Szukany tag:
uporządkuj wyniki:
Od najnowszego do najstarszego » | Od najstarszego do najnowszego
Wyszukujesz w serwisie kosciol.wiara.pl
wyszukaj we wszystkich serwisach wiara.pl » | wybierz inny serwis »
Pani Jadwiga i jej mąż Janusz zbliżyli się do św. o. Pio w czasie ciężkiej choroby syna. – Zanim wyzdrowiał, przez pół roku prawie codziennie modliliśmy się do ojca Pio. Modlitwa dawała nam spokój ducha i ogromną nadzieję – mówią. Takich świadectw jest wiele.
– Byłam oporna wobec powołania i chciałam udowodnić sobie, że go nie mam. Potem chciałam wybrać każdy inny zakon, tylko nie dominikanki. Jednak Bóg pokazał mi, że chce mnie właśnie tutaj – opowiada s. Róża.
- Kościół to nie mury i proboszcz. I nie przychodzimy tutaj po to tylko, by sobie wykupić ubezpieczenie na życie, ale dlatego, że jesteśmy wspólnotą i Kościół tworzymy właśnie my. Nie jest łatwo. Wiele trudności trzeba pokonać, ale wierzę, że to wszystko ma sens – powiedziała Dominika Barańska z Szewnej.
– Charyzmat miłości miłosiernej bardzo mocno podkreślała nasza założycielka, która w XIX w. zajmowała się ubogimi między innymi w Jerozolimie – zaznacza s. Karolina, przełożona jedynego w diecezji sandomierskiej domu serafitek, znajdującego się w Pysznicy.
Kogo nie ciekawi, jakie są ulubione dania w zakonnej kuchni, co robią osoby zakonne w wolnym czasie, ile się modlą i jakimi problemami żyją? Jeszcze bardziej ciekawe może okazać się odkrywanie sekretów zakonnego życia sprzed ponad trzech wieków, kiedy to żeńskie klasztory obowiązywała rygorystyczna klauzura.
Codziennie pokonywał pieszo kilkadziesiąt kilometrów, aby dotrzeć do każdej z papuaskich wspólnot plemiennych. Orędzie Jezusa Miłosiernego zmieniło obraz misyjnej parafii.
Każda jej kropla, chociaż może mało znacząca dla osoby zdrowej, dla chorej i potrzebującej jest często jedynym ratunkiem. W ramach Roku Miłosierdzia i przygotowań duchowych do ŚDM ruszyła akcja honorowego krwiodawstwa.
W promieniach słońca, zygzakiem przez pola ziemniaków i kapusty, drepcząc na krótkich nogach i sadząc długie susy nie baczyli na trudności. Sami się dziwią, że naprawdę to zrobili!
Gdy potrzeba było chętnego na wyjazd, ani razu nie miał hamletowskich rozterek: jechać czy nie jechać? Ks. Piotr Rypulak po prostu spakował się i zameldował w Kopenhadze.
– Do misji nie da się przygotować. Te słowa usłyszane od jednego ze starszych misjonarzy potwierdzają się każdego dnia. Misję trzeba zaakceptować, zrozumieć, pokochać, ale wszystko w afrykańskim tempie – opowiada ks. Mateusz Kusztyk.
Podczas kazań, głoszonych przez niego w całej Italii, zbierały się tłumy wiernych.