Apostolstwo w służbie łaski

Joel Pralong: Słabość i moc. Paweł z Tarsu i Teresa z Lisieux

publikacja 16.01.2012 07:00

Posłanie zawsze jest poprzedzone Bożym wezwaniem. W sercu każdego powołania tkwi to szczególne objawienie czułości Boga dla istoty, która wcale się tego nie spodziewała!

Apostolstwo w służbie łaski Wydawnictwo PROMIC Joel Pralong: Słabość i moc. Paweł z Tarsu i Teresa z Lisieux

Wyniki konkursu

Paweł, sługa Chrystusa Jezusa, z powołania apostoł, przeznaczony do głoszenia Ewangelii Bożej, którą Bóg przedtem zapowiedział przez swoich proroków w Pismach świętych. Jest to Ewangelia o Jego Synu – pochodzącym według ciała z rodu Dawida, a ustanowionym według Ducha Świętości pełnym mocy Synem Bożym przez powstanie z martwych – o Jezusie Chrystusie, Panu naszym. Przez Niego otrzymaliśmy łaskę i urząd apostolski, aby ku chwale Jego imienia pozyskiwać wszystkich pogan dla posłuszeństwa wierze [Rz 1, 1-5].

Posłanie zawsze jest poprzedzone Bożym wezwaniem. W sercu każdego powołania tkwi to szczególne objawienie czułości Boga dla istoty, która wcale się tego nie spodziewała! To coś w rodzaju szczególnego wyboru, który nie zależy ani od talentów, ani od wad, od jakichkolwiek ludzkich kryteriów, ale wynika z czystej wolności i bezinteresowności Boga.

Paweł, wspominając, że został przeznaczony, podkreśla wolny i wyróżniający wybór, a zarazem w ten sposób wpisuje się w tradycję proroków: oni także, wahając się wciąż ze względu na własną kruchość, pochwyceni przez Miłość mocniejszą niż ich lęk, mówią: „tak”. W taki sposób Bóg zwraca się do Jeremiasza:

Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię, nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię, prorokiem dla narodów ustanowiłem cię [Jr 1, 5].

W pierwszym momencie prorok opiera się temu wezwaniu, „jestem młodzieńcem”! Jednak Bóg nie zwalnia uścisku: „Nie mów: jestem młodzieńcem [...] jestem z tobą, by cię chronić” (zob. Jr 1, 6-8). I dalej: „Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść; ujarzmiłeś mnie i przemogłeś!” (Jr 20, 7).

Powołanie, bardziej niż proste wezwanie, stanowi deklarację miłości ze strony Boga, która oczekuje miłosnej odpowiedzi ze strony człowieka. Apostolstwo i misja są jego wylaniem.

Paweł, apostoł, który od Łaski Bożej wychodzi i ku Łasce Bożej prowadzi

Paweł opisuje swoje nawrócenie na drodze do Damaszku jako olśniewające światło, które go przemienia. Dostrzega w nim moc Chrystusa zmartwychwstałego (zob. Rz 1, 3-4), objawiającą się w nim, aby głosił Ewangelię. W Pawle nawrócenie, powołanie i misja powstają w tej samej chwili, w jednym błysku, jako coś oczywistego:

Wybrał mnie jeszcze w łonie matki mojej i powołał łaską swoją, aby objawić Syna swego we mnie, bym Ewangelię o Nim głosił poganom [Ga 1, 15-16].

Paweł, całkowicie przemieniony przez Chrystusa, staje się Jego świadkiem i apostołem, by prowadzić narody ku posłuszeństwu wiary przez głoszenie Ewangelii, mocy Bożej, która porusza serce i Żyda, i Greka (zob. Rz 1, 16-17). Jego przepowiadanie jest mocą, ponieważ objawia ono i przekazuje osobę samego Jezusa, ale pod warunkiem, że głoszący sam znika.

Apostolstwo czy posługa nie jest więc demonstracją zdolności perswazji, uwodzenia czy talentów oratorskich, ale ukazaniem Chrystusa żyjącego, tego Syna pochodzącego według ciała z rodu Dawida (zob. Rz 1, 3), pełnego mocy Bożej, która Go ustanowiła przez powstanie z martwych (zob. Rz 1, 4).

