Kapelan kaplicy sejmowej o krzyżu

KAI |

publikacja 07.11.2011 11:56

Krzyż jest częścią naszego życia publicznego i naszej historii. Usunięcie go z Sejmu byłoby absurdem. Czy usuniemy symbole krzyża także z cmentarzy i ambulansów, przestaniemy wręczać Krzyże Zasługi i Ordery Virtuti Militari? – pyta w rozmowie z KAI ks. Paweł Powierza, krajowy duszpasterz parlamentarzystów i kapelan kaplicy sejmowej. Jutro, 8 listopada, odbędzie się pierwsze posiedzenie Sejmu VII kadencji.

Kapelan kaplicy sejmowej o krzyżu Jakub Szymczuk /GN Sala Sejmu z widocznym krzyżem

Jakich posłów wybraliśmy w tych wyborach?

- Trudno dyskutować z wyrokami demokracji. One są takie, jakie są. Demokracja polega na tym, że głosujący wybierają ludzi, których uważają za najbardziej reprezentatywnych dla siebie.

Po raz pierwszy do Sejmu dostało się ugrupowanie, którego niemal cały program opiera się na antyklerykalizmie.

- To, że w parlamencie znalazła się partia, która nawiązuje do treści antyklerykalnych, jest swoistym ewenementem. Po 1989 r. lewica, występująca pod różnymi nazwami, nigdy w tak otwarty sposób do tych treści nie nawiązywała. Istniał pewien kompromis, dzięki któremu w pewnych kwestiach zapanował swego rodzaju spokój społeczny. Sejm zajmował się głównie kwestiami politycznymi czy gospodarczymi, choć oczywiście także kwestiami światopoglądowymi – trudno, żeby było inaczej, przecież te sprawy są częścią życia publicznego i dotyczą nas wszystkich. Nigdy jednak tak jawnie, w sposób aż tak stronniczy i napastliwy, nie podnoszono do tej pory haseł antyklerykalnych.

Jak w tej rzeczywistości mają się odnaleźć katolicy?

- Siłą wiary zawsze była miłość do Pana Boga i miłość do człowieka. Mimo takiego, a nie innego wyboru Polaków, trzeba się modlić, żyć Ewangelią na co dzień. Takie zadanie ma także kapelan kaplicy sejmowej. Modlimy się w kaplicy za wszystkich, bez wyjątku.
Wątpię, by program jakiejkolwiek partii w Polsce można było opierać tylko na hasłach antyklerykalnych. Te postulaty świadczą o zagubieniu moralnym, są nie do przyjęcia, trudno z nimi nawet dyskutować. Sądzę natomiast, że są jakąś próbą „mocnego zaistnienia”, próbą zaostrzenia sytuacji i burzenia spokoju społecznego. Myślę, że te postulaty nie znajdą szerokiego poparcia wśród posłów, choć oczywiście ubolewam nad tym, że nowa kadencja Sejmu rozpocznie się od niepotrzebnych konfliktów o krzyż. Myślę, że każdy człowiek wierzący ubolewa nad tym, że atakowane są wartości mu bliskie w przestrzeni publicznej. Katolicy będą się temu przeciwstawiać siłą argumentów, mądrości i modlitwy.

Kłótnia o krzyż w Sejmie ucichnie?

- To zależy od tych, którzy tę sprawę podjęli. Zgłoszony przez Ruch Palikota wniosek o zdjęcie krzyża może zostać poddany pod głosowanie. Możemy być jednak spokojni, że większość wybranych w tej kadencji posłów szanuje krzyż, jego rolę i jego znaczenie, nie tylko w życiu religijnym, ale także społecznym i narodowym, i nie zagłosuje za usunięciem krzyża. To tylko niepotrzebna próba siania fermentu. Są ważniejsze sprawy, którymi niezwłocznie Sejm powinien się zająć: coraz większa pauperyzacja i rosnące koszty utrzymania społeczeństwa czy trudna międzynarodowa sytuacja gospodarcza. To oczywiście nie deprecjonuje w żadnym stopniu kwestii związanych z moralnością, etyką, tradycją. Jednak rozpoczynanie nowej kadencji Sejmu od postulatów, które zdaniem partii Palikota mają „reformować” Polskę, jest nie do przyjęcia.

A jeśli niedługo Palikot zażąda zamknięcia kaplicy sejmowej?

