Żyjemy w czasach, w których prawda o tożsamości człowieka bywa fałszowana. Z jednej strony przez zawężony obraz, albo też z drugiej przez przeakcentowanie wartości człowieczeństwa.
Albo jest się bowiem jedynie częścią świata przyrody i to na równi ze światem zwierząt, którym gotowi jesteśmy przyznawać prawa broniąc ich nawet za cenę życia człowieka, albo też absolutnym panem każdej sytuacji, mającym jedynie słuszne prawa a obowiązków żadnych, który dowolnie i według doraźnie ustalanych kryteriów dobiera normy postępowania.
I tak kształtuje się świadomość bycia nie w pełni tym, kim na prawdę jest człowiek. Pilną potrzebą współczesności staje się zatem powrót do źródeł. Do źródeł człowieczeństwa, by tam zaczerpnąć nieco prawdy o sobie. A wbrew temu, co próbuje się nam wmawiać zapisując to nawet w jakichś sztucznych tworach „konstytucyjnych”, ani kultura antyczna, ani też tym bardziej nowożytne systemy racjonalistyczne, ani żaden z innych systemów bałwochwalczo pretendujących do roli owego źródła, nie daje tak jednolitej i spójnej wizji człowieka i człowieczeństwa jak myśl judeochrześcijańska oparta na Bożym Objawieniu – Piśmie Świętym.
Tu zaś od samego początku jasno ukazana jest prawda o człowieku – wyjątkowym spośród innych stworzeniu, który ma swoje źródło w Bogu samym. Jedność ciała i ducha, obdarowana rozumem i zadaną wolnością, postawiona jako korona stworzenia i nawet utożsamiona ze Stwórcą jak rzeka ze swoim źródłem.
„Człowiek to brzmi dumnie” to prawda wcale nie wymyślona przez humanistów. Przez nich co najwyżej raczej wypaczona. Prawda ta jest bowiem wyrażona od samego początku przez Boga. Zapisana już w fazie Bożego projektu w tym dziwnym, jedynym w swoim rodzaju stworzeniu, które zostało ukształtowane „na obraz i podobieństwo” swego Stworzyciela. Od początku też, Objawienie biblijne pokazuje niebywałą relację bliskości Stwórcy i owego stworzenia, Pana i poddanego będącego jednocześnie wobec całego świata reprezentantem Najwyższego i obdarzonego godnością na tyle, by stanowić podmiot skupiający na sobie uważną troskę Boga. Boga zainteresowanego w pozostawaniu w bliskiej, intymnej wręcz relacji z człowiekiem. I człowieka zorientowanego na bycie w bliskości Boga. Człowieka potrzebującego Boga, by swoje istnienie czynić sensownym i pełnym.
Pismo Święte odkrywa przed naszymi oczyma obraz zatroskanego Boga szukającego wciąż człowieka. Od owego pełnego bólu opuszczenia wołania „Adamie! gdzie jesteś?” (por. Rdz 3,9), aż po ściskający gardło wzruszeniem obraz ojca z Jezusowej przypowieści o synu marnotrawnym, wybiegającego ze łzami na spotkanie syna, rzucającego się na szyję utracjusza i składającego na policzku pocałunek miłości. Także obraz człowieka, który od Abrahama jak dziecko uparcie próbuje swoich sił i co raz doświadcza porażki, ale też człowieka jak dziecko pokornie przyznającego przed Bogiem: „A jednak, Panie, Tyś naszym Ojcem. Myśmy gliną, a Ty naszym twórcą. Dziełem rąk Twoich jesteśmy my wszyscy.” (Iz 64,7)
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.