Rejon z darem głodu

GN 46/2011 Legnica

publikacja 25.11.2011 06:35

O modlitwie non-stop, centrum w bazylice oraz uzdrowieniu z gniewu z Mirosławem Dębskim, moderatorem rejonowym DK, rozmawia Jędrzej Rams.

Rejon z darem głodu Jędrzej Rams / GN Mirosław Dębski nie ukrywa, że jego małżeństwo i szczęście rodzinne w dużym stopniu zależy od formacji w ruchu. Jędrzej Rams

Jędrzej Rams: Wygląda Pan bardzo młodo, nie jak osoba, która pamięta początki Domowego Kościoła w Jeleniej Górze.

Mirosław Dębski: Oj, jasne, że nie pamiętam. Jestem we wspólnocie dopiero od dziesięciu lat, ale planuję dłużej! Wcześniej z żoną byliśmy w Odnowie w Duchu Świętym. Tam dostąpiłem nawrócenia. W jego następstwie przyjęliśmy sakrament małżeństwa. Po jakimś czasie nasza znajoma zaczęła nas namawiać do wstąpienia do Domowego Kościoła. Na początku nie docierało to do nas. Ale były zdarzenia, które odczytywaliśmy jako znaki od Pana Boga. I dlatego po kilku takich znakach od Niego zainteresowałem się ruchem. Podzwoniliśmy po znajomych i zaczęliśmy się spotykać. W sumie w naszym kręgu były cztery rodziny. No i trzeba powiedzieć, że znaleźliśmy to, czego nam brakowało.

I jak wygląda DK z perspektywy tej dekady?

– W sumie w diecezji jest siedem rejonów. Jelenia Góra jest dużym rejonem Domowego Kościoła. Ma 13 kręgów, z czego jeden jest jeszcze pilotowany, w trakcie formowania. W każdym kręgu jest od 4 do 7 rodzin. Łącznie rejon tworzy 57 rodzin. Pierwszą parafią, gdzie powstał Domowy Kościół, była parafia pw. św. Wojciecha, a było to właśnie w 1981 r. Dzisiaj centrum naszego życia jest bazylika pw. Świętych Erazma i Pankracego. To dlatego tutaj odbędzie się nasze świętowanie rocznicy, które zaplanowaliśmy na 20 listopada jako ewangelizację na każdej ze Mszy świętych. Będziemy podczas nich opowiadać o naszym życiu z Jezusem i Domowym Kościołem. O 13.00 zgromadzimy się na uroczystej Eucharystii, na którą zapraszamy m.in. kapłanów, którzy nam w ciągu tych 30 lat posługiwali. Będą też pary, które tworzyły Domowy Kościół w Jeleniej Górze. Mam na myśli m.in. Barbarę i Józefa Rypińskich czy Krystynę i Jana Bułaków. Basia i Józek napisali nawet historię początków DK w naszym mieście. Opowiadają m.in. o spotkaniu z ks. Blachnickim czy „darze głodu Boga”, jakiego doświadczyli w pierwszych jeleniogórskich kręgach.

Można u was liczyć na bardzo silne przeżycia…

– Sam doświadczyłem uzdrowienia z gniewu w czasie rekolekcji ruchu. Pan Bóg działa i zmienia człowieka. Odczułem to na przykład, gdy podjąłem się abstynencji w intencji konkretnej osoby. Po kilku latach przestała w ogóle pić! To działa. W rejonie pielęgnujemy diakonię modlitwy. Przez całe dnie, godzina po godzinie, nasze rodziny modlą się kolejno w jakiejś intencji. Mamy ogromne owoce wstawienniczych modlitw! To wielka łaska mieć taką drugą rodzinę, która nas wspiera. Dla przykładu powiem, że w kościółku pw. św. Anny, gdzie jest wieczysta adoracja Najświętszego Sakramentu, raz w miesiącu organizujemy spotkania modlitewne dla rejonu. Jedna osoba niewiele może. Siłą jest wspólnota – rodzina, a może nawet coś więcej niż rodzina…

Więcej niż rodzina?

– Tak, wiem – mocno powiedziane. Ale wiem też, że o wielu sytuacjach trudno się rozmawia w naturalnej rodzinie. Na kręgu czasami rozmawia się łatwiej. Nie można generalizować, ale są tematy, którymi chcę się podzielić, i tam mogę. Tam będę wysłuchany – i tam pomodlą się w mojej intencji.

Ale Domowy Kościół nie zastąpi prawdziwej rodziny.

– Jasne, że nie! Na szczęście program formacji jest tak ułożony, że na pierwszym miejscu zawsze jest nasza rodzina. Przykładowo, w spotkaniach modlitewnych rzadko biorą udział młode małżeństwa. Mają malutkie dzieci, które wymagają opieki, i nie wolno ich zmuszać do zaniedbywania swoich pociech na rzecz modlitwy. Są przecież priorytety w życiu!

Wymienia Pan wiele pozytywów. Przyznam, że brzmi to trochę fantastycznie, nierealnie…

– Oczywiście, mamy też problemy, to jest chyba naturalne. Chcielibyśmy, by zwiększała się liczba zaangażowanych członków. Miarą tego mogłoby być rozrastanie się poszczególnych diakonii. Na wszystko potrzeba czasu. Na teraz mogę się pochwalić, że kilku członków DK bierze udział w tworzeniu katolickiej szkoły w naszym mieście. W naszych kręgach pojawiają się też nowe rodziny, i to są często dzieci tych, którzy od wielu lat są w Domowym Kościele. Nawet zaczynają się pojawiać rodziny wnuków! Widać więc, że poszczególne rodziny żyją Bogiem. Że dzieci zazwyczaj nie odrzucają wartości rodziców i same włączają się w Domowy Kościół. Program został tak genialnie poukładany przez ks. Blachnickiego pod wpływem Ducha Świętego, że w stu procentach zaspokaja potrzeby rodzin. Jeśli tylko zechcą dokładnie wsłuchać się w „głód Boga” i postanowią go zaspokoić, owoce przyjdą…