- Gdyby postulat usunięcia krzyża zyskał dostatecznie duże poparcie, by go przegłosowano, to sądzę, że wkrótce potem naturalną konsekwencją byłaby propozycja likwidacji kaplicy sejmowej. Doszlibyśmy jednak wówczas do absurdu, na który nie można się zgodzić: usuwania przejawów religijności i naszej tradycji z życia publicznego.
Niedawno odwiedzaliśmy cmentarze, gdzie modliliśmy się na grobach naszych bliskich. Na cmentarzach komunalnych obok grobów osób wierzących są groby niewierzących. Czy w imię tak zwanego „nowoczesnego państwa” mamy usuwać z przestrzeni publicznej krzyże na grobach osób wierzących? Tylko dlatego, że ktoś poczuł się dotknięty obecnością krzyża w tym miejscu? To swoiste pojęcie tolerancji i szacunku wobec innych ludzi. A tak naprawdę jest to ukryta forma dyskryminacji ludzi wierzących i całego duchowego dziedzictwa tysiąclecia, o którym w czasie I pielgrzymki do Ojczyzny mówił bł. Jan Paweł II Usuńmy więc symbole krzyża z ambulansów, przestańmy wręczać Krzyże Zasługi i Ordery Virtuti Militari, usuńmy ze sztandarów krzyże z napisem „Bóg, Honor, Ojczyzna”? Przecież to absurd dla każdego racjonalnie myślącego człowieka. Krzyż wpisał się w przestrzeń życia publicznego, czy nam się to podoba czy nie. Jest nie tylko symbolem pewnej tradycji, ale i ciągłości państwa. Nie możemy się przecież odcinać od korzeni. Nie po to walczyliśmy o wolną Polskę, by teraz odżegnywać się od tradycji I i II Rzeczpospolitej. Nie przybyliśmy tu znikąd, ale mamy za sobą konkretną historię. Nasi przodkowie ginęli za krzyż i za wiarę, dlatego musimy to uszanować i tego bronić. O obronie krzyża też mówił w Zakopanem w 1997 r. bł. Jan Paweł II.

Co należy do zadań duszpasterza parlamentarzystów?

- Muszę zaznaczyć, że spotykam się w swej pracy z wielką życzliwością władz kancelarii Sejmu i poszczególnych klubów parlamentarnych. Potwierdzeniem tego jest chociażby ufundowanie przez kluby PiS, PO i PSL oraz poszczególnych posłów i senatorów – konfesjonału do kaplicy sejmowej. Wcześniej obowiązki duszpasterza parlamentarzystów i kapelana kaplicy sejmowej były rozdzielone, obecnie są połączone. Należy do nich przede wszystkim opieka nad kaplicą sejmową. Znajduje się w niej Najświętszy Sakrament, zadaniem kapelana jest więc czuwanie, aby kaplica była miejscem modlitwy i skupienia. Od poniedziałku do piątku, każdego dnia o godz. 7.30 odprawiam Mszę św. – niezależnie od tego, czy są posiedzenia Sejmu lub Senatu i czy posłowie się zjawią czy nie.

Jaka jest frekwencja na Mszy?

- W dzień powszedni około kilkunastu osób. Zdecydowanie więcej jest tych, którzy przystają na chwilę modlitwy i proszą w kaplicy o Boże błogosławieństwo. Ale przychodzą nie tylko parlamentarzyści, także pracownicy kancelarii Sejmu i Senatu, sekretariatów, Straży Marszałkowskiej. Natomiast w dni, gdy odbywają się posiedzenia parlamentu, przychodzi 50-60 osób.
Liczniejsze grono parlamentarzystów uczestniczy dwa razy w roku w rekolekcjach adwentowych i wielkopostnych. Kaplica sejmowa nie jest wtedy w stanie ich pomieścić, dlatego rekolekcje odbywają się w kościele św. Aleksandra na Placu Trzech Krzyży. W ramach rekolekcji zaplanowana jest Msza św., sakrament pokuty, konferencja. Podczas ostatniego spotkania, które prowadził bp Tadeusz Bronakowski, w świątyni zgromadziło się około 150 parlamentarzystów. Ponadto zawsze w dni, gdy odbywają się posiedzenia, oprawiane są wieczorne nabożeństwa, np. różańcowe czy Droga Krzyżowa. Na specjalną prośbę posłów spowiadam ich lub służę rozmową na tematy wiary. Biorę też często udział w oficjalnych uroczystościach. Raz w roku, 2 lutego, organizujemy pielgrzymkę parlamentarzystów na Jasną Górę. Poza obowiązkami modlę się za parlamentarzystów każdego dnia.

