Więcej praw dla Unii kosztem państw?

KAI |

publikacja 08.12.2011 23:15

Europejska potrzebuje głębokich reform politycznych i ekonomicznych – uważa ks. prof. Piotr Mazurkiewicz.

Więcej praw dla Unii kosztem państw? Henryk Przondziono /foto gość Ks. prof. Piotr Mazurkiewicz

Sekretarz generalny Komisji Episkopatów Wspólnoty Europejskiej (COMECE) nawiązując do rozpoczętego dzisiaj w Brukseli szczytu państw UE zaznacza w rozmowie z KAI, że reformy „nie mogą być powierzchowne i przynoszące krótkoterminowe korzyści”. Wskazał na konieczność powrotu do chrześcijańskiej inspiracji w budowaniu europejskiej wspólnoty. W rozmowie ks. prof. Mazurkiewicz mówi m.in. o przyczynach europejskiego kryzysu, roli Kościoła na drodze wychodzenia z niego, federacyjnej koncepcji UE a także polskiej prezydencji.

Publikujemy tekst rozmowy:

Krzysztof Tomasik: Polityczno-ekonomiczny kryzys jaki przeżywa Europa ma także swe źródło w kryzysie wartości. Widzi Ksiądz drogi wyjścia z niego?

Ks. Piotr Mazurkiewicz: Już w ostatniej fazie pontyfikatu Jana Pawła II mówiło się, że Europa jako kontynent jest w kryzysie. Ten motyw jest bardzo mocno obecny w adhortacji posynodalnej „Ecclesia in Europa” z 2003 r. Papież wskazuje w niej na wiele elementów kryzysu ale nade wszystko braku nadziei, który objawia się w niechęci do podejmowania ostatecznych decyzji w odniesieniu np. do małżeństwa, czy niechęci do posiadania dzieci. Jeśli chcemy wskazać na źródła obecnej sytuacji to musimy mówić ostatecznie o kryzysie antropologicznym. Cywilizacja europejska była budowana na koncepcji człowieka uwzględniającej przede wszystkim dobro jednostki i całego społeczeństwa w oparciu o wartości chrześcijańskie. Wraz z sekularyzacją chrześcijańska inspiracja została poważnie osłabiona. Objawia się to bardzo wyraźnie w naszym codziennym życiu. Kryzys małżeństwa i rodzinny pociąga za sobą kryzys demograficzny, a demografia przekłada się na problemy ekonomiczne.

Kryzys głębszych motywacji i sensu napędza konsumpcyjny styl życia. Rozważając przyczyny kryzysu finansowego wskazuje się, że od wielu lat Europa żyje na kredyt. Konsumujemy znacznie więcej niż nas na to stać i zaciągamy kredyt na konto przyszłych pokoleń. Powstaje pytanie, w jakim stanie przekazujemy świat kolejnym pokoleniom, jak wygląda nasza solidarność z naszymi dziećmi i wnukami. Dlatego konieczne są głębokie reformy polityczne i ekonomiczne. Nie mogą one być powierzchowne, przynoszące krótkoterminowe korzyści. Jeśli nie powrócimy do chrześcijańskiej inspiracji, nie tylko w sensie religijnym, za co odpowiedzialne są Kościoły, do opartej na chrześcijańskiej wizji człowieka, sensu życia i wartości to na nie wiele zdadzą się reformy. Te wartości powinny znaleźć swe odwzorowanie przede wszystkim w stanowionym prawie.

Czy lekarstwem na zażegnanie kryzysu jest ściślejsza integracja krajów Unii Europejskiej? Szef polskiej dyplomacji w niedawnym przemówieniu w Berlinie zaproponował nawet utworzenie federacji, co łączyłoby się m. in. z jeszcze większym zrzeczeniem się części suwerenności ze strony państw członkowskich. W Polsce ta propozycja wywołała burzliwą debatę...

- W zamierzeniach twórców UE integracja opiera się na pewnej równowadze. Z jednej strony utworzyły się historycznie wspólnoty narodowe, które zyskały swój wymiar w postaci niepodległych państw a z drugiej strony wypracowano pewien model współpracy między państwami, który zapewnia harmonię między nimi, szczególnie na płaszczyźnie ekonomicznej, a to zapewnia pokój w Europie i zapobiega konfliktom. Podkreślmy, że u źródeł integracji europejskiej nie była budowa stanów zjednoczonych Ameryki w Europie. Starano się zbudować strukturę ekonomiczno-polityczną, która szanuje historię i odrębność narodów. W jakiej formie politycznej miałaby się taka federacja wyrażać to jest pytanie do polityków. Trzeba pamiętać, że to oni mają demokratyczny mandat swoich krajów i to oni uwzględniając głos swoich społeczeństw mogą kształtować oblicze Unii. Kościół się tym nie zajmuje. Myślę, że nadal konieczne jest utrzymywanie równowagi między odrębnością państw narodowych a wspólnotowym wymiarem UE.

Jak utrzymać obecnie równowagę między zdrowym interesem narodowym a solidarną pomocą wspólnoty?

