Katecheta na parkiecie

Katarzyna Gauza; GN 1/2011 Zielona Góra

publikacja 24.01.2012 07:00

– Mówi się, że ten, kto śpiewa, dwa razy się modli. Taniec to też modlitwa. Ja właśnie nim wielbię Boga – mówi pan Zbyszek.

Katecheta na parkiecie Katarzyna Gauza/ GN Pan Zbigniew przy każdej okazji najchętniej tańczy z żoną Marzeną. Ich ulubionym tańcem jest disco foks.

Zbigniew Żołądziejewski mieszka w Zielonej Górze i od 30 lat jest katechetą. Przez wiele lat pracował w Katolickim Stowarzyszeniu „Civitas Christiana”. Dziś wiedzę religijną i zasady etyki przekazuje młodzieży w szkołach. – Katecheta musi być świadkiem Chrystusa. Żeby młodzież  nie traktowała religii jako jeszcze jednego przedmiotu, potrzeba trudu, zaangażowania i kreatywności – przekonuje nauczyciel.

Oprócz nauki w szkole pan Zbigniew pracuje jako instruktor tańca. Prowadzi warsztaty taneczne nie tylko w diecezji, ale także w wielu miejscach kraju i za granicą. Dokształca pedagogów, studentów i licealistów. Jest człowiekiem, który pokazuje, że wiarę i taniec da się połączyć. Swoich uczniów zachęca do tańca w ramach dodatkowych zajęć WF, bo w szkole zaangażował się nie tylko jako katecheta, ale również jako nauczyciel tańca. – Najpierw pokazuję młodzieży kroki, później każdy tańczy sam, a jak uczniowie mają już opanowane podstawy, to tańczą w parach. W ten sposób wychowuje się młodych ludzi, bo chłopak musi poprosić partnerkę i podziękować za taniec. Na zajęciach uczą się też kultury bycia – opowiada nauczyciel.

Nieśmiałość i pasja
W młodości nie interesował się tańcem. Jak sam wspomina, był bardzo nieśmiały i sceptycznie podchodził do wszelkich prób wyjścia na parkiet. – To było po wojsku. Na kurs tańca namówił mnie kolega i choć niechętnie, poszedłem. Podczas zajęć instruktor wskazał na trzy pary, m.in. również na mnie i moją partnerkę, i powiedział, że mamy tańczyć. To był fokstrot. Okazało się, że zatańczyliśmy najlepiej, i to był dla mnie przełomowy moment – wspomina tancerz. Pochwała instruktora, nabywane umiejętności i długotrwałe ćwiczenia przerodziły się w większe zainteresowanie. Na zajęcia taneczne pan Żołądziejewski zabrał również swoją narzeczoną, późniejszą żonę Marzenę. Razem skończyli kurs podstawowy. Żona na tym poprzestała, ale on tańczył w Klubie Miłośników Tańca w Zielonej Górze kilkanaście lat.

Gdy założył rodzinę, ona stała się najważniejsza, a taniec zajął drugie miejsce. Katecheta postanowił jednak kontynuować i rozwijać swoje zainteresowanie. Zaciekawiony pedagogiką zabawy, wziął trzykrotny udział w szkoleniach prowadzonych przez Polskie Stowarzyszenie Pedagogów i Animatorów KLANZA z Lublina. Na tych warsztatach poznał proste formy taneczne, które można wykorzystywać w procesie nauczania dzieci i młodzieży. Dziś tę wiedzę wykorzystuje na warsztatach i na szkolnych lekcjach tańca. Oprócz układów tanecznych uczy młodzież i dorosłych, jak pokonywać stres, przełamywać bariery interpersonalne i radzić sobie z emocjami.