Sami posłowie traktują kaplicę sejmową właśnie jako miejsce modlitwy, spotkania z Bogiem. Gdy rano przychodzą na Mszę św., często mówią, że obecność w tym miejscu dostarcza im wewnętrznego naładowania duchowego na cały dzień. Wiadomo, że w Sejmie zdarzają się sytuacje pełne politycznego napięcia, a dzięki Mszy św. i kazaniu czują się mocniejsi duchowo, by sprostać swoim obowiązkom.

Częściej posłowie przychodzą na początku, w trakcie czy pod koniec kadencji?

– To nie ma znaczenia. Istnieje spora grupa posłów, z różnych ugrupowań, którzy wybierani są od lat i od wielu lat przychodzą do kaplicy. Z każdą nową kadencją na Mszach pojawiają się też nowi posłowie. Są to po prostu ludzie wierzący. Obecność kaplicy, do której mogą przyjść także w trakcie posiedzeń, traktują jak wielkie dobrodziejstwo.

Jakich cech zdaniem Księdza brakuje polskim parlamentarzystom?

- Trudne pytanie. Nie mnie to chyba oceniać, to raczej sprawa indywidualnego podejścia i własnej oceny. Jako człowiek, który w pewnym sensie obraca się w realiach sejmowych i spotyka przedstawicieli różnych klubów parlamentarnych, uważam, że potrzeba naszym parlamentarzystom większej świadomości, że zostali wybrani przez Naród, a to winno zobowiązywać. Martwię się o to, by takie podejście nie towarzyszyło im tylko przed wyborami i krótko po nich, ale przez całą kadencję. Powinni pamiętać, że wybierają ich ludzie i to im powinni służyć. To jest wielkie powołanie, wielka godność i odpowiedzialność.
Poza tym: więcej spokoju i wzajemnego szacunku. Demokracja parlamentarna polega na tym, by się różnić. Ale można się różnić pięknie lub brzydko. Często w kaplicy mówię posłom, że wiara jest nie tylko naszą sprawą intymną, ale także rzeczywistością, która powinna nas charakteryzować na zewnątrz. Wzajemne relacje, sposób mówienia i działania, także wobec adwersarza, powinny mówić o naszym chrześcijaństwie. Media wymuszają pewne zachowania: im kto bardziej cięty w mowie, tym jest bardziej hołubiony. To jest złe. Można, a nawet trzeba się różnić, ale należy też uczyć się wzajemnego szacunku.

Może właśnie zbyt emocjonalne różnienie się polityków, graniczące z kłótnią, częściowo zniechęciło ponad połowę Polaków do udziału w wyborach?

- Myślę, że generalnie przyczyną niskiej frekwencji – o ile mogę to oceniać – jest brak poczucia, że wybrani przez ludzi politycy konkretnie coś dla nich zrobili przez cztery lata kadencji; że oddany w wyborach głos przełożył się na konkretne postawy. Obawiam się, że w polskiej polityce liczą się obecnie bardziej partyjne układy, zależności i grupy interesów niż służba zwykłym ludziom. Tak naprawdę bowiem demokrację ludzie odczuwają w zwykłym codziennym życiu: podnoszeniu się statusu społecznego i materialnego, wzroście bezpieczeństwa, dostępie do edukacji. Wtedy czują wpływ demokracji na ich życie. Jeśli jest inaczej, wtedy ludzie przestają wierzyć, że głosowanie może cokolwiek zmienić.

Według najnowszego badania CBOS prawie połowa Polaków uważa, że kandydatami do parlamentu kieruje chęć zysku i władzy, a według tylko co piątego – że chęć pomocy innym.

- To jest opis pewnej rzeczywistości, nad którą należy ubolewać. Jednak w Sejmie można znaleźć ludzi prawdziwie oddanych, którzy żyją nie tylko wielką atmosferą ulicy Wiejskiej, głównie byciem w mediach, ale też codziennymi problemami ludzi. Są posłowie i senatorowie, którzy są ze zwykłymi ludźmi, próbują coś dla nich robić i to cieszy. Ma to też przełożenie na ich pobożność. To są ludzie pobożni, wrażliwi na potrzeby innych. A wspomniane badania to na pewno rodzaj czerwonego światła dla tych, którzy weszli do parlamentu, aby zrozumieli opinię wyborców. Miejmy nadzieję, że w tej kadencji posłowie i senatorowie będą próbowali budować lepszy obraz parlamentu.

TAGI: