publikacja 27.11.2011 07:00
Według kalendarza gregoriańskiego przełomowy jest dzień 1 stycznia. W kalendarzu liturgicznym każdy jest ważny, pod warunkiem, że przybliża nas do Boga.
Grzegorz Brożek/ GN
Cantate Amore powstał, by śpiewać o Jezusie.
Pierwszym dniem nowego roku liturgicznego w tym roku kalendarzowym będzie niedziela 27 listopada. Oznacza to jednocześnie, że wcześniej kończy się rok poprzedni.
Jakoś się nie utrwaliło
Czy ktoś pamięta, jakie było hasło duszpasterskie mijającego roku? – Pamiętam, że rok zaczyna się od Adwentu, ale hasła w ogóle. Na pewno słyszałam, ale jakoś mi się nie utrwaliło. O nowy rok też niech pan lepiej nie pyta – mówi szczerze Helena, mieszkanka Nowego Sącza. O ile cykl roku liturgicznego, w którym przeżywamy misterium zbawcze Chrystusa, to element katolickiego abecadła, o tyle znajomość zmieniającego się każdego roku hasła tego okresu nie należy do „jazdy obowiązkowej” dla świeckich. – Ale dla duszpasterzy i innych mocno zaangażowanych w pracę jednak tak. Wierni i tak zetkną się z hasłem roku w czasie kazań, spotkań formacyjnych grup parafialnych, bo hasło jest syntezą programu pracy duszpasterskiej. W zbliżającym się roku hasłem są słowa: „Kościół naszym domem” – mówi ks. Paweł Płatek, dyrektor Wydziału Duszpasterstwa Ogólnego tarnowskiej kurii.
Od tego jest cement
Od 1997 roku parafia Ptaszkowa koło Grybowa buduje nową świątynię. Kościół jest prawie gotowy. Teraz nadszedł etap wykończenia wnętrz i wyposażania. – Od początku budujemy własnymi siłami. Fachowców mamy własnych. Parafia podzielona na rejony i zawsze można liczyć, że, jak trzeba, to 30–40 ludzi pracuje jednocześnie – mówi Stanisław Rzemiński, zaopatrzeniowiec budowy. Parafianie przepracowali łącznie ok. 25–30 tys. dniówek. – Dziś, jakby tak cała parafia stanęła pod tym kościołem, to każdy mógłby pokazać miejsce, w którym dosłownie jest jego robota, w fundamentach, w ścianach, w dachu, posadzkach – przekonuje Marek Ząber, kierownik budowy. Taką metodę budowania zaakceptowała cała społeczność. – Mamy proboszcza, jak się to mówi „do ludzi”. Budujemy zatem powoli, spokojnie, bez długów. Dzięki temu taka budowa, która normalnie może naszarpać nerwów, u nas jeszcze cementuje ludzi – dodaje Rzemiński. Planują nieśmiało, że do świątyni wejdą w 2014 roku. Na imieniny Matki Bożej. – Pracujemy dla przyszłych pokoleń. Mamy szczęście, że coś zostanie po nas. To jest tak, że jak rodzina ma domek, tak parafia ma kościół. My idziemy do naszego drewnianego kościółka czy pracować tu, na budowę, jak do siebie, jak na swoje – konstatuje Józef Sekuła, cieśla z Ptaszkowej.
To należy do mnie
– Był rok 1959, jak zaczynałem. Stał kościół, obok organistówka i nasz dom i więcej nic w pobliżu nie było – zaczyna opowiadanie Ludwik Chrostek, kościelny z Szynwałdu pod Tarnowem. W tym roku mijają 52 lata jego służby. – Jak byłem młody chłopak, to mi trochę nie pasowało, a bo to Msza św. była tylko rano w dni powszednie, to trzeba było wstać o 5.00, by pół godziny później wyjść na wieżę i ciągnąć sznur od dzwonu – uśmiecha się Chrostek. Obowiązki kościelnego można by sprowadzić do otwarcia świątyni, przygotowania jej do Mszy i zamknięcia po wszystkim, ale zakrystianin to często w parafii człowiek od wszystkiego. – Kiedyś nie było ludzi tak włączonych do organizacji wydarzeń, to trzeba było pomóc, np. siostrze zakonnej, która miała masę pracy ze zdobieniem kościoła przed świętami, Komunią czy innymi okazjami. W Boże Ciało to od 5 rano trzeba było rozkładać ołtarze, które wcześniej się przygotowało – wspomina Chrostek.
Kiedy nie było nowoczesnego ogrzewania, a Msze święte były rano, pan Ludwik o 3 w nocy w zimie zaczynał palić w parafialnym piecu, by „złamać powietrze” w kościele, jak ksiądz i ludzie przyjdą się modlić. – Żaden proboszcz nie nastawał, ale ja miałem tak zakodowane, że wszystko, co trzeba zrobić przy kościele i wokół niego, należy do mnie. To miejsce mojej pracy, ale też przecież mój kościół i moja parafia – podkreśla.
Parafialna „porodowka”
Działający przy tarnowskiej parafii pw. Miłosierdzia Bożego zespół Cantate Amore wydał swoją pierwszą w 5-letniej działalności płytę zatytułowaną „Jemu na Tobie zależy”. – Zaczęło się tak, że któregoś dnia podszedł do mnie ksiądz i zapytał, czy nie poprowadziłbym zespołu muzycznego. Jakiego, zapytałem. „Jeszcze go nie ma, trzeba dopiero założyć” – wspomina Andrzej Grabczyński, opiekun grupy. Cantate Amore powstał po to, by towarzysząc liturgii, pomagać ludziom się modlić. – Definiujemy to, co robimy, jako służbę. Czujemy, że jesteśmy potrzebni tej wspólnocie, którą sami z innymi tworzymy. Jesteśmy z niej i dla niej – dodaje.
Ewa Grabczyńska od lat prowadzi w parafii scholę. W zespole też jest od początku. Kiedyś dostała esemesa: „Super śpiewacie, jak się słucha waszych piosenek, to człowiek chce być lepszy”. – Muzyka dla mnie jest pasją, a piosenka religijna modlitwą. Śpiewamy o Bogu, dzielimy się tym, dzielimy się sobą – dodaje. To ewangelizacja, uświęcanie. W dodatku zaraźliwe, bo z jednego zespołu tworzą się następne. – Mamy teraz też taką grupę, którą nazywamy Cantate Amore Bis. Jest to grupa stricte młodzieżowa. Radość wiary pączkuje, a parafia jest miejscem dzielenia i dziania się dobrych rzeczy w nas samych – dodaje Roksana Chrzanowska.
Wartość wspólnoty
Ks. Paweł Płatek, dyrektor Wydziału Duszpasterstwa Ogólnego Kurii diecezjalnej w Tarnowie
– Każdy wierzący powinien sobie uświadomić, co wynika z tego, że jest we wspólnocie parafialnej. Zależy nam na zwróceniu uwagi, że parafia nie jest miejscem, do którego przychodzi się po usługi religijne, ale wspólnotą, środowiskiem ludzi razem zmierzających ku Bogu, ku świętości. Poczucie więzi i wspólnoty jest bardzo ważne. Jako wierzący powinniśmy widzieć się nawzajem jako bracia i siostry, a tym lepsze możemy mieć relacje z drugim człowiekiem, im jesteśmy bliżej Boga. Im kto więcej Boga ma w sercu, tym bardziej też ceni wspólnotę parafialną. Hasło „Kościół naszym domem” to wezwanie do tego, by odpowiedzieć sobie, na ile silny związek mam z Bogiem i jak patrzę na parafię, na bliźnich, na braci i siostry w Jezusie.