji z Jezusem. Teraz w codzienności mojego życia czuję, że Bóg jest bardzo blisko mnie i pozwala mi widzieć więcej niż dawniej. W tym wszystkim modlitwa jest niesłychanie ważna. Jeśli w jakimś dniu nie mam na nią dość czasu, to czuję, jakbym coś bardzo cennego straciła.
Przewartościowanie
Ktoś pomyśli, że wdowa konsekrowana spędza kolejny rozdział swojego życia na klęczkach i w kościele. To też, ale pozostając w świecie i nie zrywając rodzinnych relacji, musi znaleźć równowagę między kontemplacją i aktywnością. Radykalizacja życia chrześcijańskiego oznacza i więcej modlitwy, i jak najlepsze wypełnianie swoich obowiązków, do których z chwilą konsekracji czasem dochodzą jakieś dobrowolne dzieła pomocy. Wszystko to na miarę własnych sił, bo ich także nie omijają ciężkie choroby. – Jestem po operacji, podczas której usuwany był rak, i dzisiaj mam endoprotezę. Dlatego każde wyjście to dla mnie duże wyzwanie. Nie mogę więc na przykład, pomagać w hospicjum, ale za to w domu czasem coś uszyję, na przykład kołnierzyki do habitów dla sióstr. Niedawno uszyłam też cały habit dla jednej z zakonnic – mówi Stanisława Gromadzińska.
– Co zyskałam po konsekracji? – zastanawia się – Stałam się mniej gadatliwa. Ważę słowa. Nie denerwuję się tak jak dawniej. Przeżywam wszystko spokojniej, do tego stopnia, że nawet wiadomość o chorobie nie wyprowadziła mnie z równowagi. W dodatku widzę w tym wszystkim rękę Boga – wspomina pani Stanisława. Chociaż wdowy konsekrowane nie demonstrują swojego stanu, to bywają rozpoznawane. – Byłam kiedyś w kwiaciarni i podeszła do mnie zupełnie obca kobieta. Złożyła mi życzenia i powiedziała, że cieszy się ze spotkania z taką osobą. W takich sytuacjach widać, że konsekracja to dla nas zobowiązanie i musimy kontrolować nasze zachowanie i słowa – mówi Adela Markowska.
Maria Owsik także wymienia dbałość o czyny i słowa, jako ważną zmianę w ich życiu. – To wszystko musi potwierdzać, że stałam się lepszym człowiekiem, niż byłam. Czyli ważne są nie tylko złożone ręce, ale i świadectwo życia, codzienna postawa, to czy jestem uczciwa, prawdomówna, czy dostrzegam potrzeby drugiego człowieka – wyjaśnia pani Maria. Nie da się bowiem, jak podkreśla Adela Markowska, kochać Boga, a nie kochać człowieka. Tych dwóch miłości nie można i nie wolno oddzielać.
Bez lęku
Powierzyły swoje życie Bogu, więc nawet jeśli wiek nie przeszkadza, nie wyjdą już po raz drugi za mąż. Zawsze pojawia się zatem w rozmowie temat samotności, bo dzieci i wnuki, jeśli są, mieszkają zwykle oddzielnie. Samotność wdowy konsekrowanej okazuje się jednak nie tylko znośna, ale też dobra i twórcza. – 9 lat temu, po śmierci męża, bardzo bałam się choroby, śmierci i samotności – wspomina Zofia Długozima. – Teraz też oczywiście jest lęk, ale on mnie nie paraliżuje, bo wiem, że nie jestem sama, chociaż nie mam już męża i nigdy nie miałam dzieci. Wiem jednak, że dokoła są dobrzy ludzie, są inne wdowy konsekrowane. Stan samotności nie jest czymś smutnym, może dziś ze spokojem powiedzieć Maria Owsik, która straciła męża 20 lat temu. Oboje byli wtedy pięćdziesięciolatkami, a śmierć przyszła nagle i trudno było ją zaakceptować.
– Teraz kocham tę moją samotność. Na co dzień żyję bardzo aktywnie, jestem biegłą sądową w Sądzie Biskupim, ławnikiem. Jako psycholog pomagam też w Stowarzyszeniu św. Brata Alberta, działam w KIK-u. Ale kiedy wracam do siebie do domu i zamykam drzwi, przenoszę się ze świata, z gwaru i jestem u siebie, gdzie jest wyciszenie i uspokojenie.
Pani Janina, najstarsza z wdów, przeżyła z mężem aż 40 lat i doczekała się wnucząt i prawnucząt. Po jego śmierci musiała, jak inne wdowy, zmierzyć się z lękiem, buntem, stawiała pytania „dlaczego”. Pomogła jej wspólnota charyzmatyczna, a potem konsekracja, jej największe szczęście, jak mówi. Na samotność ma lekarstwo – modlitwa i adoracja Najświętszego Sakramentu. W Boże Ciało tak napisała w swoim dzienniku: „Panie Jezu, Ty powiedziałeś: przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a ja was pokrzepię. Ja przyszłam po trudach życia, wierząc, że mnie pokrzepisz (…) i zostałam u Twoich stóp”.
Spotkania otwarte wdów konsekrowanych – każda 2. sobota miesiąca – dzień skupienia od godz. 10 (Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Płocku) – środa każdego tygodnia – spotkania modlitewne, po Mszy św. w katedrze o godz. 9, w gmachu Sądu Biskupiego.