Wielbić Boga tańcem
Dziś pan Żołądziejewski jest profesjonalistą na parkiecie. Dwa lata temu założył Studio Integracji Społecznej „BINGO”. Nazwa pochodzi od tańca integracyjnego, który obowiązkowo pojawia się na każdych zajęciach. Warsztaty dla nauczycieli organizuje w całej Polsce. W naszej diecezji m.in. w Ośrodku Doskonalenia Nauczycieli w Zielonej Górze i Wojewódzkim Ośrodku Metodycznym w Gorzowie Wielkopolskim. – Podczas warsztatów ludzie zapominają o swoich troskach, problemach i fantastycznie spędzają czas. Szybko się poznają i integrują, choć pochodzą z różnych środowisk – zauważa instruktor. Uczestnicy poznają nie tylko kroki i układy taneczne, ale dowiadują się też m.in., skąd dany taniec pochodzi, jaką ma nazwę i z jakiej kultury się wywodzi. Zajęcia trwają kilkanaście godzin dydaktycznych. Instruktor przekonuje, że tego może nauczyć się każdy, trzeba tyko chcieć i trenować. – W tańcu ważny jest rytm, ale prędzej czy później to można wyćwiczyć. Każdy może się nauczyć, potrzeba tylko czasu i ważne, by zacząć od prostych rzeczy – zachęca pan Zbigniew. – Na warsztatach mamy również tańce wspólnotowe, w kręgu, np. hebrajskie, bo tańcem też można wielbić Boga – zauważa katecheta.

Tańce integracyjne to układy taneczne, polegające na wykonywaniu prostych kroków, które mają pozytywnie wpływać na człowieka i relacje z innymi. – Taniec wyzwala dobre emocje i rozluźnia, praca wielu mięśni powoduje, że się relaksujemy i zapominamy o problemach. Na warsztatach widać wśród uczestników radość i zadowolenie – przekonuje instruktor.

Na wesoło i bez wódki
Pan Zbigniew nie poprzestaje na warsztatach i nauce religii. Uczestniczy w weselach i balach, na których jest wodzirejem. – W młodości byłem bardzo nieśmiały, ale teraz nie mam problemu, by stanąć przed ludźmi i zabrać głos – mówi tancerz. Taniec, kontakt z ludźmi i dobra zabawa dają mu satysfakcję i radość. – Moją specjalnością jest taniec towarzyski, ale nigdy nie startowałem w żadnych turniejach, bo dla mnie to zawsze miała być przyjemność – podkreśla pasjonat. Profesjonalny taniec to długotrwały proces nauki, a zawody i pokazy mocno odbiegają od rzeczywistości.

Zielonogórski nauczyciel zna wiele tańców, ale, jak sam mówi, ciągle się dokształca. W swojej pracy spotyka się też z różnymi wyzwaniami. – Są pary narzeczeńskie, które chcą, aby ten ich pierwszy taniec na weselu pięknie wypadł. Ludzie przychodzą często z wybraną muzyką i mówią, że chcieliby zatańczyć „tak jak w telewizji”. Nie mają jednak świadomości, że w telewizji to jest show i osoby te ćwiczą bardzo intensywnie, po osiem godzin dziennie. Wtedy mówię, że warto wybrać coś prostszego i łatwiejszego – wyjaśnia instruktor. – Dla odmiany młodzież często pyta mnie o hip-hop, modern jazz, funky, ale to wymaga niesamowitych umiejętności od instruktora i wtedy odsyłam do innych nauczycieli – przyznaje pan Zbigniew. – Sam bardzo lubię tańce latynoamerykańskie: sambę czy cza-czę, bo są szybkie i dynamiczne, ale uważam również, że zaniedbaliśmy nasze tańce narodowe. Mamy ich pięć: krakowiak, kujawiak, polonez, oberek i mazur – przypomina.

Pan Żołądziejewski tańczy przez cały rok, najwięcej w karnawale, bo to dla niego czas intensywnej pracy. Od lat uczestniczy wraz z żoną w balach bezalkoholowych organizowanych przez zielonogórską wspólnotę Domowy Kościół. – Umiem bawić się bez alkoholu, jest mi w ogóle niepotrzebny. Byliśmy z żoną na takich balach wiele razy i ludzie fantastycznie się czują. Dla mnie muszą być tańce, nie kręci mnie, że się siedzi i pije. Warto i trzeba tańczyć, bo taniec wyzwala pozytywną energię i radość – mówi pasjonat. – Taniec jest dla nas ważny. Często bierzemy udział w weselach, uroczystościach rodzinnych, andrzejkach czy balach karnawałowych. Wyjście na bal to okazja, by się dowartościować. To nas, kobiety, mobilizuje, by zadbać o kreację i swój wygląd – zauważa pani Marzena.