Przodem do Pana Boga

Karolina Pawłowska; GN 44/2011 Koszalin

publikacja 17.11.2011 07:00

Studiują dokumenty Kościoła, uczą się łaciny, po wiejskich parafiach poszukują ornatów i feretronów. Wszystko po to, żeby lepiej poznać „Mszę wszechczasów”.

Przodem do Pana Boga Karolina Pawłowska/ GN Zachwyciła mnie cisza - mówi o przedsoborowej liturgii o. Krzysztof Szachta.

Raz w miesiącu malutki kościółek pw. św. Józefa Oblubieńca jest jak wehikuł czasu. Pełne skupienia milczenie, dym kadzidła i mruczący cichutko po łacinie ministranci.

Nie w poszukiwaniu dziwności

W pierwszą niedzielę miesiąca spotyka się tu stała grupa około 40 osób. Inni przychodzą z ciekawości, poszukując sensacji albo „dziwności”. Ci pojawiają się i znikają. Ale dla większości zwolenników nadzwyczajnej formy rytu to cały styl życia, widzenie świata. Dla Rafała Semołonika pierwsza Msza św. odprawiana w nadzwyczajnej formie rytu była jak objawienie. Chłonął ją całym sobą, przez skórę. – Nie zrozumiałem oczywiście ani słowa. I paradoksalnie dopiero do mnie dotarło, czym jest dokonująca się podczas Eucharystii ofiara Chrystusa. Niepojęta tajemnica. Nie widziałem przecież nic poza plecami księdza. I kiedy w końcu kapłan podniósł do góry Ciało Pańskie zrozumiałem, że właśnie się dokonała przemiana – wspomina, nie ukrywając entuzjazmu.

Z pierwszego zachwytu zrodziła się chęć zrozumienia i pasja. – Powoli zacząłem szukać, pytać, poznawać. Są też w całej diecezji ludzie chętni, pomyśleliśmy zatem, że nie bezzasadne jest stworzenie warsztatów, które umożliwią dobre zrozumienie Mszy przedsoborowej, przygotują do śpiewu liturgicznego, wyszkolą służbę liturgiczną. Zależy nam też na zainteresowaniu nadzwyczajną formą rytu księży. Ksiądz dr hab. Janusz Bujak przyklasnął naszemu pomysłowi i obiecał pomoc. Znalazło się też życzliwe, dobre miejsce u ks. Romana Gałki, proboszcza w Śmiechowie – opowiada o pomyśle zorganizowania pierwszych w diecezji warsztatów i rekolekcji.

– „Przodem do Boga”, a nie „tyłem do wiernych” – wyjaśnia o. Krzysztof Szachta, franciszkanin z Darłowa, który sprawuje Mszę trydencką dla tradycjonalistów w diecezji. – Wierzę głęboko, że Bóg jest obecny i w swoim ludzie. Jednak czasami mnie, jako kapłanowi i człowiekowi, łatwiej się skupić na tym, co sprawuję, kiedy patrzę tylko na Niego. Chorał gregoriański, który sam nastraja i porywa, znaki, za którymi stoją całe wieki Kościoła, mocno wyeksponowana cisza. W liturgii posoborowej potrzeba większego skupienia, wyrobienia, zaangażowania. To trudniejsze – mówi paradoksalnie młody kapłan. – Trudno się nie zgodzić z tym, że można pięknie odprawić liturgię posoborową i byle jak tę przedsoborową. Ale nadzwyczajna forma rytu wydaje mi się być łatwiejsza do wejścia w sferę sacrum – dodaje z namysłem.

W śmiechowskich rekolekcjach uczestniczyło około 20 osób. Głównie młodych, którzy przyjechali całymi rodzinami. Podczas warsztatów uczyli się śpiewu liturgicznego, słuchali konferencji, a służba liturgiczna ćwiczyła pod okiem o. Krzysztofa. Do uczestniczenia w każdej liturgii trzeba się dobrze przygotować, ale przedsoborowa forma rytu wymaga wiedzy, zrozumienia każdej z części Mszy, każdego najmniejszego gestu. – Dzięki liturgii przedsoborowej zacząłem lepiej rozumieć tę posoborową. I głębiej, intensywniej, z większym namaszczeniem ją przeżywać. Zmieniła się też moja postawa. Msza trydencka pozwoliła mi na odkrycie pewnych rzeczy. I nadal je odkrywam – mówi Rafał, współorganizator warsztatów.