Paweł, tak jak prorocy, ma świadomość własnej nędzy i tego, że jego posługa wynika jedynie z łaski Chrystusa: „Przez Niego otrzymaliśmy łaskę i urząd apostolski” (Rz 1, 5) i nie może czerpać z tego własnej chwały. Dobrze wie, że zanim stał się sługą Ewangelii, był zagorzałym prześladowcą chrześcijan:

Chrystus Jezus przyszedł na świat zbawić grzeszników, spośród których ja jestem pierwszy. Lecz dostąpiłem miłosierdzia po to, by we mnie pierwszym Jezus Chrystus pokazał całą wielkoduszność jako przykład dla tych, którzy w Niego wierzyć będą na życie wieczne [1 Tm 1, 15-16].

To tak, jakby nam powiedział:

Nie bój się własnej nędzy, pozwól Chrystusowi spotkać cię i kochać, nie myśl o twoich słabościach, ale zwróć spojrzenie ku Jezusowi, a On uczyni z ciebie, tak jak to zrobił ze mną, arcydzieło swojego miłosierdzia!

Jak można by wierzyć w Ewangelię, gdyby ten, kto ją głosi, sam nie był żywą Ewangelią, przykładem wielkoduszności Boga? Nowina byłaby wtedy niewiarygodna! A Ewangelia Pawła jest rzeczywiście Ewangelią miłosierdzia.

Paweł śpieszy się, aby ogłosić wszystkim najpiękniejszą z nowin:

Do wszystkich przez Boga umiłowanych, powołanych świętych, którzy mieszkają w Rzymie: łaska wam i pokój od Boga, Ojca naszego, i Pana Jezusa Chrystusa! [Rz 1, 7].

Jądro Ewangelii Pawłowej tkwi natomiast w tych słowach: „[...] sprawiedliwość Boża, która od wiary wychodzi i ku wierze prowadzi” (Rz 1, 17). Zapowiada on wyzwolenie: przejście od grzechu do przebaczenia, od śmierci do życia, od lęku do ufności. Jego owocem jest Boża „łaska i pokój”. Sukces tego przepowiadania spoczywa na fundamencie „od wiary do wiary”. Musimy dobrze zrozumieć: chodzi o wiarę przepowiadającego, który zjednoczył się z tym, co głosi, a budząc wiarę u słuchaczy, sprawił, że weszli w nową relację z Bogiem, relację ufności, a nie służalczej uległości.

Bliżsi nam czasowo pielgrzymi, którzy powracali z Ars, powiadali o świętym proboszczu Janie Marii Vianneyu: „Kiedy mówi kazanie, jest tak bardzo przekonujący, że w człowieku widzimy Boga”, i wracali nawróceni! Inaczej mówiąc, to właśnie w „posłuszeństwie wierze” (zob. Rz 1, 5) aktualizuje się owa sprawiedliwość.

„A jest to słowo wiary, którą głosimy”, słowo, które porusza serca i rodzi wiarę. „Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych – osiągniesz zbawienie” [Rz 10, 8-9].

I jeszcze:

Nie wszyscy dali posłuch Ewangelii. Izajasz bowiem mówi: Panie, któż uwierzył temu, co od nas posłyszał? Przeto wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa [Rz 10, 16-17].

W Liście do Rzymian zawiera się całe apostolstwo Pawła: prowadzić wszystkie narody pogańskie (zob. Rz 1, 5) do przyjęcia i wypróbowania łaski miłosierdzia, tej przemieniającej i wyzwalającej mocy, której apostoł jest pierwowzorem. Po to, „abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu miłą” (Rz 12, 1), Paweł przedstawia się jako „sprawujący świętą czynność głoszenia Ewangelii” (zob. Rz 15, 16).

Apostolstwo Teresy:  wzbudzać ufność i prowadzić do ofiary

Teresa rozpoznaje się w św. Pawle jako wezwana przez Boga, otoczona od wczesnego dzieciństwa Jego uprzedzającą łaską, jakby uprzywilejowana przez Jezusa, choć pozostaje nieznana:

Miłość Naszego Pana objawia się [...] w duszy [...] Świętych Doktorów, którzy oświecili Kościół jasnością swej nauki, wydaje się, że dobry Bóg przychodząc do ich serc, nie zstąpiłby wystarczająco nisko. Stworzył więc dziecko [...] stworzył biednych dzikich ludzi [...] raczy zstąpić aż do ich serc, to oni są tymi polnymi kwiatami, których prostota Go urzeka [Rkp. A, 2v-3r].

