„Jesteśmy mniej zdolni, żeby normalnie działać” – tak po prawie dwóch latach od rozpoczęcia pełnoskalowej wojny Rosji przeciwko Ukrainie opisuje sytuację w szpitalu w Liubasziwce w obwodzie odeskim jego dyrektor dr Dmytro Fomin.
W wywiadzie dla Radia Watykańskiego chirurg zaznacza, iż służba zdrowia u naszych wschodnich sąsiadów boryka się z trudnościami, choć nie ustaje w wysiłkach ratowania ludzkiego życia. W przypadku jego placówki chodzi w dużej mierze o brak sprzętu i środków.
Szpital działa głównie z własnych oszczędności i z dobroci darczyńców. Często personel nie dostaje wypłat. Tym niemniej dyrektor placówki głównie prosi o leki oraz narzędzia pracy. Wymienia potrzebę m.in. nowej karetki, aparatu rentgenowskiego, ale także bandaży, roztworów infuzyjnych czy sprzętów do intubacji i resuscytacji pacjentów.
Zapytany, jak szpital sobie radzi przy takich wyzwaniach, dr Fomin odpowiada: „Cóż, jak sobie radzimy?... Było gorzej u początków. Gorzej było w pierwszych dniach wojny, bo mieliśmy mętlik w głowie: «za dzień, dwa już się mogą tu pojawić, przekroczą Boh i tyle będzie, i do widzenia». Oczywiście, że było gorzej”.
Pamiętając tamte chwile, lekarz stwierdza, „iż teraz sytuacja nie jest taka trudna”. Jak zaznacza, można np. „się zregenerować, można położyć się do łóżka i naprawdę odpocząć, a nie zrywać co chwila w nocy”. Zauważa również, że spośród pracowników szpitala „każdy ma swój kąt, każdy ma partnera: męża, żonę; i ten mąż, żona gdzieś tam pracują”. Dodaje, iż wszystkie te elementy się sumują. „I tak właśnie przetrwamy ów ciężki dzień” – konkluduje.
Niegdyś placówka służyła rejonowi mającemu 40 tys. mieszkańców. Jedna czwarta uciekła z powodu wojny, ale potem pojawili się wewnętrzni przesiedleńcy, z których część została na miejscu. W posiadającym 140 łóżek szpitalu pracuje ok. 200 osób. Spośród personelu tylko dwóch lekarzy i jedna pielęgniarka wyjechało od początku pełnoskalowej wojny. Reszta niestrudzenie wciąż dba o pacjentów w Liubasziwce – zaznacza w wywiadzie dla Radia Watykańskiego dr Fomin.
„Nawał pracy wzrósł z perspektywy psychologicznej, a także fizycznej” – podkreśla chirurg. W kwestii psychologicznej zwraca uwagę na wielu ludzi przeżywających gniew, zwłaszcza spośród wewnętrznych przesiedleńców. Lekarz zaznacza: „reagują ostro, nie dlatego, że coś robimy nie tak, ale z powodu ogólnej niesprawiedliwości społecznej”. I w efekcie, gdy się z nimi spotyka z powodów jakichś problemów medycznych, wciąż trzeba ich przede wszystkim wysłuchać. Osoba nie zawsze przychodzi „tylko np. z wyrostkiem robaczkowym. Wyrostek się wycina i o tym wszystkim się zapomina. Potem coś może jeszcze ciągnie, coś boli. Ale z reguły to dusza boli bardziej, więc «włączasz» w sobie psychologa” – opisuje dr Fomin. Zauważa, iż może to wyglądać na „tracenie czasu”, „ale ów człowiek, odchodząc, uśmiecha się, cieszy, dziękuje ci”. „Trzeba naprawdę leczyć słowem. Obecnie to bardzo ważne nauczyć się leczyć słowami” – zaznacza wyraźnie chirurg.
Sytuacja wojenna powoduje więc napięcie i pewne oczekiwania na poziomie psychologicznym wobec personelu – jak podkreśla dr Fomin. „Z kolei fizycznie mamy nawał pracy, ponieważ pacjenci są tak bardziej zaniedbani i pozbawieni opieki” – dodaje. Mówi, że np. „liczba cierpiących na raka i przewlekle chorych wzrosła dramatycznie”. Opisuje następnie: „z powodu braku pieniędzy człowiek musi wybierać między lekami a jedzeniem, między wodą a płaceniem za dom. I to wszystko odbija się na nich psychicznie w taki sposób, że myślą: «no nic to. Może za dzień, dwa to minie, wezmę jakieś tabletki, jakieś środki przeciwbólowe, może przejdzie»… «Może, może, może, może», a potem może jakiś krwotok albo zapalenie otrzewnej, albo guz na pół ciała”. Dr Fomin zwraca również uwagę na wzrost ilości udarów. Jego zdaniem, dochodzi do takiej sytuacji, „ponieważ nie tylko się tego nie leczy, ale jeszcze ponadto dochodzą trudne przeżycia: prawie każdy ma gdzieś kogoś na pierwszej linii frontu, przychodzą jakieś smutne wiadomości i dochodzi do wielu udarów”. Ukraińcy żyją w ciągłym stresie, jak zaznacza. „Ludzie biorą to wszystko sobie do serca i co ty zrobisz? Nic” – zauważa smutno lekarz.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.