Zwolennicy tradycji nie „okopują się” na swoich pozycjach, nie budują barykad. Choć nie ukrywają, że posoborowa dowolność im przeszkadza. – W Mszale Jana XXIII nie ma miejsca na „wstawki własne” księdza, tworzenie lokalnych zwyczajów, np. kiedy klęknąć, kiedy wstać, a to nierzadko ma miejsce w naszych kościołach, powodowane inwencją twórczą duszpasterzy czy samych wiernych – mówi Rafał. Pomaga też brak kontaktu wzrokowego z kapłanem. – Nie on skupia na sobie moją uwagę. A to, niestety, bywa grzechem niektórych naszych księży, że przed ołtarzem to oni muszą skupić na sobie całą uwagę, to oni są tu najważniejsi i błyszczą na różne sposoby, na przykład rzucając jakiś żarcik czy anegdotkę – dodaje.

Lodówka z kalendarzem

– Nie ma linii frontu – śmieje się Dariusz Lebiedowicz. – I tu, i tu dokonuje się ofiara Chrystusa. W pozostałe niedziele jestem na Mszy św. sprawowanej w zwykłej formie rytu. Tyle że komunii na stojąco nie przyjmę. Miałbym wrażenie, że popełniam świętokradztwo. Na klaskanie i tupanie w rytm piosenek też się nie zgadzam. Darek stara się żyć według etyki przedsoborowej i przedsoborowego kalendarza. Na lodówce wisi rozpiska świąt i oktaw, których przedsoborowy kalendarz ma bez liku. – W tym miesiącu post ścisły ilościowy i jakościowy jest tylko w jeden dzień: w wigilię Wszystkich Świętych. Ale raz na kwartał przypadają też tzw. suche dni, czyli postne. Niekiedy to trudne, zwłaszcza gdy wyjeżdżam na delegacje – przyznaje.

Jego pasja do liturgii przedpoborowej wzięła się z zachwytu tamtej muzyki. Nie ukrywa, że drażnią go współczesne piosenki religijne wprowadzane do liturgii. – Walczyk kłóci mi się z duchem liturgii. Lubię te piosenki, ale chyba nie w kościele. Tu potrzebuję wyciszenia i sacrum – śmieje się Darek, choć z nieukrywanym przekąsem. Do odkrywania piękna przedpoborowej liturgii zachęcił całą rodzinę. Synowie Bruno i Borys już służą przy ołtarzu. Antek dopiero się przygotowuje. Czeka z niecierpliwością swojej Pierwszej Komunii Świętej, żeby móc razem z braćmi stanąć przy ołtarzu. Ma już przyszykowaną komżę. – Bardzo szybko przyszło im nauczenie się ministrantury. Najmłodsi, Leon i Wandzia, też są osłuchani z łacińską liturgią. Ja musiałem poświęcić urlop na to, żeby się wszystkiego nauczyć – nie ukrywa Darek.

Chłopcy potwierdzają, że nauczenie się łacińskiej ministrantury nie było wcale takie straszne. – Trochę na początku się denerwowałem, że coś pomylę. I rzeczywiście zadzwoniłem nie w tym miejscu, co trzeba. Teraz to już nie jest żaden problem i wolę liturgię po łacinie – opowiada z przekonaniem licealista Bruno.

Zieleńszy odcień zieleni

Podobnie mówi Grzegorz Jędernal, uczeń IV klasy technikum, który przyjechał na warsztaty z sąsiedniej diecezji pelplińskiej. – To bardziej tradycja mnie znalazła niż ja ją. Natknąłem się na jakieś informacje w internecie, potem pojechałem na Mszę. Urzekło mnie piękno tej liturgii. W końcu ksiądz zaproponował, żebym został ministrantem, chociaż nigdy wcześniej nie służyłem do Mszy – opowiada chłopak. Przyjechał na warsztaty, żeby lepiej poznać to, co go tak zafascynowało. – Porusza mnie też świadomość ciągłości historycznej, doświadczenie tego, że w ten sam sposób przeżywali Mszę św. mój dziadek, jego dziadek i tak dalej. I wbrew pozorom czuję się bardziej zaangażowany w to, czego doświadczam, bo przeżywam tę Mszę bardziej wewnętrznie niż zewnętrznie. Chcę więc jak najwięcej się dowiedzieć, nauczyć – wyznaje Grzesiek.