W Kościele, nawet jeśli tylko niektórzy mają powołanie, by mu służyć jako kapłani czy zakonnicy, wszyscy ochrzczeni są objęci tym samym wezwaniem włączenia się w ogromny plan Ojca, mający na celu doprowadzenie całego stworzenia do bliskości z Nim, do wprowadzenia go w nadzwyczajną moc zmartwychwstania Chrystusa. O tym zapewnia nas hymn do Efezjan:

Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego, Jezusa Chrystusa; On napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich – w Chrystusie. W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów poprzez Jezusa Chrystusa [Ef 1, 3-5].

Każdy, zgodnie z Jego wezwaniem, zrealizuje świętość na swój sposób!

Teresa nie pozostawiła otrzymanych błogosławieństw bezowocnymi i wspierana miłością kierującą nią z jej własnego wnętrza, dokonała innego odkrycia:

Otwarłam Świętą Ewangelię i wzrok mój padł na zdanie: „Jezus wyszedł na górę i przywołał do siebie tych, których sam chciał; i ci do Niego przyszli” [Mk 3, 13].

I zaraz dodała:

Oto tajemnica mojego powołania, całego mojego życia, a nade wszystko tajemnica upodobania, jakie Jezus ma dla mojej duszy... Nie wzywa tych, którzy są tego godni, lecz tych, których sam chce, lub, jak mówi święty Paweł: „Bóg lituje się nad tym, nad kim zechce, i miłosierdzie okazuje temu, nad kim chce się zmiłować. Nie zależy to więc od trudu tego, kto chce, ani kto się ubiega, ale od litującego się Boga” [Rz 9, 15-16] [Rkp. A, 2r].

Oto naprawdę piękny komentarz do apostolstwa opisanego w Liście do Rzymian!

Rozważanie Ewangelii rozjaśnia i wyraża to, co Teresa nosi we własnym sercu: wie, że została powołana z łaski miłosierdzia. Właściwie to żadna zasługa z jej strony; wszystko bowiem zależy od dobrej woli Boga, który wybiera istoty słabe, żeby uczynić z nich arcydzieła swojego miłosierdzia. I ona także pragnie dać świadectwo tego Boskiego przywileju, którego była przedmiotem, stając się świadkiem miłości miłosiernej w celu ratowania ubogich, małych, wielkich grzeszników i tych wszystkich, którzy już niczego nie mają do dania, ani niczego nie oczekują.

Mała Teresa chciała zostać karmelitanką, aby modlić się za kapłanów i grzeszników (zob. Rkp. A, 69v), a owoce tego pragnienia przekroczyły mury klasztoru. Oto całe apostolstwo świętej!

Jednak latem 1896 roku ujawnia się kryzys jej powołania. Chciała być wszystkim: wojownikiem, kapłanem, apostołem, doktorem, męczennikiem... Jej pragnienia zdawały się nieskończone i chciała je w pełni zrealizować (zob. Rkp. B, 2v-3r).

Na dręczące ją pytania święta szuka odpowiedzi w Piśmie Świętym. Na modlitwie czyta listy św. Pawła; pyta Ducha Świętego i, poprzez dar wiedzy, otrzymuje odpowiedź:

Na modlitwie te pragnienia dręczyły mnie ogromnie. Postanowiłam więc poszukać odpowiedzi w listach św. Pawła. Gdy je otwarłam, wzrok mój padł na rozdział XII i XIII pierwszego listu do Koryntian... I przeczytałam tam najpierw, że wszyscy nie mogą być apostołami, prorokami, doktorami itd..., że Kościół składa się z różnych członków i że oko nie może być jednocześnie ręką... [zob. 1 Kor 12, 29; 12, 21] Odpowiedź była jasna, ale nie spełniała mych oczekiwań, nie przyniosła mi pokoju.

I jak Magdalena, która, nie przestając pochylać się nad pustym grobem, znalazła w końcu to, czego szukała [zob. J 20, 11-18], tak i ja, uniżając się aż do dna swojej nicości, wzniosłam się tak wysoko, że dosięgłam swego celu...

Nie zniechęcając się bowiem czytałam dalej i znalazłam zdanie, które podniosło mnie na duchu: „Starajcie się o większe dary, a ja wam wskażę drogę jeszcze doskonalszą” [1 Kor 12, 31].

I tu apostoł tłumaczy, jak wszystkie największe nawet dary są niczym bez Miłości... że Miłość jest drogą najlepszą, wiodącą do Boga w sposób pewny.

Wreszcie odnalazłam spokój... Wpatrując się w mistyczne ciało Kościoła, nie rozpoznałam się w żadnym z jego członków, opisywanych przez św. Pawła, lub raczej chciałam rozpoznać się we wszystkich... Klucz do mojego powołania dała mi Miłość. Zrozumiałam, że jeśli Kościół ma ciało zbudowane z różnych członków [zob. 1 Kor 13], to nie brakuje w nim z pewnością tego najbardziej koniecznego i szlachetnego... zrozumiałam, że Kościół ma Serce i że to Serce płonie Miłością. Zrozumiałam, że tylko Miłość wprawia w ruch członki Kościoła, że gdyby Miłość wygasła, to Apostołowie nie głosiliby już więcej Ewangelii, Męczennicy odmawialiby przelania krwi... Zrozumiałam, że miłość zawiera wszystkie powołania, że miłość jest wszystkim, że ogarnia wszystkie czasy i wszystkie miejsca... słowem, że jest wieczna!...

Wówczas w porywie szalonej radości zawołałam: Jezu, moja Miłości... znalazłam wreszcie powołanie, powołanie moje to miłość!... Tak, znalazłam swoje miejsce w Kościele i to Ty, mój Boże, mi je dałeś... w sercu Kościoła, mej Matki, będę Miłością... W ten sposób będę wszystkim... W ten sposób moje marzenie się spełni! [Rkp. B, 3r-3v].

Miłość! Oto więź łącząca powołanie i apostolstwo, bowiem bez miłości nie przetrwa żadne zaangażowanie.

Teresa pragnie złączyć się z sercem Kościoła, którym jest miłość. Miłość, która wprawia w ruch wszystkie członki; która zawiera w sobie wszystkie powołania; która jest miłosierna, jest wszystkim. Kochając, łączy się ze wszystkimi członkami Mistycznego Ciała obecnymi w Świętych Obcowaniu.

W ten sposób urzeczywistniają się „jej marzenia większe niż wszechświat”: ponieważ miłość jest wszystkim, ogarnia wszystkie czasy i wszystkie miejsca, jest wieczna. Czyż pewnego dnia nie wyznaje ona, że kochając, „kocha za swych braci, którzy walczą” (zob. Rkp. B, 4r)?

Infirmerka poradziła [Teresie], by odbywała codziennie przez kwadrans małą przechadzkę po ogrodzie... Jedna z sióstr, widząc, że ją to męczy, powiedziała do niej: Może byłoby lepiej, gdyby siostra odpoczęła, bo w tych warunkach przechadzka nie przyniesie korzyści, ale bardziej siostrę wyczerpie... „To prawda – odpowiedziała – ale wie siostra, co dodaje mi siły? Oto chodzę w intencji jednego z misjonarzy. Myślę, że tam gdzieś daleko jest jeden z nich zmęczony podróżami apostolskimi, więc ofiarowuję Bogu moje zmęczenie, by zmniejszyć jego...”.

Tak jak serce rozprowadza krew po całym ciele, tak Teresa jest sercem, modląc się i składając ofiary za całe Ciało Kościoła. Ofiara miłości w małych aktach, drobne rzeczy, małe gesty – to sposób złączenia się z „ciałem i krwią” codzienności, na wzór Syna pochodzącego z Ciała, który przemienia nasze ciało Bożą mocą. A ta moc aktualizuje się, bez zgiełku słów, w tajemnicy:

Aby dowieść Ci [Jezu] miłości, nie mam innego sposobu, jak rzucać kwiaty, czyli nie przepuścić żadnego małego wyrzeczenia, żadnego spojrzenia, żadnego słowa, skorzystać ze wszystkich najmniejszych rzeczy i czynić je z miłością... Chcę cierpieć z miłości i nawet rozkoszować się z miłości, właśnie tak będę rzucać kwiaty przed twój tron [Rkp. B, 4r-4v].

