Jestem misjonarzem czy nie?

Komentarzy: 2

ks. Marek Rybiński SDB: Zapiski Tunezyjskie

publikacja 15.06.2011 14:19

Co to za misje w Europie, mógłby ktoś powiedzieć, ale i u nas w Tunezji jest trochę podobnie – żyjemy bardzo skromnie, ale nie w takim dramatycznym ubóstwie jak w innych częściach Afryki. Jesteśmy tutaj posłani nie tyle, by ewangelizować biednych, lecz by być świadkami Chrystusa dla tych, którzy Go nie znają.

 

Jestem misjonarzem czy nie?

Autor ʻu siebie’ w Tunezji Fotografie: Magdalena J. Chudzicka

Mieliśmy też z Krzyśkiem okazję do spełnienia dobrego uczynku – zabraliśmy do samochodu czworo turystów, którzy chcieli zobaczyć Bardo. Samochód co prawda mógł zabrać tylko trzy osoby, ale w Tunezji jazda „na wcisk“ to norma – nikt na to nie zwraca uwagi. Przysłużyliśmy się podwójnie, bo chwilę potem, gdy podróżni opuścili auto i stanęli na wprost kasy muzeum, zaczął nagle padać gęsty deszcz, a do tej pory pogoda była śliczna.

Mój pokój i egzystencjalne przeżycia nieustannych okiennych zapomnień

Przenoszę się w tej chwili do miejsca niepozornego dla innych – do mej pustelni, miejsca ucieczki, odpoczynku, rozrywki filmowej – do mojego pokoju. Niech nikt nie myśli, że przebywam w nim długo, bo jestem tylko wieczorami, w dzień odwiedzany jest on sporadycznie.

Jestem misjonarzem czy nie?

Książka ks. Marka Rybińskiego "Zapiski Tunezyjskie" i płyta "Dusza Tunezyjska" - o jego życiu i śmierci. Zapiski Tunezyjskie/ SOM

Mówię to z niejaką dumą, bo choć łóżko ciągle wiedzie mnie na pokuszenie lenistwa popołudniowej sjesty, staram się owe ataki odpierać. Piszę o moim pokoju, bo ma po prostu swój klimat. Piszę, że mój pokój ma okno – niby coś normalnego, ale moje okno to dobry łowca. Chwyta tak wiele różnych dźwięków i potrafi przekazywać tyle różnych doznań. Nie ma chyba takiego drugiego okna na świecie. Czasami będąc tutaj tracę kontakt z rzeczywistością, poczucie miejsca, w którym się znajduję.

Niektóre dźwięki, zasłyszane z zewnątrz, do złudzenia przypominają te doskonale znane z Polski. Doznania są tak intensywne, że się w swoich myślach zapominam. To okno jak kłusownik wykonuje skutecznie robotę. Może to po prostu nostalgia...?

Gdzieś w oddali usłyszałem ryk silnika motocykla, takiego, który najpierw rozgrzany do czerwoności stoi w miejscu, a potem jak spłoszony koń rusza galopem przed siebie; wyłania się z ciemności i przez tę ciemność zostaje połknięty, robiąc przy tym dużo hałasu. Ten ryk przypomina mi lata spędzone w Łodzi – podobne dźwięki dochodzące z ulicy Piłsudskiego, blisko naszego seminarium. Przypomniały mi się czasy formacji – chwil radości i wielu wzniosłych uczuć. W kaplicy na Wodnej te motocyklowe „melodie“ nie były tak wyraźne, jakby wyciszone, a może tak mi się wydawało, gdy byłem zatopiony w modlitwie, pełnej gorliwości, do której ciągle muszę się nawracać. Motocykl zniknął, dźwięk ucichł, znowu jestem w Tunezji...

oceń artykuł Pobieranie..