Tradycjonaliści dbają o najmniejsze detale. Poszukują ornatów, manipularzy, nawet obrusów. – Ołtarz przykryty jest trzema obrusami, w mensie ołtarzowej muszą być relikwie męczenników, potrzeba 6 jednakowych kandelabrów – wylicza Darek Lebiedowicz, główny motor napędowy środowiska. Owocne okazało się odwiedzanie wiejskich parafii. – Bardzo pomógł nam w tym ks. dr Jacek Lewiński, który zwrócił się do wszystkich parafii w diecezji z prośbą o poszukanie dawnego wyposażenia. Okazało się, że w Miastku zachował się niemal komplet. Trochę z aukcji internetowych, trochę też o. Krzysztof znalazł w zasobach klasztornych – mówi Darek. Przy takiej dbałości o szczegóły problemem stają się nawet… odcienie. – Mamy manipularz zielony, ale mocno rzuca się w oczy, że jest z innego kompletu. Chcemy, żeby wszystko było tak jak trzeba i na chwałę Bożą coraz lepsze – dodaje, choć przyznaje z dumą, że dużo już udało im się zgromadzić. – Nie moglibyśmy tylko sprawować Mszy pontyfikalnej, bo nie mamy w zasadzie nic, co potrzebowałby włożyć na siebie biskup, od ornatów po najmniejsze detale jego stroju jak rękawiczki czy rajstopy – zapewnia.

Pod opieką św. Józefa

W Koszalinie Msze św. w nadzwyczajnej formie rytu odprawiane są od 3,5 roku. Środowisko tradycjonalistów zaczęło organizować się dużo wcześniej. Papieski indult z 2007 r. zezwalający na odprawianie liturgii przedpoborowej każdemu kapłanowi bez zgody ordynariusza otworzył im drzwi do swobodnego udziału we „Mszy wszechczasów”. Mówią o sobie, że nie są radykalistami. – Dla najbardziej radykalnego odłamu sedewakantystów ostatnim papieżem był Pius XII. To, co po nim, jest nieważne. W środku jest Bractwo Piusa X, które niby uznaje zwierzchność papieża, ale głosi swoje poglądy. A my „indultyści” w sprawy doktrynalne się nie mieszamy, jesteśmy odłamem niewalczącym, „bezzębnym” i rozbrojonym – mówi o koszalińskim środowisku Darek Lebiedowicz. Cieszy się z otwartości bp. Edwarda Dajczaka i jego przychylności dla zwolenników tradycji, która pozwoliła im m.in. na korzystanie z diecezjalnego serwera internetowego, gdzie mają swoją podstronę www.tradycja.koszalin.opoka.org.pl.

Jak mówią, są pod szczególną opieką św. Józefa. – Zgodę na odprawianie Mszy św. otrzymaliśmy 9 kwietnia 2008 r. W starym kalendarzu to święto podwójnej pierwszej klasy św. Józefa Opiekuna Kościoła Świętego. Zostało zniesione 49 lat temu, więc niewiele osób wie, kiedy przypada, ale dla nas to był piękny znak. Pierwszy rok sprawowanie Mszy spoczywało na barkach ks. Józefa Potyrały, który dzielnie, mimo zaawansowanego wieku, dojeżdżał do nas do Koszalina. No i do sprawowania liturgii otrzymaliśmy kościół pw. św. Józefa – opowiada Darek Lebiedowicz. Do poznania piękna liturgii przedsoborowej chcieliby zachęcić jak najwięcej osób, przekonując, że nie stoją po drugiej stronie barykady. – Jestem zwolennikiem i miłośnikiem nadzwyczajnej formy rytu, ale to nie znaczy, że przekreślam piękno liturgii posoborowej, którą przecież na co dzień sprawuję. Jeden Chrystus, jedna Eucharystia, choć różne sposoby przeżywania. Przecież oprócz rytu rzymskiego z jego dwiema formami, są w Kościele obecne inne ryty, nie mniej godne, nie mniej skuteczne. Nie można jednak sprowadzać wszystkiego do jednej czy drugiej opcji. To byłoby nieporozumienie i całkowite niezrozumienie i liturgii, i Kościoła – przekonuje o. Krzysztof Szachta.