Najpiękniejsze powołania – od tych najbardziej ukrytych aż po te najbardziej widoczne – są niczym bez miłości.

Św. Teresa tkwi w sercu Kościoła, w żywym Źródle, które wprawia w ruch członki. To tam skupiają się wszystkie powołania. Pragnie znaleźć się tam, by być w najgłębszej części Kościoła, tej, która pozwala jej być wszystkim. Duch Święty jest uosobieniem miłości. Pragnąc być miłością, Teresa chce zjednoczyć się z Nim, by działać i skłaniać do działania pod wpływem Jego poruszeń. Pozwala Mu w ten sposób czynić płodnymi Jego członki.

Później, poprzez swoje pisma, Teresa przygotowuje się do głoszenia otwarcie swojej żywej ewangelii, która „od wiary wychodzi i ku wierze prowadzi”, tryskającej wprost z jej osobistego doświadczenia.

Teresa chce głosić swoją żywą ewangelię łaski najpierw w akcie posłuszeństwa swojej przełożonej, a także ze świadomością, że ma coś do powiedzenia swojemu najbliższemu otoczeniu, a potem i całemu światu. Jak pisze do siostry Marii od Najświętszego Serca w 1896 roku na temat Rękopisu B:

Kochana Siostro, prosiłaś, bym ci opisała [...] „moją małą doktrynę”, jak mawiasz... Uczyniłam to dalej... [Rkp. B, 1v]

Ona sama, pouczana w swoim wnętrzu przez Jezusa o „sprawach miłości” (zob. Rkp. A, 49r), chce przekazać dalej tę miłosną wiedzę.

I realizuje swoje apostolstwo jako mistrzyni nowicjatu pięciu sióstr. Jej nauka polega na prowadzeniu sióstr ku „posłuszeństwu wierze”, inaczej mówiąc, ku całkowitej i ślepej ufności w miłość miłosierną, na „małej drodze”. Doświadcza ona potrzeby wprowadzenia sióstr, nie tylko nowicjuszek, w ofiarowanie się miłości miłosiernej, do złożenia ofiary Bogu z całej swojej istoty (zob. Rz 12,1).

Jej „mała droga” przekracza klasztorne mury, ponieważ w swoje nauczanie włącza dwóch braci misjonarzy, których powierza jej matka Maria Gonzaga: księdza Bellière’a, który popłynie do Afryki, oraz ojca Roullanda, wysłanego do Chin. W listach do nich wykłada swoją doktrynę. Do pierwszego z duchownych pisze:

Jak już dotrę do portu, pouczę Cię, drogi Braciszku mojej duszy, jak masz żeglować przez wzburzone morze świata: z ufnością i miłością dziecka, które wie, że Ojciec je miłuje i nie może go zostawić bez pomocy w godzinie niebezpieczeństwa. [...]

Zrozumiałam bardziej niż kiedykolwiek, do jakiego stopnia dusza Twoja jest siostrą mojej; jest bowiem powołana, aby wznosić się do Boga windą miłości, a nie wspinaniem się po ciężkich schodach bojaźni...

Po śmierci jej misja trwa:

Jestem wszakże pewna, że daleko więcej Cię wspomogę, byś mógł iść tą rozkoszną drogą, gdy będę już wyzwolona ze śmiertelnej powłoki.

Święta przeczuwała, że jej nauka uczyni wiele dobrego innym jako dzieło pośmiertne:

Czuję przede wszystkim, że teraz zacznie się moje posłannictwo, posłannictwo pociągania dusz do miłowania Boga tak, jak ja Go miłuję, wskazywania im mojej małej drogi. Jeśli Pan Bóg spełni moje pragnienie, moje niebo będzie – aż do końca świata – na ziemi. Tak, chcę, aby moje niebo polegało na czynieniu dobrze na ziemi. To nie jest niemożliwe, skoro nawet aniołowie, pogrążeni w wizji uszczęśliwiającej, czuwają nad nami..

O sercu i celu każdego apostolstwa natomiast pisze:

Och! To Miłość! Kochać, być kochaną i powracać na ziemię, by budzić ukochanie Miłości.