TIE, czyli o lenistwie woli

Jacek Dziedzina

W lutym 2044 roku jadę w góry. Ale tylko na dwa dni, bo później muszę zająć się wnuczkami. Dwiema.

TIE, czyli o lenistwie woli

Któż z nas nie chciałby rozpisać sobie dokładnego grafika na całe życie? Przewidywalny scenariusz, wszystko idzie zgodnie z planem. Tymczasem ciągle stajemy przed wymogiem dokonywania jakichś wyborów: tych mniejszych i poważniejszych. Skok w nieznane. Obawa przed trudnymi do przewidzenia skutkami naszych wyborów skutecznie paraliżuje nas przed podejmowaniem jednoznacznych decyzji. Zamiast tak lub nie, wychodzi nieokreślone TIE. Stoimy w rozkroku. Nowy Rok to zawsze okazja, by ruszyć do przodu i skoczyć w nieznane. Nie ma innego wyjścia. Lepiej dokonać niewłaściwego, ale własnego wyboru niż trwać w nijakości.

Hiszpański jezuita Carlos G. Valles w książce „Sztuka wyboru” pisze, że „większość decyzji na świecie podejmuje się raczej poprzez niepodejmowanie żadnej decyzji i pozwolenie, by sprawy toczyły się swoim własnym biegiem”. Nazywa to zjawisko „lenistwem woli”. Lepiej pozwolić, żeby „los” zadecydował lub znajomi czy rodzina. Byle nie czuć ciężaru odpowiedzialności i żyć nieustannie „między”, „od do”.  Jedną z najbardziej paraliżujących umysł rzeczy jest własna nieokreśloność, nieustanne życie w poczekalni. I nic bardziej nie rozwija niż kolejne etapy przełamywania lenistwa woli czy lęku przed ryzykiem. Nawet jeśli wraz z decyzją na całe życie nie uda nam się zaplanować ferii 2044 roku. Póki co pozostaje życzyć sobie i Czytelnikom pełnego ryzyka roku 2012.