Ślady

Po kimś, ale i gdzieś prowadzące. Jedno i drugie zagadką.

Natknąłem się przypadkiem na świetny tekst Bartosza Bartosika o cerkwi w Łopieńce. W kategoriach medialnych jego publikacja to już prehistoria, bo z końca czerwca tego roku. Warto jednak doń wrócić. Raz by poznać miejsce nie wiedzieć czemu dziś magicznym nazywanym. Dwa – o pasję chodzi, z jaką to miejsce odbudowała grupka zapaleńców. Trzy, tekst inspiracją się stał, by śladów historii w mojej okolicy szukać.

Pierwszym jest dwór nad jeziorem. Niewiele o nim wiadomo poza nazwiskiem właścicieli. Jak niewiele wiadomo o małym rowie na polu przed oknem. O  miejscu, gdzie przystanek autobusowy ulokowano do dziś mówi się mostek i dzieci nim się straszy. Co wspólnego ze sobą ma dwór, rów i mostek? Szukając informacji o właścicielach pałacu na dokumenty trafiłem i zadumałem się nad losu kolejami. W 1935 roku spod pałacu wyruszyło szlakiem jezior i rzeczek czternaście spływów kajakowych przez kujawski oddział Polskiego Towarzystwa Turystycznego organizowanych. W następnych latach było już tylko więcej, by w 1938 dojść do trzydziestu czterech. A spod pałacu między innymi dlatego, że Mirosławscy założycielami tegoż oddziału byli.

Innym razem siedzimy z leśniczym na pogawędce gdy pracownik parku się pojawił. Cmentarza starego szukał, który gdzieś tu podobno jest. Drapie się leśniczy po głowie, patrzy na proboszcza co o cmentarzu wiedzieć powinien. Zadzwoniliśmy do emeryta. Jest. Numer działu podał. Na miejscu stare drzewa, ślady zniczów niedawno palonych, pod nogami miejscami dało się wyczuć resztki płyt, mchem porośniętych. Jedyne ślady po dawnym cmentarzu. Kto tu spoczywa? Ostatni świadkowie poumierali. Lęk przed miejscem został, bo miejscowi grzybów tu zbierać nie chcą.

Kiedyś ze znajomym księdzem wybraliśmy się nad Gościąż. Pisałem o tym jeziorze wielokrotnie. Rezerwat w głębi lasu ukryty. Rzadko kto tu dociera. Być może dlatego, że wjazd i połów ryb zabronione. Gdy szliśmy wzdłuż brzegu popielica nam drogę pod nogami przecięła. Zatrzymałem się i wzrokiem za nią wodziłem zastanawiając się skąd tu popielice. One raczej w bliskości człowieka gustują, strychy i stodoły wybierając. Zagadkę rozwiązała rozmowa z dyrektorem parku. Jak to, nie wie ksiądz – patrzył na mnie zdziwiony. Przecież tam wieś była. Duża. Chałupa jedna już tylko w głębi lasu się ostała. Ludzi dawno już nie ma, a popielice w dziuplach przetrwały o obecności człowieka jak te kamienie na Goreniu pod mchem przypominając.

Nazwy współczesnym już nic nie mówiące, kapliczki w głębi lasu na drzewach pozawieszane, kamienne tablice mchem porosłe czy zwierzę drogę przecinające. Ślady. Po kimś, ale i gdzieś prowadzące. Jedno i drugie zagadką. Widzę ich wokół coraz więcej i modlitwę bieszczadzką powtarzam. „Madonno ze spalonej cerkwi… Chryste z pochyłej kapliczki… Wskażcie mi drogę…”


 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11