Co zrobiłby Jezus?

Monika Łącka; GN 3/2011 Kraków

publikacja 30.01.2012 07:00

– Zaufała mi. Droga, kochana pani Janina! Byłem dla niej zupełnie obcy, a oddała mi klucze do swojego mieszkania i na weekend zamieszkała u rodziny – opowiada Damian Lorynowicz, który spotkał Samarytankę XXI wieku.

Co zrobiłby Jezus? Monika Łącka/ GN – Zawsze kieruję się słowami mojej mamy, abym pomyślała, jak w danej sytuacji postąpiłby Chrystus. Ugoszczenie Damiana to była najlepsza decyzja – mówi Janina Grzesiowska-Skowrońska.

Pochodzę z okolic Jarosławia, z ubogiej rodziny. Mam troje rodzeństwa, utrzymujemy się tylko z niewielkich zarobków ojca. Mama musiała zrezygnować z pracy, żeby się mną opiekować – gdy miałem 8 lat, zachorowałem na cukrzycę. Potem już nie znalazła pracy. Nauka zawsze dobrze mi szła, ale na studia dzienne nie mogłem sobie pozwolić. Licencjat zrobiłem w Przemyślu, a gdy dostałem się na zaoczne studia uzupełniające w Krakowie, przyjechałem załatwić tu formalności. Zagubiony, szukałem drogi na Uniwersytet Jagielloński, taniego noclegu i kogoś, kto mógłby mi pomóc. Spotkałem panią Janinę... – mówi chłopak.

Jesienią 2011 r. obronił pracę magisterską. Prosto w oczy Miłosiernego – W każdy wtorek rano chodzę do oo. reformatów na Mszę św., po której można ucałować relikwie św. Antoniego. Wyszłam z kościoła zatopiona w modlitwie i, idąc Plantami, zauważyłam młodego mężczyznę. Szukał głównego gmachu UJ i ulicy Łobzowskiej. Zaczęłam tłumaczyć, żeby szedł prosto Plantami, aż zobaczy duży budynek z czerwonej cegły, a on zapytał, czym są Planty. Zaniemówiłam. Wtedy wyjaśnił, skąd i dlaczego tu jest – wspomina Janina Grzesiowska-Skowrońska, zdobywczyni statuetki Miłosiernego Samarytanina Roku 2010 w kategorii „osoba nienależąca do żadnej organizacji charytatywnej, dla której motywem do czynienia miłosierdzia wobec potrzebujących jest przykazanie miłości”.

– Powiedziałam, żeby zadzwonił do mojej koleżanki, która wynajmuje mieszkanie studentom, i zarezerwował sobie nocleg. Wymieniliśmy numery telefonów i każdy poszedł w swoją stronę. Na początku października zadzwonił do mnie Damian. Szukał mieszkania... – opowiada. Postanowiła mu pomóc, lecz nie było to łatwe. – W końcu zgodziła się moja przyjaciółka, ale rozchorowała się kilka dni przed przyjazdem Damiana. Zdenerwowana stałam z telefonem w ręce w moim mieszkaniu. Nagle spojrzałam na ścianę, prosto w oczy Jezusa Miłosiernego. Rozjaśniło mi się w głowie – uśmiecha się Samarytanka. – Pani Janina ugościła mnie wtedy u siebie i od tej pory zawsze, gdy przyjeżdżałem do Krakowa, drzwi do jej domu były dla mnie otwarte. Oddała mi swoje małe, jednopokojowe mieszkanie, a sama poszła spać do rodziny. Znała moją trudną sytuację i nie brała ode mnie ani złotówki. Kiedy wieczorem po wykładach wracałem zmęczony do jej domu, czekała z ciepłym posiłkiem. Głęboko wierzę, że Bóg odpłaci jej za to wielkie serce – wyznaje Damian.

