Dzisiejszą liturgię otwierają słowa św. Pawła: Gaudete in Domino semper; iterum dico: Gaudete! – „Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się!”. Stąd pradawna nazwa III niedzieli Adwentu: niedziela Gaudete, czyli niedziela „Radujcie się”.
Chrześcijanie są oskarżani nie tylko o to, że „żrą wafelek” i wzywają policję na biednego chłopaka, który chciał się wafelkiem pobawić, że piją krew i wieszają na ścianach trupa, ale głównie o to, że uciążliwą moralnością, kościelną nudą i fałszywą nadzieją lokowaną w zaświatach zabijają ludzką radość. Chrześcijaństwo jest smutne – głoszą rzymscy cesarze i tureccy sułtani, Wolter i Nietzsche, Hitler i Stalin, Urban i jego późne wnuki; wielu z nich mówiło to w krótkich chwilach wytchnienia od mozolnej pracy przywracania światu naturalnej wesołości przez oczyszczanie go ze smutasów. A tu różowe ornaty, śmiech, radość, słodkie jarzmo, lekkie brzemię. Mówi Pan: „by moja radość w was była i by radość wasza była pełna; nikt wam jej nie zdoła odebrać”. Mimo ataków nietzscheanistów, dawnych i obecnych. Jak to jest? Jaka jest prawda? Gdzie radość, gdzie smutek?
Chrześcijaństwo zaczyna się od słowa „raduj się”, które Gabriel kieruje do Maryi podczas zwiastowania. Przy narodzinach Jezusa jest już mowa o „radości wielkiej”, zwiastuje ją anioł pasterzom. I do tego wiara w Chrystusa prowadzi – do wielkiej radości z Boga, jakiej świat przed chrześcijaństwem i poza chrześcijaństwem nie znał i nie zna. Rozbudzanie radowania się Bogiem to priorytetowe zadanie Kościoła. Ewangelizacja jest tym właśnie: uczeniem się tej radości, wyzwalaniem jej, głoszeniem, dawaniem jej świadectwa. „Radość w Panu jest waszą ostoją” – tak związek radości, wiary i witalności tłumaczy Nehemiasz znękanemu ludowi. Dzięki radości z Boga „ostoicie się”, to znaczy: będziecie stać, nie leżeć, nic was nie przewróci, nie polegniecie, zachowacie postawę pionową, będziecie żyli. Nie umrzecie.
Radość jest bowiem sprawą dogłębnie związaną ze śmiercią. Bo jaki jest właściwie zasadniczy argument chrześcijańskiej wiary za radością? Dlaczego człowiek ma prawo do radości, dlaczego decydujące słowo ma nie należeć do smutku i rozpaczy, pomimo niezbitych faktów i nieuchronnych procesów (przemijanie, kres wszystkiego, śmierć)? Źródło radości w naszym świecie bije z wysoka, z góry Golgoty. Radość płynie – oto jeden z najgłębszych paradoksów miłości/chrześcijaństwa – z samego środka męki Chrystusa. Jezusowa śmierć sprawia, że nasze istnienie nie jest drogą ku śmierci, nie jest chwilą, która trwa krótko, marnie i w nic się obróci. A przecież tylko wówczas możliwa jest trwała radość, kiedy to nie śmierć i nie nicość okażą się ostatecznym finałem. Śmierć Chrystusa jest więc centrum prawdziwej radości, Jego zmartwychwstanie zaś upewnia nas, że On nie tylko „stał się”, ale już odtąd wiecznie „jest” człowiekiem, że człowieczeństwo zostało przezeń trwale wprowadzone w istotę Boga. A wtedy – jeśli tak jest – człowiek przestaje być absurdalny i bez-nadziejny. „Ciało i krew” mają wówczas swoje nienaruszalne miejsce w Bogu, a powód do radości – swoją niezniszczalną, bo wielkanocną, podstawę. Nadzieja wygrywa z rozpaczą. Gwarantują to również Duch Święty (Pocieszyciel!) i Eucharystia, która jest spotkaniem z miłością silniejszą od śmierci.
W życiu bowiem chodzi o miłość, to jasne dla każdego. Nic poniżej nieskończonej miłości nas nie zadowoli. Człowiek nie pogodzi się ze śmiercią ani z brakiem miłości. Bo jest z Boga, który jest samym życiem i bezgraniczną miłością. O tym braku zgody są wszystkie religie i cała sztuka. I bez tej pewności – że nie śmierć i że miłość – wszystkie radości świata są jedynie smutnymi podrygami klauna. Tam, gdzie rozciąga się królestwo śmierci, nie jest możliwe świętowanie i radość. Prawo do nich jest możliwe wtedy tylko, gdy życie jest w stanie stawić czoła śmierci. I to prawo daje Chrystus. Na ołtarzu dzieje się to, o czym marzy miłość: w śmierci otwierają się drzwi do życia, miłość staje się wieczna, zyskując powód i prawo do niezmąconej radości. Stary Testament: jak śmierć potężna jest miłość. Nowy Testament: od śmierci potężniejsza jest miłość. Stąd „radość pełna”.
Świat liberalizmu, „najlepszy z ustrojów”, pretendujący do stania się obowiązkowym dziś stylem życia, nie ma – wzorem swego bliskiego krewnego, marksizmu – wiele do zaproponowania ani kochającym, ani śmiertelnym. Poza konsumpcją i mirażem wolności. Ratzinger: „Istnieje ciche porozumienie pomiędzy liberalizmem a marksizmem w ważnych kwestiach: interpretacja świata wyłącznie z perspektywy materializmu. Dlatego liberalizm nie może przezwyciężyć marksizmu”. Dlatego pod jego dredami i cienką warstwą lukru/blichtru aż tyle smutku, dlatego depresja, narkotyki i wściekłość. I kult rozpaczy. Ratzinger: „Potrzebujemy wolności związanej z prawdą; potrzebujemy obrazu człowieka, który ma do czynienia z Bogiem. W przeciwnym razie nie odnajdziemy drogi między Scyllą anarchii a Charybdą totalitaryzmu”. Ani radości. Potrzebujemy Chrystusa, po prostu.
Gaudete! Którzy idziecie za Nim.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.