Dzielenie się opłatkiem niezrozumiałe w Kamerunie

16 lat na misjach w Kamerunie spędził dominikanin, ojciec Stanisław Gurgul. Pierwsi z Ewangelią przyszli tu protestanci i ewangelizacja prowadzona jest od ponad stu lat, ale podział chrześcijaństwa nie jest zrozumiały dla mieszkańców Czarnego Lądu.

Reklama

Chrześcijaństwo nie jest tam głęboko zakorzenione, a Kameruńczycy nie wypracowali rodzimych zwyczajów, związanych z Bożym Narodzeniem.

W pamięci zakonnika utkwił się wieczór wigilijny, gdy zamiast opłatka podzielił się komunikantem z Ritą, świecką wolontariuszką z Włoch, której długo objaśniał polskie zwyczaje świąteczne.

Na początek o. Gurgul opowiada historię, dzięki której uświadomił sobie trudności ze znalezieniem wspólnego języka z Afrykańczykami. – Mówił mi jeden ze współbraci, że gdy zakładał misję, przychodzili do zakonników chłopcy, zaciekawieni tym, co się dzieje. Gdy misjonarze jedli chleb, jeden z nich zapytał: „co to jest?” Dostał kawałek na spróbowanie, pogryzł i wypluł. Uznał, że to jakaś obrzydliwość. To przypomina, że oczywisty dla nas znak chleba, szacunek do niego, tam jest nieznany. Dzielenie się opłatkiem było dla Kameruńczyków niezrozumiałe. Misjonarze dekorują różne drzewka, np. palmy albo ustawiają w kościołach sztuczne choinki. Za krótko na utrwalenie chrześcijańskich zwyczajów, to jeszcze młody Kościół. Jest inny sposób myślenia i wartości. To, co u nas jest od wieków ustalone tam brzmi inaczej.

Święta spędzałem w różnych wspólnotach i miejscach, a to z afrykańskim współbratem, innym razem z francuskim księdzem. Wigilia jest naszym typowo polskim zwyczajem, a miejscowi katolicy idą na Pasterkę, która jest odprawiana raczej wieczorem, a nie o północy. Po niej jest uroczysty posiłek. – Któregoś roku – wspomina ojciec Gurgul – byłem w diecezji Yakaduma na południowym wschodzie kraju, którą zarządza biskup z Polski Eugeniusz Juretzko. W przeddzień Bożego Narodzenia biskup poprosił, żebym się udał na jedną z misji, gdzie był mały kościółek, ale nie było tam księdza. Pojechałem w towarzystwie świeckiej wolontariuszki, starszej Włoszki, nad samą granicę z Republiką Środkowej Afryki, kilka kilometrów od Yakaduma. Dojechaliśmy 24 grudnia jeszcze za dnia, a wieczorem pomyślałem, że jest przecież wigilia. I zacząłem opowiadać Ricie, że w Polsce jest ważne święto, że zasiadamy do wieczerzy, zostawiamy puste miejsce przy stole na znak, że jesteśmy otwarci i przyjmiemy niespodziewanego gościa.

Składamy sobie życzenia, przebaczamy sobie na wzajem i przełamujemy się opłatkiem co przypomina, że obdarzamy się dobrocią i przyjaźnią. Ponieważ nie było opłatka, podzieliłem się z Ritą niekonsekrowanym komunikantem. Wtedy przypomniałem sobie historię sprzed wielu lat. Byłem kiedyś w gościnie u kolegi, którego ojciec był marynarzem. Opowiadał, że na statkach marynarze zachowywali się jak tygrysy, ale gdy przyszła wigilia rozchodzili się po kątach i wielu z nich płakało z tęsknoty za bliskimi. A ja aż takiej tęsknoty nie przeżywałem, a poza tym nie jestem skłonny do płaczu. To była łaska Boska. Pan Bóg daje ją misjonarzom, żeby mogli przekazywać radość z narodzenia Chrystusa. Dzięki tej łasce misjonarz czuje się w domu wszędzie tam, gdzie pracuje.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama