Biskupstwo bliżej krzyża

GN 3/2011 Gliwice

publikacja 28.01.2012 07:00

O dojrzałości i uczciwości w powołaniu, przestrogach św. Bernarda z Clairvaux i o pytaniu, na które nigdy nie był przygotowany, z nowym biskupem gliwickim Janem Kopcem rozmawia ks. Waldemar Packner.

Biskupstwo bliżej krzyża Arturo Mari/ GN Święcenia biskupie Jana Kopca 6 stycznia 1993 roku, których w bazylice watykańskiej udzielił Jan Paweł II.

Ks. Waldemar Packner: Ksiądz Biskup jest autorem pierwszej monografii o diecezji gliwickiej. Ten niewielki obszar łączy w sobie rożne wpływy religijne, polityczne i kulturowe. Czy ta różnorodność jest także wyzwaniem dla posługi Księdza Biskupa?

Bp Jan Kopiec: – Całe dzieje Kościoła to ciąg kolejnych, nowych inicjatyw i postanowień, by usprawnić docieranie z Dobrą Nowiną do wszystkich ludzi. Diecezje  i parafie są fundamentalnymi odniesieniami do tej posługi. Dwadzieścia lat temu bł. Jan Paweł II uznał, że w Polsce należy przeprowadzić gruntowną reformę sieci diecezjalnej. Nieuniknioną konsekwencją  tego zabiegu było, jak zwykle przy takich decyzjach, łączenie różnych wpływów stanowiących  treść życia człowieka z jego mentalnością, przynależnością do określonego środowiska narodowego czy politycznego, także dokonaniami i porażkami. Do wielu rzeczy każdy się przyzwyczaja, nawet do słabości. Trzeba więc mieć odwagę, by wyjść z propozycją, niekiedy daleko sięgającą, jak to uczynił Jan Paweł II. Powiązane to zawsze będzie z wyzwaniem, aby dojrzalej przyglądać się aktualnej rzeczywistości. Jeżeli  można w takim kontekście mówić o wyzwaniu, to głównie w sensie ustawicznego pytania o własną  formację: czy jako gliwicki Kościół partykularny mamy już własne oblicze, czy czerpiąc z bogatego doświadczenia, nawet i obciążeń, potrafiliśmy już zrobić krok  w kierunku określenia własnej tożsamości wiary i umiejętności jej przekazywania.

Po decyzji Jana Pawła II o utworzeniu nowych struktur kościelnych w Polsce w prace z tym związane były włączone episkopat i nuncjatura apostolska. Czy wyznaczenie granic nowej diecezji gliwickiej stwarzało jakieś trudności?

– Nie brałem udziału w tym procesie, a akta jeszcze nie są udostępniane z uwagi na archiwistyczne reguły. Trzeba by zapytać pierwszego biskupa gliwickiego Jana Wieczorka. Wiadomo mi, bo konsultowano się ze mną co do niektórych historycznych odniesień, że rozważano bardzo drobiazgowo przynależność poszczególnych miejscowości i zasięg określonych obszarów do planowanej diecezji. Co do potrzeby utworzenia nowej diecezji w Górnośląskim Okręgu Przemysłowym niemal wszystkie podmioty były zgodne. Należało tylko poszukać możliwej do zaakceptowania formuły terytorialnej. Nakładała się bowiem w tej kwestii historyczna przeszłość tych ziem na aktualną sytuację społeczną, ekonomiczną, a także duchową. Zdajemy sobie sprawę, że nigdy nie zadowoli się wszystkich, niemniej obowiązywać musi spojrzenie nie egoistyczne, lecz wychodzące ku wspólnemu dobru.

Zachodzące współcześnie procesy sekularyzacyjne nie są czymś nowym. Jak Ksiądz Biskup postrzega znaczenie historycznych badań naukowych dla kształtowania współczesności Kościoła?

– Słusznie ksiądz zauważył. To, w czym naszemu pokoleniu przychodzi żyć i działać w sferze wewnętrznej, bo odnoszącej się do wiary, było udziałem każdego okresu w dziejach. Ewangelia od czasów samego Chrystusa spotykała ludzi wielkodusznych i otwartych, ale też zderzała się z odmową i podważaniem jej zasad. Istotne powinno być zatroskanie, jak człowiekowi własnego pokolenia ukazać wartość nauki przechowywanej i przekazywanej przez Kościół. Nie może chodzić o budowanie świata jakby paralelnego, tzn. nieprzenikającego się z inną rzeczywistością czy propozycją. Pokusa przeciwstawiania się światu towarzyszyła wielu chrześcijanom od początku. Jeżeli nawet przybierało to postać ucieczki na pustynię, to tylko w sensie takim, jaki ukazali św. Jan Chrzciciel czy sam Pan Jezus: dla nabrania sił, by potem iść na spotkanie człowieka. Nakaz Chrystusowy: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody” (Mt 28,19) stawia na roztropną umiejętność działania założonego przezeń Kościoła, by będąc w świecie, był nade wszystko zaczynem dobra. Jestem przekonany, że poznawszy – zwłaszcza za pomocą naukowych metod historycznych – wielowiekowe już zmagania Kościoła o docieranie z przekazem wiary do wszystkich ludzi,  łatwiej uwolnić się od emocji i niebezpiecznego uproszczenia, że „kiedyś było lepiej, dzisiaj ludzie są gorsi” – czy tego rodzaju ocen.

Czego oczekuje Ksiądz Biskup od księży i osób konsekrowanych?

– Pytanie nawiązuje w jakimś wymiarze do poprzedniego. Znając dzieje Kościoła, jego czasy złote, jak i te chmurne, nie sposób uwolnić się od refleksji nad kluczową kwestią owej współpracy. Z natury ma być czymś zupełnie oczywistym, że biskup znajduje wspaniałych prezbiterów wszystkich stopni i osoby życia konsekrowanego, którym – tak jak jemu – zależy na pomyślności i rozwoju Kościoła. We wzajemnych relacjach niemało obciąża nas mające swe źródło w epoce feudalnej podejście  stanowe lub roszczeniowe. A oczekiwania pasterza diecezji w tym  zakresie nie mogą być traktowane w kategorii mojego kokietowania najbliższych współpracowników, by byli łaskawi ze mną pracować; naturalne jest oczekiwanie na wzajemną i właściwą każdemu z nas dojrzałość w podjętym powołaniu. Wszyscy bowiem zostaliśmy wezwani do dawania świadectwa o nieodzowności uczciwości i żywotności naszej wiary i wszyscy wspólnie, na mocy charyzmatu otrzymanego od apostołów, mamy wypełniać to posługiwanie. Z naciskiem chciałbym podkreślić, że zamiast nadmiernie szafować pojęciami potrzeby dialogu, rozmawiania i cierpliwości, najpierw należy oczekiwać wewnętrznej dojrzałości i właściwego patrzenia na siebie i powołanie, a wstrętem powinno napawać każde zakłamanie. Wszystko inne zdoła się wówczas wewnętrznie ukonstytuować.

W artykule na pożegnanie abp. Alfonsa Nossola, jaki ukazał się dwa lata temu w GN, kilkakrotnie nawiązywał Ksiądz Biskup do nauczania św. Bernarda z Clairvaux. Była tam też uwaga o znaczeniu doradców w posłudze pasterskiej. Jak Ksiądz Biskup widzi rolę wspołpracy ze świeckimi w lokalnym Kościele?

– Spodziewałem się, że to pytanie padnie. Akurat przywołany został ulubiony przeze mnie św. Bernard z Clairvaux, geniusz duchowego postrzegania posługi Kościoła, przy tym konsekwentny jego reformator. I to akurat w szczytowym średniowieczu, kiedy władza duchowna święciła znaczące triumfy. By młody arcybiskup Henryk z Sens we Francji (około 1127 roku) nie uwierzył nadmiernie we własną potęgę, przypominał mu Bernard, że pasterzowi trzeba ciągle odczytywać te fragmenty Ewangelii, które mówią o właściwym miejscu apostoła we wspólnocie, a także wszystkich współpracujących z nim. W tym odniesieniu wszyscy w Kościele zgadzamy się, że potencjał wiary i aktywności akurat ludzi świeckich zawsze był ogromny w jego dziejach. Ogarniał on wszystkie elity i grupy; tak było zarówno w starożytności, jak i szczególnie wyraźnie w okresie średniowiecza, mimo zdążania duchowieństwa jako grupy do uformowania odrębnego stanu społecznego. Jednak i czasy nowożytne, z bardziej akcentowanym emancypowaniem się laikatu w Kościele, nie zamknęły możliwości prowadzenia harmonijnej współpracy w umacnianiu gmachu wiary. By nie poszerzać tego wywodu, zaakcentuję tylko, że całość zagadnienia zasadza się ostatecznie na postrzeganiu własnego miejsca w Kościele w duchu św. Pawła, że „różne są dary łaski, lecz ten sam Duch; różne też są rodzaje posługiwania, ale jeden Pan, różne są wreszcie działania, lecz ten sam Bóg, sprawca wszystkiego we wszystkich” (1 Kor 12,4-5). W odniesieniu do wszystkich! Trzeba pokory i – po raz kolejny to zaakcentuję – uczciwości w traktowaniu zakresu swoich obowiązków, w czym ja, ochrzczony chrześcijanin, mogę się wypowiedzieć w Kościele nie słowami, ale moją dojrzałością w budowaniu wspólnoty. Wiadomo, ile wspaniałych dzieł powstało zgodnie z tą postawą. Jeżeli się nam coś nie udaje, to – w moim odczuciu – jest to następstwo naszej niedojrzałości.

Co więc będzie priorytetem Księdza Biskupa w tej posłudze?

– To trudne pytanie, chyba nigdy nie byłem na nie dostatecznie przygotowany. Po prostu, przez całe dotychczasowe życie wypełniałem to, co mi zostało zlecone. Tak nauczyłem się i liczyłem, że dotrwam do spodziewanego odpoczynku. Tymczasem wiele się zmieniło. Tym pytaniem zostałem jednak wywołany do egzaminu. Nie wiem, czy czytelnikom wystarczy, jeśli powiem, że w czekających mnie latach posługi w diecezji gliwickiej będę się starał zgromadzić ludzi dobrej woli, z kapłanami, osobami konsekrowanymi i szczerymi chrześcijanami, wokół chęci realizowania wskazań Ewangelii, podkreślam: realizowania, nie osiągnięcia; zgromadzić wokół Kościoła ludzi w pełni radosnych z dzielenia się swą wiarą, a nie tylko zatrzymujących się na pytaniu, co będziemy jeść i w co się będziemy przyodziewać (por. Mt 6,25). Chciałbym kiedyś za Symeonem wyznać: mogę odejść w pokoju, kiedy Bóg-Stwórca to uzna za najlepsze, bo przyłożyłem ręki do dzieła, które mi zlecił. Pierwszeństwo musi więc znaleźć ożywianie każdego dnia ducha bliskości Boga, powierzanie Mu naszych wspólnych radości i trosk, zachowanie właściwego dystansu wobec zadań, które Kościołowi wprost nie są zlecone, jak chociażby angażowanie się w zakresie układania politycznych planów czy wielkiego kompleksu zagadnień natury społecznej, ale jednocześnie stałe przypominanie z dobrocią zasad wskazanych przez Ewangelię.

Dotknął Ksiądz Biskup ważnego powiązania Kościoła i życia publicznego, tak zauważalnego w dziejach. Jak widzi Ksiądz Biskup miejsce Kościoła lokalnego w tym życiu?

– Istotnie, to spuścizna długich dziejów, w których Kościół zawsze chciał być słyszany ze swoim orędziem. Czynił to, jak potrafił, i wiadomo, że nie zawsze stawał na wysokości zadania. Narażał się na krytykę, a nawet nawoływanie do zwalczania go. Ale na pewno Kościół ma do zaproponowania nawet ludziom naszego wieku wiele wskazań, aby wzajemnie się szanować. Wydaje mi się w tej chwili, na gorąco, kiedy jeszcze nie mam wypracowanej diagnozy, co do potrzeb Ludu Bożego diecezji gliwickiej, że okazywanie sobie należnego szacunku będzie najkorzystniejszą drogą prowadzącą nas do celu. Ważne jest dostrzeganie podmiotowości całych społeczeństw, ale też każdej ludzkiej jednostki, bo ona ma to zapisane w swej naturze. Przeciwnością bowiem tej postawy jest instrumentalne traktowanie każdego, także Kościoła. Zgodzimy się chyba, że instrumentalizowanie Kościoła, co wyraźnie dochodziło do głosu w przeszłości, a nawet w niedawnym okresie, wyrządziło wiele szkód wspólnocie wierzących, jak i całemu społeczeństwu.

Przychodzi Ksiądz Biskup do Gliwic po 19 latach pełnienia posługi biskupa pomocniczego w Opolu, podczas której odwiedził prawie 400 parafii. Jak wspomina Ksiądz Biskup tę posługę?