– Obecnie państwa północnej części Europy, w tym Niemcy, stosunkowo dobrze radzą sobie z kryzysem i nie jest to kwestia tylko tego, że ludzie tam żyjący są bardziej pracowici. Musimy pamiętać o różnicy mentalności mieszkańców krajów południowej i północnej części naszego kontynentu. Mierzenie krajów południa kryteriami mentalności północnoeuropejskiej mogłoby doprowadzić do katastrofy. Jeden z hiszpańskich biskupów powiedział mi: „Dla większości ludzi Północy ważne jest dążenie do materialnego bogactwa, to ich motywuje do pracy i to dobrze funkcjonuje. Natomiast dla nas na Południu ważne jest szczęście i radości dnia codziennego.

Chcemy cieszyć się życiem, co nie oznacza bynajmniej lenistwa. Praca służy, aby być szczęśliwym a nie żeby być bogatym”. Uważam, że narzucanie jednego modelu dla funkcjonowania Unii nie ma szans powodzenia. Media w krajach południa Europy podkreślają, że owszem kraje północnej Europy radzą sobie lepiej, ale to one są także odpowiedzialne za kryzys. Wskazują, że przecież długi zaciągane były w Niemczech, Francji i innych krajach na kupowanie produktów pochodzących właśnie z tych krajów. Jeśli będziemy widzieli winnych tylko po jednej stronie to nie dojdziemy do porozumienia. Jak na razie, w obecnej debacie, w tym tkwi różnica między stanowiskiem Niemiec i Francji a szefem Komisji Europejskiej José Manuel Barroso i Hermanem Van Rompuyem, przewodniczącym Rady Europejskiej. W imię unijnej solidarności musimy razem szukać rozwiązań i dróg wyjścia z kryzysu.

Jaką Kościół może pomóc Europie w wychodzeniu z kryzysu?

– Nawiązując ponownie do adhortacji „Ecclesia in Europa” ale i ostatniej adhortacji dla Afryki to zadaniem Kościoła w sytuacji kryzysowej jest przede wszystkim głoszenie Ewangelii. Ludzie potrzebują nadziei. To w Chrystusie jest odpowiedź na problemy, które przeżywamy. Przypomnijmy słowa kard. Roberta Saraha, przewodniczącego Papieskiej Rady „Cor Unum”, który powiedział, że często jesteśmy zbyt skoncentrowani na nauczaniu społecznym Kościoła a zapominamy o ewangelizacji. Nauczanie społeczne nie jest jakąś autonomiczną dziedziną świecką, ale jest ściśle zintegrowane z głoszeniem Ewangelii. Nie możemy zapominać o wymiarze duszpasterskim Kościoła w Europie. Jeśli świątynie na naszym kontynencie będą wypełnione wiernymi głęboko przeżywającymi spotkanie z Chrystusem to Europa będzie wyglądała inaczej. Ponadto musimy czerpać ze społecznego nauczania Kościoła w praktyce codziennej. Kryzys ekonomiczny jest bardzo głęboko dostrzegany przez Kościół ponieważ dotyczy milionów ludzi i ich codziennego życia: czy sytuacja rodzin jest stabilna, czy ludzie mają pracę, jaka jest skala ubóstwa. Kościół stara się dawać ludziom nadzieję, gdyż to ona jest motorem ludzkiego działania. Musimy tę nadzieję właściwie ulokować. Podkreślał to bardzo mocno kard. Joseph Ratzinger, który mówił, że Kościół jest promotorem nadziei w społeczeństwie, ale nie jest promotorem nadziei stworzenia raju na ziemi. Kościół nie głosi ziemskiej utopii, lecz nadzieję przemienionego świata, czyli Królestwa Bożego. Stąd wszystkie ziemskie projekty zawsze będą niedoskonałe. Zadaniem Kościoła jest motywowanie ludzi do działań dla dobra wspólnoty a z drugiej strony przestrzeganiem przed utopijnymi wizjami świata, w których polityka obiecuje coś, czego nie może spełnić.

Czy politycy europejscy słuchają i doceniają głos Kościoła?

- Zależy, jacy politycy. Część z nich jest wrażliwa na głos Kościoła i jest ich stosunkowo dużo. Rodzi się pytanie, czy jest ich wystarczająco dużo. Otwarcie na głos Kościoła jest różny w różnych sprawach. W przyszłym roku będziemy obchodzić 10. rocznicę dokumentu Kongregacji Nauki Wiary o zaangażowaniu katolików w życie polityczne. Tam jest mowa o wartościach, które nie podlegają negocjacjom i które powinny być przez wszystkich polityków, zwłaszcza katolickich, promowane. W większości wypadków przy głosowaniach w Parlamencie Europejskim dotyczących spraw, gdzie te wartości są podważane, to katolicy przegrywają. Pocieszające jest to, że jednak znajduje się 200, 300 parlamentarzystów, którzy bronią niepodważalnych wartości.

Czy Polska dobrze daje sobie radę sprawując prezydencję w UE?

- Unia Europejska przeżywa trudne czasy, ale na szczęście nie doszło do żadnej katastrofy. Tym samym nie mam powodów do narzekania na polską prezydencję. Co dobrego z niej wynika zobaczymy, gdy się ona zakończy. Ważne jest to, że jak na razie udało się zapobiec krytycznym sytuacjom. Ponadto nie możemy też myśleć, że praca w Unii przez ostatnie pół roku służyła tylko zapobieganiu katastrofie, ale służyła ona także realizacji wielu pozytywnych celów.