Wsiowi ludzie

Ks. Roman Tomaszczuk; GN 50/2011 Świdnica

publikacja 22.12.2011 07:00

Osioł i owce w zagrodzie, pługi i brony na korytarzu, a św. Mikołaj na kosiarce, słowem – kleryk potrafi .

Wsiowi ludzie Ks. Roman Tomaszczuk/ GN W paczkach od św. Mikołaja znalazły się m.in. swojskie wyroby i okolicznościowa poduszka.

Godziny spędzone w kaplicy, regulaminowy porządek, dzwonki dyktujące rytm dnia, wykłady z filozofii i teologii, celebracje i święta – to codzienność w drodze do kapłaństwa. Jest jednak taki czas, gdy dostojny alumn zamienia się w reżysera, scenografa i aktora, żeby ciężko pracować i bawić publiczność – jak w kabarecie.

Juwenalia w koloratce

Już w średniowieczu studenci rwali się do zabawy we władzę, a gdy tylko dostawali klucze od miasta, natychmiast urządzali w nim swoje królestwo. Stawali się panami świata, który służył zabawie, radości i swobodzie. I tak już zostało. Po dziś dzień Juwenalia (z łac. Święto młodzieńców) są okazją do przypomnienia „śmiertelnie poważnym” dorosłym, że młodość kieruje się inną niż oni logiką, że szara codzienność wykrzywiona w zwierciadle krytycyzmu, ironii i nutki złośliwości staje się nadzwyczaj barwna.  – Także w seminarium – uśmiecha się Mateusz Kubusiak, senior czwartego roku Wyższego Seminarium Duchownego w Świdnicy.

– Obchody wspomnienia św. Mikołaja mają u nas teatralną oprawę. Tego jednego dnia seminarium zamienia się w świat, w którym panują inne niż zazwyczaj zasady. Do ostatniego momentu szczegóły „mikołajowego” porządku są pieczołowicie chronioną tajemnicą. Wiele się robi, byle tylko nie stracić nic z elementu zaskoczenia, niespodzianki i wprawienia w zdumienie – zapewnia.

Szablon przyłożony

Przygotowania do wizyty św. Mikołaja zaczynają się od decyzji o konwencji, w jakiej cała wspólnota przeżyje ten dzień. – Zastanawialiśmy się, czy nie wywieźć wszystkich na Dziki Zachód albo czy nie zamienić seminarium na remizę strażacką lub posterunek policji – wspomina narady w gronie kolegów Dawid Fiołek. – Musieliśmy jednak liczyć się z możliwościami odtworzenia danej scenografii – wtrąca Rafał Szuba. – Można było pokusić się o sprowadzenie do nas kosmitów, ale wynajęcie latającego talerza zdecydowanie przewyższa nasze możliwości – żartuje Dawid. Padło więc na swojskie klimaty.

– Będzie wieś! – zdecydowano i zaczęły się narady koncepcyjne. Najpierw należało przekalkować strukturę sołectwa na porządek seminarium. Zatem: sołtys będzie odpowiednikiem rektora; rada sołecka to seminaryjni przełożeni; wiejski policjant pasuje do funkcji prefekta, w końcu grupa wieśniaków dobrze odda klerycką brać. – Ale najważniejsze było dla nas to, że rekwizyty przybliżające klimat wioski były łatwe do zgromadzenia – mówi senior.

Tylko konia zabrakło

Dziewiętnastowieczna wieś – oto wyzwanie. Na szczęście w Wirkach i w Komorowie wciąż są szopy, w których leżakują konne pługi czy brony, można tam znaleźć chomąto i całkiem sporo starych sprzętów domowych: kanki, wiadra, prawidła, lampy oliwne czy kołowrotek. – W nocy poprzedzającej wizytę św. Mikołaja zaaranżowaliśmy nasze korytarze na wiejskie podwórze – opowiada Dawid. – A dla jeszcze większego efektu wszędzie, gdzie się dało rozsypaliśmy liście, słomę i siano – dodaje. Prawdziwym hitem były żywe zwierzęta, które na jeden dzień zamieniły swoje gospodarstwa na seminaryjny dziedziniec: osioł przyjechał z Głuszycy, owce z Mokrzeszowa, króliki z Nowic, a małe kurki liliputki z Marcinowic. Zabrakło tylko konia i krowy, ponieważ były pewne kłopoty z ich transportem. Kiedy dekoracja była gotowa, przyszedł czas na akcję. Nadchodził świt.

Wsi spokojna, wsi wesoła

O 5.00 pianie koguta i ryczenie krów domagających się porannego obrządku postawiło dom na nogi. Po korytarzu spacerowali chłopi, częstując mlekiem z porannego udoju. – Zaraz potem staliśmy się najsławniejszą wioską w Polsce, ponieważ sto procent jej mieszkańców wzięło udział we Mszy św. – zaznacza Rafał. Na śniadanie był chleb ze smalcem, kawa zbożowa i ogórki, na obiad podano kartoflankę i kaszę ze skwarkami. Po południu wieśniacy wybrali się do teatru, żeby się odchamić. Z zaciekawieniem obejrzeli adaptację „Kordiana” Juliusza Słowackiego przygotowaną przez seminaryjny teatr. Jednak gwoździem programu była komedia w wiejskim stylu. – Teksty powstawały w ciągu ostatniego miesiąca – Dawid zdradza kulisy przedstawienia. – Inspirację czerpaliśmy z seminaryjnego życia, bo kiedy codzienność potraktuje się z przymrużeniem oka, wtedy naprawdę zabawa jest przednia – mówi. Święty Mikołaj wjechał do seminaryjnej wioski na kosiarce do koszenia trawy. Oprócz prezentów przywiózł gratulacje. Podziwiał władze uczelni i studentów za zdrowy dystans do siebie, ale radził też, żeby to i owo wziąć sobie do serca.

– Zanim przyszedłem do seminarium, słuchałem opowieści znajomych księży o ich mikołajowych przedstawieniach –   podsumowuje Mateusz. – Dzisiaj cieszę się, że także i ja mogę opowiadać o tym, jakiego „mikołaja” pokazaliśmy. Dołączyłem więc do tej żartobliwej sztafety kleryckich pokoleń, żeby tradycji stało się zadość.