– Wiele osób dziwi się, że tak bardzo zaufałam nieznajomemu, a przecież mama zawsze powtarzała mi: „Janeczko, ile razy nie będziesz wiedziała, co masz zrobić, pomyśl, jak postąpiłby Pan Jezus”. Damiana spotkałam po Mszy św., z Panem Jezusem w sercu, błogosławieństwem św. Antoniego. Gdyby coś miało być nie tak, Anioł Stróż ostrzegłby mnie przecież. Damian wyglądał na dobrego chłopaka, a gdy pewnego wieczora powiedziałam, że o tej godzinie zawsze odmawiam Różaniec, uklęknął razem ze mną do modlitwy – cieszy się pani Janina.

Mimo że kilka dni temu rozpoczęła 80. rok życia, energią mogłaby obdzielić wiele osób. Od niedawna studiuje na Uniwersytecie Trzeciego Wieku przy Uniwersytecie Papieskim JPII. Z wykształcenia jest mikrobiologiem, w przeszłości kierowała czterema krakowskimi laboratoriami. Od wielu lat jest też przewodnikiem po Krakowie, Pieskowej Skale i Ojcowskim Parku Narodowym. – Kocham naszą ojczyznę, więc historię (którą wciąż trzeba odkłamywać!) opowiadam sercem. Rok temu zdałam egzamin uprawniający do oprowadzania wycieczek po podziemiach Rynku Głównego. Przeszłam wszystkie góry i 18 razy szłam do Częstochowy. Najważniejszą rzeczą, jaką zrobiłam w życiu, była jednak walka o duszę mojej przyjaciółki. Nie spowiadała się kilkadziesiąt lat. 26 lat awanturowałam się i z nią, i ze świętymi, prosząc ich o pomoc. W jej intencji modliło się wiele osób. W końcu w ciężkim stanie trafiła do szpitala, a potem do domu pomocy społecznej. Tam przystąpiła do spowiedzi i zmarła pogodzona z Bogiem – opowiada Janina Grzesiowska-Skowrońska.

10 aniołów
– „Miłosiernym Samarytaninem jest każdy, kto, wzruszony cierpieniem bliźniego, śpieszy mu z pomocą, w którą wkłada całe swoje serce...” – te piękne słowa Jana Pawła II, zaczerpnięte z listu apostolskiego „Salvifici  doloris” („O zbawczym cierpieniu”), są mottem ogólnopolskiego, prestiżowego plebiscytu. Poprzez tę akcję chcemy podziękować zwykłym-niezwykłym bohaterom, którzy słowa zamieniają w czyny. Działają tam, gdzie potrzeba dobra i miłości. Trzeba ich wyszukać po raz dziesiąty! – przekonuje o. Stanisław Wysocki, założyciel Wolontariatu św. Eliasza, działającego przy klasztorze oo. Karmelitów na Piasku.

Obok pani Janiny statuetkę Miłosiernego Samarytanina Roku 2010 w kategorii „pracownik służby zdrowia, dla którego pomoc cierpiącym jest powołaniem, a nie tylko wypełnianiem obowiązków” odebrała 81-letnia Klara Czenczek, która od 56 lat pracuje jako salowa w krakowskim Szpitalu Zakonu Bonifratrów. Pacjenci przekonują, że wchodząc na oddział, nie sposób nie dostrzec krzątającej się starszej pani – kobiety o wielkim sercu, pełnym ciepła, miłości i troski, która szczególną opieką otacza ludzi starszych i opuszczonych. Dogląda, aby nikomu niczego nie brakowało. Karmi, przebiera, trzyma za rękę. To anioł w ciele malutkiej kobiety. O pani Klarze pisaliśmy w GN nr 12/2011. Wyróżnienia odebrało wtedy aż 8 osób: lek. med. Barbara Thomas-Pawłowska z Krakowa, Urszula Mróz – pielęgniarka i dyrektor Hospicjum w Dąbrowie Tarnowskiej, zaangażowany w wiele dzieł charytatywnych Dariusz Pastuszak z Lublina, ks. Lucjan Szczepaniak – niezmordowany kapelan Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu, ks. Jarosław Traczyk z Chorzel, znany jako „Wódz Wolny Wróbel”, prof. Bogusław Grzybek – dyrektor Akademickiego Chóru „Organum” w Krakowie oraz państwo Ewa i Grzegorz Stanisławczykowie z Tuchowa.