– To dotyczy mojego osobistego odczucia. Rozumiem, że włączenie do kolegium biskupów oznacza już nie realizowanie własnych wizji, ale włączenie się w powszechne dzieło Kościoła. W tym szczególne miejsce zajmują kontakty z żywymi wspólnotami. Na czoło wysuwają się wizytacje poszczególnych parafii, powiązane z głoszeniem słowa Bożego, często z udzielaniem sakramentu bierzmowania, ale także przewodniczeniem jubileuszom miejscowości, parafii, kościoła, duszpasterza, osoby konsekrowanej... – niekiedy trzeba uroczyście poświęcić nowo zbudowaną świątynię, ołtarz w niej, organy czy dzwony. To w pewnym sensie spaja z tymi miejscami i zamieszkującymi je wiernymi, a najpiękniejszą zapłatą jest, gdy po latach Opatrzność znowu tam skieruje, a witający powiedzą: „pamiętamy, jak ksiądz biskup był u nas przed laty...”. Ponieważ obecna diecezja opolska ma dość niełatwą strukturę parafialną – na 398 parafii aż 150 nie liczy więcej niż  1000 wiernych – przeważają wspólnoty niewielkie, stające przed wieloma wyzwaniami, by sprostać zadaniom nie tylko w sferze materialnej, co duszpasterze często akcentują. Nie chcę odwoływać się w tej chwili do patosu, ale nieraz trzeba po prostu z tymi wiernymi być, zauważyć ich radość, nawet z osiągniętego niewielkiego dzieła, i umieć podzielić się z nimi swoją wiarą, nadzieją na lepszą przyszłość i  miłością bez obłudy. Mając to na uwadze, przechodzę do sąsiedniej diecezji w poczuciu zadzierzgniętej w Opolu więzi pasterskiej i myślę, że też duchowej wspólnoty.  Jest także szeroka płaszczyzna mojego dokładnie 30-letniego zaangażowania w Seminarium Duchownym, które szczęśliwie jest obecnie Międzydiecezjalnym Seminarium Diecezji Gliwickiej i Opolskiej, więc pozostanie nadal ta forma współpracy. Cenię sobie, co poczytuję za znak łaskawości samej Opatrzności, że od powołania Wydziału Teologicznego na Uniwersytecie Opolskim w 1994 roku byłem włączony w kadrę dydaktyczną, najpierw jako adiunkt, a następnie profesor zwyczajny. Mogłem realizować ukochane przeze mnie badania naukowe i wypełniać zadania dydaktyczne. Nie będzie cienia zarozumiałości w stwierdzeniu, że w tym ukochanym dziele najpełniej doświadczałem łaskawości Pana. Połączenie jednak katedry uniwersyteckiej z pasterskimi obowiązkami wymagało zawsze zdolności do syntezy, by nie utracić przychylności niebios.

Zamknął się dla Księdza Biskupa okres opolski. Ale zawołanie, jakie wybrał Ksiądz Biskup na swoją posługę 19 lat temu, „Krzyż Chrystusa – nasza nadzieja”, pozostaje aktualne. Jakie nadzieje wiąże Ksiądz Biskup z objęciem nowej diecezji?

– Nie chciałbym uprzedzać swoimi osobistymi odniesieniami  posługi dla Kościoła gliwickiego. Moje nadzieje mogą niewiele znaczyć wobec wyzwań nowego czasu. Ale, jak każdy człowiek, mam jeszcze swoje oczekiwania. W 65. roku życia zaczynać nowe zadanie, jakże odpowiedzialne, po latach przyzwyczajenia bardziej do realizacji niż wskazywania innym zadań, wiąże się z uzasadnionymi obawami. Szczerze też wyznaję, że kapłaństwo i biskupstwo zawsze bliżej stawiałem krzyża, niż łączyłem z blaskiem przewodzenia i cieszenia się tym wielkim darem. Krzyż ma w sobie coś z heroizmu, ale też rezygnacji; zmusza do refleksji, że w sumie jest się słabym i ograniczonym, a uczucie zwykłego bólu też nie jest obce. Krzyż zdecydowanie domaga się dystansu – najlepiej go ogarnąć, wraz ze Zbawicielem, gdy trwać się będzie w pewnej oddali, to znaczy, że nie ja sam mogę  krzyż swobodnie ogarnąć, bo ostatecznieon jest łaską. Aż do zmęczenia w podejmowaniu go ciągle na nowo.

Podsunął Ksiądz Biskup ostatnie, znowu osobiste, pytanie. Czy nie obawia się Ksiądz, że nowe obowiązki ordynariusza diecezji ograniczą Księdza możliwości pracy naukowej?

– Odpowiedź mieści się właściwie w poprzednim zdaniu. Jeżeli dotknąć serca, to ograniczenie możliwości prowadzenia pracy naukowej w dotychczasowym wymiarze będzie krzyżem, ale jeżeli włączyć ją w takim zakresie, by nie naruszyła wsłuchiwania się w nurt życia Kościoła gliwickiego, poprzez okolicznościowe wykłady, seminarium historyczne czy recenzje prac doktorskich i habilitacyjnych, a nie stabilnej dydaktyki na Wydziale Teologicznym, to przy krzyżu wyrasta nadzieja.