Obiady i koncerty
– Doktor Barbara Thomas-Pawłowska od 10 lat po skończonej pracy (od wielu lat jest lekarzem w przychodni przy ul. Olszańskiej) jedzie do naszej kuchni, by wypełnić swój samochód menażkami z obiadem i zawieźć je (na własnej benzynie!) pod adresy ok. 20–30 chorych osób – mówi s. Alana ze Zgromadzenia Sióstr Świętego Józefa, pracująca w kuchni Caritas, założonej przy krakowskiej parafii Miłosierdzia Bożego na os. Oficerskim przez ks. proboszcza Zygmunta Koska. – Często nawet nie widzi radości chorej osoby, bo nie ma gdzie zaparkować auta, dlatego jedzie z nią ktoś, kto szybko zabiera menażkę i zanosi potrzebującemu. Ta praca daje jej ogromną radość, bo jako osoba wierząca nie tylko modli się, ale wypełnia konkretne uczynki miłosierdzia – dodaje s. Alana. – Gdy tylko ks. proboszcz zapytał, czy są chętni do pracy w kuchni, od razu się zgłosiłam. Tytuł Miłosiernego Samarytanina to dla mnie wielkie wyróżnienie i zaszczyt, lecz wiem, że tak naprawdę pracuje na niego cały zespół Caritas (ok. 50 osób – przyp. aut.). Bez nich sama nic bym nie zdziałała – mówi skromnie pani Basia.

– Profesor Bogusław Grzybek (od 41 lat dyrygent i kierownik artystyczny Akademickiego Chóru „Organum” i Zespołu Instrumentalnego „Ricercar”, organista w bazylice Mariackiej) jest człowiekiem wielkiego serca. Od początku istnienia chóru jest inicjatorem koncertów charytatywnych na rzecz ubogich i bezdomnych, ludzi starszych i chorych fizycznie (np. koncerty kolęd połączone z kwestą dla Hospicjum św. Łazarza) i psychicznie, żyjących w domach pomocy społecznych (m.in. Koncerty Albertyńskie na rzecz Przyjaciół DPS „Ecce Homo” im. Brata Alberta), w zakładach karnych oraz na rzecz chorych  dzieci. Po występie spotyka się z nimi, pociesza, dodaje otuchy. Graliśmy koncerty charytatywne na rzecz Polaków we Lwowie, Kazachstanie, Syberii i na Kresach Wschodnich, koncerty nadzwyczajne dla ofiar kataklizmów i wojen w Czeczenii, Armenii, Afganistanie, Albanii (na rzecz głodujących dzieci) i byłej Jugosławii – wymienia jednym tchem Anna Sternicka, śpiewająca w chórze „Organum”.

– Myślę, że w całej tej działalności jest palec Boży. Początkowo chór miał tylko  propagować dawną muzykę i błogosławić Pana. Z czasem okazało się, że Bóg ma dla nas wiele zadań i dodaje sił nie tylko mnie, ale i całemu zespołowi. Bo to, co robimy, to nasza wspólna praca i wysiłek. A szczęście nam sprzyja – spotykamy wielu ludzi, którzy przyczyniają się do organizacji kolejnych koncertów. Redaktor Jacek Berwald przykazał nam, byśmy wspierali ogrzewalnię św. Brata Alberta. 30 lat temu zaczęliśmy pomagać hospicjum, a pracujący tam wtedy dr Jan Kleszcz uratował mój łokieć. Dzięki temu dalej mogę dyrygować. Najbliższy koncert dla hospicjum zagramy 22 stycznia w Filharmonii Krakowskiej. Zorganizowaliśmy też koncerty dla Fundacji Zdrowie Dziecka działającej przy Szpitalu Dziecięcym im. św. Ludwika – opowiada prof. Grzybek.

Krystyna Szuba z Wolontariatu św. Eliasza w organizacji plebiscytu po raz pierwszy wzięła udział 7 lat temu. Uczestniczyła zarówno w  organizacji akcji, jak też w pracach kapituły wyłaniającej laureatów. – Z radością obserwowałam również, jak z roku na rok plebiscyt rozwija się i nabiera rozgłosu. Czekamy na zgłoszenia kolejnych miłosiernych, więc – do dzieła! – zachęca.